środa, 31 października 2012

Państwo Tuska bada katastrofę



Trudno nie odnieść się do słów, które padły z ust polityków w związku z wczorajszą publikacją „Rzeczpospolitej”. Odpuszczę sobie słowa Jarosława Kaczyńskiego bo nawet gdyby powiedział, że Tusk osobiście rąbał toporem pasażerów lotu, mają one tylko to znaczenie, że wezmą je sobie do serca przyszli lub niedoszli wyborcy. Mogą więc być użyte przeciwko niemu. I pewnie będą. O czym na koniec.
Co innego słowa pana Premiera. Tu stawiam wyraźny akcent na słowie „Premiera” by było jasne, że mówimy o państwowym urzędniku, którego słowa mają często skutki prawne. Ot choćby taka umowa z Rosjanami zawarta ponoć „na gębę” a jakie skutki!. Są tacy, co twierdza, że tak nie wolno i chcą stawiać przed Trybunał ale też i tacy, co uważają, że owszem, jak najbardziej.
Zatem jeśli Premier twierdzi na przykład, że „Państwo polskie prowadzi badania nad każdym elementem katastrofy.”* to znaczy to nie mniej ni więcej, że każdy element, który jest badany, bada wspomniane „państwo polskie”. I tu mam niejaki kłopot bo nie za bardzo wiem jak sobie interpretować owe słowa. szczególnie w zestawieniu z informacją z wczoraj, z której wynika, że być może pobrane próbki będą badane w Moskwie a na pewno to tamtejsi specjaliści będą je pobierać na podstawie wskazań naszych specjalistów. Ponoć już są pobrane i czekają w Moskiwie. Na co czekają i po co skoro nasi specjaliści już przyjechali nie wiadomo. Ale są zaplombowane. Jeśli zbada się je w Moskwie wynika oto, że ci moskiewscy specjaliści, co próbki pobiorą a może i zbadają też chyba są nasi. No bo skoro „państwo polskie” bada, nie może być inaczej.
Trudno zaprzeczyć, że t właśnie za przyczyną pana Tuska i jego „pełnej odpowiedzialności” tak się nam w sprawie Smoleńska granice naszego „państwa polskiego rozmywają”. Widać to było wyraźnie wczoraj choć zdaję sobie sprawę, że wielu nie zwróciło na to uwagi, gdy część tego „państwa polskiego” (taki Klich Edmund na przykład) bez wahania sypała inne części jako te, które coś mogły a nie chciały.  Potem wszystko wróciło do normy, drobne się zgodziły i znów jest git. (kłania się Janerka)
Zatem trudno się dziwić czemukolwiek. Szczególnie zaś coraz ostrzejszym reakcjom tych, których tragedia dotknęła najbardziej. Nie, nie mam na myśli pana Komorowskiego choć swego czasu jego główny podręczny Nałęcz wprost sformułował pogląd, że jego pryncypał jest największą ofiarą katastrofy. Chodzi mi o rodziny, które dzięki temu w jaki sposób państwo polskie prowadzi badania nad każdym elementem katastrofy” pewnie jeszcze długo nie będą mogły zaznać spokoju.
W wypowiedzi pana Tuska pojawił się jeszcze jeden, szybko podchwycony przez jego współpracownika, pana Grupińskiego wątek. Oto Premier stwierdził, że „nie sposób ułożyć sobie życie w jednym państwie z osobami takimi jak Jarosław Kaczyński”. Trudno stwierdzić co dalej, skoro nie sposób. Czy oznacza to, że pan Premier ma zamiar „układać sobie życie” poza Polską czy raczej sprawi, że zmuszony do tego będzie Jarosław Kaczyński? Można by obstawiać z troska ten pierwszy wariant bo przecież pan Tusk to nie Łukaszenka, nie Putin (chciał by…!) ani nawet Janukowycz, który coś tam może konkurentowi... No helou!
Ale kiedy Grupiński, podążając za szefem oświadcza, że „W Polsce nie powinno być miejsca dla Jarosława Kaczyńskiego, który oskarża władze Rzeczpospolitej o współudział w zamachu”** od razu przestaje dziwić pytanie Kaczyńskiego czy chcą go zastrzelić czy skończy się tylko banicją. Bo gdzie jest to miejsce i co, jeśli Kaczyński nie złapie sugestii Grupińskiego? Nie ma to nie ma. Reszta to w końcu szczegóły techniczne.
Zastanawiam się, czy te durne słowa Tuska i Grupińskiego, które skutecznie zniwelowały efekt mało roztropnej wypowiedzi Kaczyńskiego dotyczącej zamordowania 96 osób, były przemyślane (jeśli tak to kusi pytać przez kogo- autor, autor!) czy też stanowiły efekt rozprężenia po potężnym stresie z poranka. tak potężnym, że się panom role pomieszały. Bez wątpienia nie współgrają one z tym na siłę konstruowanym kontrastem ze słowami Kaczyńskiego. On oskarżał, może nie roztropnie. Oni grozili. I to jest dopiero problem zważywszy na to, na co zwróciłem uwagę. Jeden to najwyższy państwowy urzędnik.
Zanim mnie ktoś zaatakuje, że jakoś tak nieproporcjonalnie oceniam, przypomnę prostą zasadę. Inaczej należy oceniać słowa wypowiadane przez opozycję, która ma coś, co nazywa się często „zbójeckim prawem” a inaczej urzędnika państwowego. szczególnie tego najwyższego, który łatwo może się narazić na zarzut totalniackich ciągot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz