poniedziałek, 15 października 2012

Tuskobus – reaktywacja (ofensywa rządu…)



Czy to, co wymyślono w Platformie jako przeciwwagę dla ofensywy opozycji przyniesie jakiś rezultat nie wiem. Myślę, że podobne wątpliwości mają sztabowcy partii rządzącej. A nawet więcej. Oni chyba nie wierzą w to, że benefisy kolejnych ministrów są w stanie odwrócić fatalną tendencję i przywrócić ich partii przychylność narodu.
Świadczy o tym najnowszy pomysł PO. W zasadzie powiedzieć o nim nowy to przesada. Tak naprawdę jest to trochę „odgrzewany kotlet”. Jak podają media Tusk ma zamiar „być wszędzie”. Brzmi to dość enigmatycznie ale Premier zapowiada, że „w kilku miejscach na pewno zagości jeszcze przed Świętami”. Gdybym był złośliwy zapytałbym przed którymi. Ale nie jestem. Tak jak nie jestem pewien, czy „bycie wszędzie” będące kopią „Tuskobusu” z ostatnich wyborów jest trafionym pomysłem.
Jak wiadomo obecna ekipa sprzedaje się nam jako kolektyw ludzi, którzy są tak zarobieni, że tylko dziwić się należy, że nie dopadło ich jeszcze masowe karosi, przypadłość dotykająca najczęściej przepracowujących się Japończyków. Trudno z tym „zarobieniem” pożenić jakieś tam tourne po kraju po to, by słupki sondażowe partii rządzącej „odrobiły stratę” do słupków opozycji. Nie wygląda to zbyt odpowiedzialnie.
Poza tym to już nie ta sama Polska co wtedy, gdy Tomek Karolak robił za „twarz władzy”. Jakoś nie wydaje mi się, że teraz by się zgodził. Więcej. Nie wydaje mi się by ktokolwiek, dla kogo twarz jest kapitałem, z którego ma na życie, zaryzykował oddanie jej jakiemuś „tuskobusowi”. Teraz to już gra nie warta świeczki. To już też nie ta sama Polska, w której na drodze Tuska stanął jeden jedyny „paprykarz” pytający jak żyć. Teraz to pytanie może usłyszeć wszędzie tam, gdzie „zagości jeszcze przed Świętami”. A to nie będzie zbyt medialne. Nie jest też już tak medialny sam Tusk. Czy jest dobrym pomysłem pokazywać ludowi, że ten dotychczasowy „fajter”, „zjadający” przeciwników z kopytami jednym kęsem zmienił się w zmęczonego i przestraszonego starszego pana. Sprawiającego wrażenie, że sam już nie za bardzo wierzy w to, co mówi. Albo mówi bo tak mu ktoś tam każe.
Wszystko zdaje się wskazywać, że Premier drugi raz doi tego samego autobusu wkraczać nie powinien. Ale co ma robić? No co?
Myślę, że może nie mieć wyjścia. Wczoraj na chwilę zatrzymałem się na jednej z konferencji prasowych, na której ministrowie mieli wprowadzać w szczegóły tego, co tak ogólnie wycenił na 800 miliardów Premier. Niby miałem szczęście bo trafiłem na najlepszego zdaniem sympatyków i oponentów obecnej ekipy ministra w rządzie Tuska. Pani Minister Bieńkowska niezbyt długo a ja niewiele z tego wyniosłem. Choć przecież aż taki głupi nie jestem. Taka „średnia krajowa”. Dokładnie taka miała być wszak przez najlepszego ministra przekonana.
Jak mało wiary pokłada się dość powszechnie w tych „konkretach”, za które odpowiadają poszczególni ministrowie, świadczy choćby to, że ślady dzisiejszej konferencji ministrów Szumilas i Kosiniaka- Kamysza z trudem można się było dogrzebać w mediach. W „najbardziej zaprzyjaźnionej stacji” zasłużyła ledwie kilka minut.
Tak więc to nie program a urok osobisty Donalda Tuska jest ostatnia nadzieją tej ekipy. Nie jakaś tam superkompetentna i przesz wszystkich szanowana minister Bieńkowska a szczery uśmiech Pierwszego Piłkarza Rzeczypospolitej zza szyby autobusu. Zatem nie jest ważne, że to już było. Ważne, że nic innego już do głowy nie przychodzi.
Ruszaj więc w Polskę z rykiem motoru „ostatnia desko ratunku”. Tuskobusie…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz