Jak mawia przysłowie, sukces może przebierać między ojcami zaś porażka o
żadnych rodzicach nie ma co marzyć. Nawet jak w takiej sytuacji ktoś „cała winę
bierze na siebie” jest to tylko akt bohaterstwa a nie przyznanie się do rodzicielstwa.
Powyższą mądrość ludową, z narastającą intensywnością ćwiczymy od
niedawna w dość zmodyfikowanej wersji. Już w swym „drugim expose” pan Premier
Donald Tusk zapowiedział, że on i jego ekipa „oczekują” czy tam „spodziewają
się” załatwienia od Unii circa 300 miliardów złotych na tak zwaną kolejną „perspektywę
finansowania”. Tu od razu zwrócę uwagę na specyficzny dobór słów przez pana
Tuska. Oczekiwanie i spodziewanie się sugeruje, że do tego głownie będzie się
sprowadzać aktywność jego „drużyny” w tej sprawie. Niejako mogłoby to potwierdzać
zwerbalizowane wówczas a od tamtego czasu często powtarzane przekonanie, ze
jeśli jednak tych „oczekiwanych” oraz „spodziewanych” miliardów nie dostaniemy,
będzie to wina PiS-u. Tu taki ukłon w stronę pana Młynarskiego, że świetny
temat się kroi.
Winą PiS-u będzie owa porażka z tej przyczyny, że partia ta jest
sojusznikiem brytyjskich konserwatystów, którzy nam brużdżą i mogą nasze
nadzieje na 300 miliardów pogrzebać. Zatem jak PiS nie wpłynie na Brytów,
będzie kicha. Jeśli jednak wpłynie i swoje 300 wielkich „melonów” dostaniemy,
będzie to sukces… Nie, nie brytyjskich konserwatystów z Davidem Cameronem. Nie będzie
to również zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego. Choć tak powinno wynikać z
pokrętnej logiki Donalda Tuska.
Ale być może od zawsze a już na pewno od czasu, gdy Tusk zasugerował iż w
rosyjskich prosektoriach każdy sobie może do woli fotografować ciała ościennych
prezydentów, zdumiewanie się nad osobliwą logiką jego przemyśleń i stwierdzeń można
sobie darować. Za to do woli można i należy zdumiewać się tymi, którzy taki kit
kupują.
Zatem nie ma sensu pytać pana Donalda czemu nasze miliardy ma załatwiać
nam czy to brytyjska partia konserwatywna czy to piąta co do wielkości frakcja
europarlamentu a nie Platforma Obywatelska i jej koalicja, która wszak
parlamentem kręci jak chce.
Pozostaje nam wiec tylko czekać. I przekonać się czy pan Tusk w razie
sukcesu weźmie na siebie „pełną odpowiedzialność” za niego czy też przy porażce
zmiesza z błotem PiS i Kaczyńskiego.
Zanim zacząłem pisać ten tekst, miałem zamiar na sam koniec wyrazić
przekonanie, że akurat ta pokrętna argumentacja nie znajdzie głupich, którzy ją
kupią. Ale po wczorajszym tekście Libickiego o Macierewiczu, pod którym pytanie
czemu to Macierewicz a nie przedstawiciele rządu mają się tłumaczyć z nie przekazania
opinii publicznej informacji o publikacji zdjęć uznane zostało za (uwaga!) „odwracanie
uwagi” wiem, że są w tym naszym kraju ludzie, których zdolność absorpcji kitu
nie śniła się nawet filozofom.
Zatem jeśli dostaniemy tę „spodziewaną” i „oczekiwaną” kasę, będzie to
300 miliardów dzieci pana Donalda Tuska. Kolejny jego „wielki sukces”. Jeśli
zaś ich nie zobaczymy, będzie to 300 miliardów sierot po PiS-e.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz