czwartek, 29 listopada 2012

O rozsądnym Mikołaju

Rozsądek to cecha ze wszech miar godna pochwały i naśladowania. Jednak każdy, kto choć przez chwilkę był dzieckiem wie, że trafić na rozsądnego świętego Mikołaja to było istne utrapienie. Często owocujące wręcz poważnymi rozczarowaniami. Rozsądek rzadko idzie w parze z marzeniami a kto jak kto ale dzieciaki potrafią marzyć. Ty warto zauważyć, że tak, jak rozsądek w oczach dziecka traci dość zdecydowania, zazdrość okazuje si ę cechą, do której wielu chętnie się przyznawało. Była a pewnie i do teraz jest poważną monetą przetargową. Kto nie użył albo wobec kogo nie użyto argumentu „tato, mamo a X czy tam Y ma takie!”.
Sam pamiętam dwa przypadki, gdy zazdrościłem tak, że pewnie powinienem się tego dziś wstydzić. Pierwszym razem gdy kolega z sąsiedniej, oddalonej o dobrze trzy kilometry wioseczki przyjechał samochodzikiem na pedały. Autko prawdę mówiąc urodziwe nie było no bo i jak miało być skoro wyprodukowano je w USSR nadając mu formę uproszczonego trabanta. W dodatku kolega wysiadł z pojazdu spocony i nie był w stanie chodzić ale po co miał chodzić skoro miał auto?!
Drugim razem zazdrościłem koledze, któremu kupiono rower wyścigówkę. Wtedy wyścigówka od nie wyścigówki różniła się tylko kształtem kierownicy i krótszymi błotnikami. Żadne tam przerzutki i inne bajery. I tak kochałem się w tej ubogiej wyścigówce bardziej niż w sanitariuszce Marusi. Taki byłem romantyczny w wieku lat ośmiu.
Ale wróćmy do rozsądku jako wady. Wyobraź sobie czytelniku takiego człowieczka z oczami maślanymi, widzącymi w każdym kącie czy zakamarku wyimaginowane wyścigówki albo autka na pedały. I na to trafiał się akurat nadmiernie rozsądny Mikołaj i miast wyścigówki wyciągało się z paczki sweter i mięciutkie paputki.
Z wiekiem przejrzałem na oczy i zacząłem doceniać tę cechę charakteru nawet u wspomnianego świętego. Cieszyły i cieszą mnie koszule, rękawiczki a nawet chustki do nosa. Ale gdzieś w środku… Wszystko przez moje kobiety. Od nich dostałem już dawno zapomnianą kolejkę elektryczną i klocki Lego i błękitne Subaru Imprezę WRC. Autko na pedały oczywiści e w grę nie wchodzi z uwagi na to, że moich rozmiarów nie produkują. Szkoda trochę. Miał bym komplet.
Tak sobie gadam by przypomnieć, że czekam na Mikołajów. Rozsądnych i całkiem szalonych.
Kto nie wie o co chodzi, niech kliknie obrazek a przeniesie się…

Pisalem już ale to warto przypominać, że symbol akcji to prezent od Niepoprawnych.

PiS wysadził trotyl, PO rzeczywistość

Prawdę mówiąc (choć wstyd się przyznać) bardzo chciałbym widzieć minę tego kogoś ze „Szczujni Narodowej” , komu przypadł w udziale przywilej otwarcia koperty z wynikami badań opinii społecznej zamówionych w TNS Polonia*. Było to tuż po Brunonie K. (o nim wspomnę jeszcze) i Nicponiu i mieli święte prawo sądzić tam na Czerskiej, że  ich „ulubiona” partia oscyluje już na poziomie pięcioprocentowego progu wyborczego. Jednak, jak mawiali Rzymianie „Dura lex sed lex”. Widać sympatiami tej tak zwanej opinii społecznej rządza inne prawa niż prawo ul. Czerskiej 8/10 do satysfakcji z doskonale odwalonej roboty.
A teraz poważnie. Wspomniałem o Brunonie K. nie przypadkowo. Jeśli ktoś dokładniej zapoznał się z jego wypowiedziami  a nie tylko z gazetowymi interpretacjami jego zamierzeń, musiał być zdumiony, że człowiek mający tyle pretensji do Kaczyńskich chciał wysadzać nie Prezesa PiS tylko rządząca ekipę oraz panią HGW. Ale nie ma co się temu dziwić bo ów najpewniej wariat jest w swym myśleniu wyjątkowo racjonalny. I wyciągania wniosków powinni uczyć się od niego tacy intelektualiści jak choćby pan Ireneusz Krzemiński który cyklicznie  „uśmierca” PiS i nie może pewnie pojąc czemu „larwa tak się trzyma”. Racjonalność Brunona K. sprowadza się do tego, że będąc wkurzonym całokształtem spraw, które w jego mniemaniu nie idą jak należy nie udaje, że ciągle rządzi i chrzani wszystko co z rządzeniem się łączy tak mało przez niego ceniony Kaczyński tylko bardzo celnie identyfikuje naprawdę odpowiedzialnych za obecny stan rzeczy. Żeby nie było, metody, którymi chce czy tam chciał ich rozliczać racjonalnie ani tym bardziej dopuszczalne absolutnie nie są.
Oczywiście trudno powiedzieć czemu „Szczujnię Narodową” tak szybko spotkała taka niemiła niespodzianka. Myślę, że faktycznie, co wieściła zresztą niedawno pani Kublik wskrzeszając nawet w tym celu księdza Ryszarda Rumianka, Smoleńsk bardziej działa na korzyść niż szkodzi PiS-owi a PO… A PO musi liczyć na takie fajerwerki jak tekst Gmyza i otoczka wokół niego bo rzeczywistość działa zdecydowanie na niekorzyść rządu i rządzącej partii. Kiedy szum medialny jej nie zagłusza na plan pierwszy wysuwa się a to fiasko negocjacji w sprawie 300 czy tam 400 miliardów, a to kolejny stan przedzawałowy w służbie zdrowia oraz inne pomniejsze problemy i pomysły na ich rozwiązywanie. Choćby „rządowa rada ds. języka nienawiści” trącająca bolszewią tak, że bardziej już nie można. Kojarząca się z dawnymi „zaplutymi karłami reakcji” oraz „Teatrzykiem Trumanillo”. Myślę ponadto, że w najbliższej przyszłości do oceny rzeczywistości swój „kamyczek” dorzuci jeszcze kolega pana Grasia, pan Hajdarowicz pokazujący nam wolność prasy i słowa w wydaniu wczesnomongolskim.
Prawda jest taka, że jak obywatel czyta, iż szpitale odsyłają chore dzieciaki, które miały mieć pilne operacje bo się kończą limity albo o tym, że gdzieś tam pacjentów do specjalisty zapisuje się na rok 2020 to nie uspokoi go już prokurator Szeląg choćby nawet w tej intencji wykonał efektowny striptiz przed kamerami.
Oczywiście przez myśl mi przeszedł jeszcze jeden możliwy scenariusz. Ten mianowicie, że na Czerskiej pomyślano sobie, że wszystko idzie świetnie i tylko trzeba wroga przekonać, żeby gadał jak gada. I podsunięto dane pokazujące jakoby, że jednak trotyl ma działanie krótkotrwałe a zajmowanie się Smoleńskiem daje profity. Oczywiście ten scenariusz możliwy nie jest absolutnie gdyż wspomniana na początku TNS Polonia to żadna tam „dama lekkich obyczajów” nastawiona na to by zadowolić klienta i zaczynająca interesy od pytania „a co ma wyjść?”
Jednak jak jest przekonamy się gdy nam się trend ujawni. Chyba, że go „rządowa rada nienawiści” uzna za mowę nienawiści i nas przed nią zechce uchronić.
ps. Tradycyjnie też zapraszam do mojego tekstu, który odnosi się do spraw sto razy ważniejszych niż wszelkie "szczujnie", polityki i menażerie. Tu link:


środa, 28 listopada 2012

Nadredaktor Hajdarowicz



Ja dobrze pamiętam kąśliwe uwagi pod adresem tych, którzy nie wróżyli „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” zbyt spokojnego i zbyt długiego życia pod twardym, ojcowskim obcasem pana Grzegorza Hajdarowicza. Wyszło, że lepiej na mediach, na biznesie i na milionerach znają się jednak ci, którzy nie pokładali zbyt wielkich nadziei w umiłowaniu wolności pana Grzegorza, sięgającym jakoby hen od pana Kurkiewicza aż po Waldemara Łysiaka.
Dziś znów w komentarzach pojawiają się przemądrzałe uwagi, często tych samych komentatorów, wprowadzające w arkana prowadzenia medialnego biznesu wraz z dość konkretnym wskazaniem na czym rzecz polega.
Ze mnie żaden tam Hajdarowicz ale jakoś tak mi wychodzi, że jeśli właściciel wspomnianych tytułów troszczy się o biznesowy sukces to raczej wydawnictw pana Tomasza Lisa i pana Michnika a nie należących do niego. Nie twierdzę, że robi to świadomie choć kto wie.
W dyskusjach na temat ostatniej roszady popełnionej przez Hajdarowicza padł oczywiście „argument z Gmyza”. I opinia, że właściciel ma prawo strzec swego biznesu przed zarzutami o brak profesjonalizmu. Dość słusznymi zresztą. Fakt, Gmyz narobił zamieszania i jak dotąd nie dowiódł bezdyskusyjnie, że miał ku temu podstawy. Można go lubić, cenić za wcześniejsze dokonania ale w tej sprawie nie dał rady. Bez dwóch zdań.
Tyle tylko, że o ile Gmyz popełnił błąd, skompromitował warsztat i ośmieszył tytuł, Hajdarowicz ma na sumieniu coś, przy czym nawet setka Gmyzów z setką trotylowych wydmuszek nie może się nijak równać z numerkiem wyciętym przez  samego Hajdarowicza. Jego nocne przechadzki w towarzystwie niejakiego „Pawła”, powszechnie znanego jako ktoś zupełnie inny sprawiły, że wszelkie opowiastki o etyce i podobnych wartościach w jego wykonaniu można skwitować krótkim „nie cudzołóż”.*
Coś, co zdarzyło się Gmyzowi, zdarza się na całym świecie. W najstarszych i najsolidniejszych demokracjach zdarzało się, że na jaw wychodziły nie takie dziennikarskie obsuwy. Świat, w którym Hajdarwicze  z „Pawłami” prowadzają się pod rączkę trudno sobie wyobrazić. Być może istnieje wyłącznie i jedynie gdzieś blisko Nowego Światu. W kwadracie ograniczonym ulicami Armii Ludowej, Waryńskiego, Gagarina. Inne światy mi nie przychodzą do głowy bo tam, gdzie włazi się tak ostentacyjnie w dupę władzy nie ma Hajdaroiczów – magnatów medialnych a tam, gdzie tacy bywają, włażenie przez nich w dupę władzy raczej w dobrym tonie nie jest.
Co z tego wyniknie? Nico. Pan Hajdarowicz udowodnił, że na mediach zna się jak nikt inny. Nikt inny nie ma na koncie osiągów mogących równać się z nakładowym rekordem „Przekroju”. Inni zamykali tytuły zanim zdołały osiągnąć taki poziom żenady, Zatem śmiem sądzić, że nie za bardzo pojmuje on na czym opierał się sukces tygodnika wymyślonego przez Lisickiego. I jeśli sądzi, że uwiedzie dotychczasowych czytelników jakimś kolejnym Kurkiewiczem albo choćby i pierwszym w na tej szerokości geograficznej „przejściem na tablety” to znaczy, że ciągle niczego się nie nauczył. I raczej powinien inwestować w kolejne Kopakabany i już tylko dla rozrywki czy tam splendoru prowadzać się z różnymi „Pawłami” a nie uczyć świat mediów etyki.

* Z dowcipu o Jaruzelskim, który po wizycie i Papieża nie mógł zrozumieć czemu Ojciec Święty cały czas, gdy generalissimus opowiadał o normalizacji sytuacji w Polsce, o wzroście gospodarczym i poprawie nastrojów społecznych powtarzał wspomniane „nie cudzołóż”.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Szczujnia wszystkich szczujni



Powiem szczerze, że nigdy nie podejrzewałem pana Pawła Wrońskiego, redaktora „Gazety Wyborczej” o tyle autoironii. Właściwie nie podejrzewałem go o coś takiego w ogóle. Niby mówi cedząc słowa, uśmiechając się przy tym kącikiem ust ale zawsze brałem to za coś zupełnie innego. Za co nie jest teraz ważne. Zgadujcie jak chcecie :)
Pan Wroński ujawnił swój talent humorystyczny wprowadzając jakoby do obiegu pojęcie „szczujnia”. Ba, nie tylko wprowadził ale zajął się edukowaniem obywateli w tej kwestii i w tym celu znalazł od razu kilka żywych przykładów.
Pan Wroński ze swym odkryciem i pasją krewienia go wśród innych nawiązuje do najlepszych wzorców. Jest jak molierowski pan Jourdain, który nagle odkrywa, ze mówi prozą i pędzi by się tym pochwalić. I jest w tym oczywiście komiczny przez tę swoją wiedzę neoficką, która wypływa z prostej acz fundamentalnej niewiedzy.
Tak się składa, że nim pan Wroński „wymyślił prozę”, to znaczy użył określenia „szczujna” „wobec prawicowych (głównie) portali internetowych żywiących się ludzką nienawiścią i głupotą”* w sieci od lat funkcjonowało określenie „szczujne media”. I określenie to narodziło się wcale nie za sprawą  wspomnianych „prawicowych (głownie) portali” ale głownie dzięki wyczynom macierzystego medium pana Wrońskiego.
Gdyby chcieć porównać „szczujne” osiągnięcia „„prawicowych (głownie) portali” oraz wspomnianej macierzystej firmy Wrońskiego wyszłoby bez najmniejszych wątpliwości, że kudy tam owym „portalom” do prawdziwych „Paganinich szczujności” snujących się po korytarzach, które co dnia przemierza pan Wroński wpatrzony w dal, gdzie ledwie dychają ci wszyscy „szczujni detaliści” nie mający szans by choćby stanąć w cieniu „esencji szcujności” działającej od lat w sposób budzący respekt, pewnie i podziw ale przede wszystkim lęk.
Gdyby chcieć wskazać kolejne przykłady mistrzostwa „macierzy” pana Wrońskiego można by wskazywać liczne nazwiska od Kerna począwszy a choćby na Andrzeju Nowaku kończąc.
Gdyby kogokolwiek w Polsce zapytać z jakim tytułem kojarzy mu się najbardziej powiedzenie, że polityka najłatwiej zabić gazeta ciekawe czy Wroński zgadłby jaki tytuł padłby najczęściej.
Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, by pan Wroński tak sobie żartował. Takie żarty mają to do siebie, że inteligentni choćby tylko troszkę słuchacze czy czytelnicy od razu łapią jak rzecz należy rozumieć. Jeszcze żyje sporo tych, których wychowano na specyficznej „prawdzie” Trybuny Ludu i innych organów Partii i sojuszniczych stronnictw.
Ci, którzy nie pamiętają, mają szczęście doświadczać specyficznej przyzwoitości „macierzy” pana Wrońskiego na co dzień. Część z nich ma tyle oleju w głowach by im się drobne w kieszeni od słuchania tamtej specyficznej gazetowej dialektyki  nie zgadzały. Trudno by było inaczej. Oni też są widownią tego błyskotliwego stand up pana Wrońskiego.
Im więcej będzie pan Wroński tak udanie odgrywał dziewicę i robił z własnej firmy napęczniały bo dziury nosa dobrocią tybetański klasztor, tym więcej zabawy nam dostarczy.  Przypomniał mi pan Wroński taki dość kiepski dowcip z czasów komuny jak to Francuz, Anglik i radziecki towarzysz licytowali się który z nich powie największe kłamstwo. Francuz mówi
- U nas jeden burżuj skoczył z wieży Eiffla i przeżył.
Pozostali pokręcili głowami sugerując, że mogło się przecież tak właśnie stać. Przy szczęśliwym zbiegu okoliczności. Drugi był Anklik.
- U nas w Londynie była taka mgła, że pewien gentelman, idąc do domu musiał kroić ja nożem.
Francuz z bolszewikiem dalej przekonywać, że to nic niezwykłego. Że nie raz tak mieli. W końcu przyszła kolej obywatela radzieckiego.
- A u nas w kołchozie jeden dżentelmen… - zaczął.
- Dobra. Wygrałeś – wszedł mu w słowo Anglik a Francuz gorliwie kiwał głową.
Wroński – dżentelmen ze swym etycznym kołchozem, tak mi się w każdym razie zdaje, przebiłby i tego. I to o ładnych kilka długości.


sobota, 24 listopada 2012

Jak mi Mikołaj podarował śniegowy rower.

Zdarzyło się raz tak, że zajrzałem w wigilijny wieczór pod choinkę i łzy mi się w oczach zakręciły. I to wcale nie łzy wzruszenia. Brat też miał niezbyt tęgą minę choć on był wtedy już w szóstej a ja w piątej klasie. Siostra z zapałem rozpakowywała swój prezent a dla nas pod choinką nic nie było.
Prawdę mówiąc i ja i on mieliśmy sporo za uszami ale żeby aż tak? Choćby rózgę na przykład a nie zaraz nic!
Rodzice zaraz, widząc, że się poryczymy samowtór czyli ja z bratem a brat ze mną zasugerowali, żeby biec za Mikołajem świętym i negocjować. Negocjować… akuratne dość słowo i dzisiaj.
Chyba niezbyt albo i wcale nie wierzyliśmy już w świętych roznoszących bezinteresownie podarki ale skoro rodzice kazali iść, poszliśmy. Już na schodach pojęliśmy, że nic straconego (choć nadal nie mieliśmy pojęcia co jest grane) bo znaleźliśmy powieszone co kilka metrów strzałki z naszymi imionami. I tak doszliśmy do komórki na węgiel obok domu w którym mieszkaliśmy.
W środku znaleźliśmy dwa rowery. Po jednym dla mnie i dla brata. Z czasem okazało się, że on wybrał odrobinę lepszy a przekonałem się o tym kilka lat później gdy z moim coś się stało i pożyczyłem od niego. I dopiero wtedy okazało się że wcale w kwestii jazdy bez trzymanki nie jestem kompletnym beztalenciem tylko w mojej maszynie coś było lekko zwichrowane i tylko dlatego po puszczeniu kierownicy koło szło w bok a ja twarzą na podłoże. Najczęściej na szczęście piaszczyste.
Te rowery znalezione w komórce to była jakaś tam dziejowa sprawiedliwość dokonana ręką świętego gdyż z tego samego miejsca letnią porą jakiś zły człowiek zakosił mi i bratu nasze poprzednie bicykle. Nie tak fajne jak te nowe ale byliśmy z nimi mocno związani.
Tak więc trudno się dziwić, że byliśmy niezwykle kontenci. Mimo tych nerwów z początku.
Był tylko jeden problem. W tamtym czasie Święta bez śniegu a właściwie całe zimy bez śniegu nie zdarzały się w ogóle. Perspektywa cieszenia się prezentem w sposób niepełny to były co najmniej trzy, cztery miesiące. Aż tyle cierpliwości nie miałem. W ogóle jej nie miałem.
Nie zważając na leżący śnieg, na mroźne powietrze i stosowną do niego grubą odzież wsiadłem na mój rower i przez niemal godzinę z wielkim wysiłkiem śmigałem przez zaspy mym śniegowym rowerem.
Później przez tydzień myślałem, że urwałem sobie w środku wszystko.
Ale chyba warto było :)
Tak mi ta historia przyszła do głowy teraz akurat bo mi Renka podesłała listę dzieciaków, które pewnie też czują niepokój, że nawet tej rózgi nie będzie. Wiem, że jest ciężko ale gdzie temu „ciężko” do tamtych czasów. Wtedy też zdarzyło się, ze tata pojechał po zakupy na święta i przywiózł tylko gdzieś tam wystane godzinami pół świńskiego łba. Nie wiem co z tego udało się zrobić. Ale dało się. Wierzę, że da się i teraz. Bo jakżeby inaczej?
Przypominam, że jeśli ktoś zdecyduje się, wskazuje dziecko, któremu chce sprawić radość i dać prezent. Lista do wyboru niżej. A jak technicznie zostać Mikołajem o tym pod tabelą. Renka ustaliła, że prezenty powinny mieścić się w 200 zł. Jeśli mktoś zechce przekazać drobniejsze podarki to jest słodycze i zawsze potrzebne w każdym domu rzecz, też proszę.
l.p
Imię
wiek
marzenia

1
Justyna B.
11 lat
Aparat fotograficzny- najlepiej czarny
 Maszoperia
2
Dawid P.
12 lat
Tablet lub mp5

3
Przemek
10 lat
Tablet lub x playerslide box

4
Wiktoria
17lat
Słuchawki dobre

5
Ola
7lat
Lalka z wózkiem , butelka i pampersem dla lalki

6
Patryk
13lat
Telefon komórkowy – najlepiej dotykowy

7
Piotrek
8 lat
Mp4 i klocki lego

8
Piotrek D.
8 lat
Mp4 manta gamemaster

9
Dawid
2 lata
Zielony rowerek z 4 kółkami

10
Gabrysia
15 lat
Buty kolory miętowego rozmiar 37, oraz Ferrero Roche

11
Klaudia
6 lat
Kozaki nr 29/30 i…

12
Rafał T.
16 lat
Dres i czapka adidas na 180

13.
Oliwia
5 lat
Lalka Barbie z sukienkami i jeśli możliwe to zamek

14.
Marzena
14 lat
Conwersy koloru jasno czerwonego rozm. 38/39

15.
Mariuszek
5 m-cy
Zabawki ( wymarzone z Fisher Price), czekoladki merci
kisio
16.
Marcin
17 lat
Czarny aparat fotograficzny, pendrive i słodycze

17.
Lena
3 latka
Lalka
 Mała Mi
18.
Wojtek
17 lat
Bluza Z kapturem nike na 170

19.
Amelka
3 latka
Niebieski rowerek z niebieskim kaskiem

20
Bartuś
2 latka
Traktor z przyczepką i klocki

21.
Daniel

Kierownica do gier komputerowych

22.
Krystian

Tablet manta

23.
Natalka
4 lata
Basen ogrodowy , piłka plażowa i słodycze


Został miesiąc do Świąt Bożego Narodzenia. Pewnie to mało ale jak się sprężyć, zdąży się. Tych, którzy chcieliby pomóc, czy to jako fundatorzy konkretnych prezentów czy w inny sposób proszę o kontakt na pocztę wewnętrzną albo pod adresem rosemann@op.pl
W sprawach bardziej skomplikowanych będę kierował do Renki
Przypominam, ze jeśli komuś będzie pasowało, może dostarczać to, co zechce dostarczyć na adres w Warszawie - Dom Pielgrzyma Amicus ( koło placu Wilsona), ul. Hozjusza 2 
Tradycyjnie też baner, podarowany na pierwszą edycję akcji przez Niepoprawnych, który można umieścić u siebie na blogu. Będzie kierował na tę stronę.

 

<a href="http://rosemann.salon24.pl/466823"><img src="http://niepoprawni.pl/files/images/Mikolaj_0.png" alt="Mikolaj.png" title="blogerzy dzieciom" height="126" width="200" style="border: 0px;" /></a>