poniedziałek, 29 października 2012

Kluczowy dowód czyli milczenie Tuska i taśma z Jaka



Pewnie zdziwicie się ale postanowiłem zagrać w szczególnej kapeli. Dokładnie stanowimy teraz trio, które dzieli prawie wszystko ale dzieli zgodność w jednej sprawie. Tak, jak pan Czuchnowski i pani Kublik* za nic nie mogę pojąć czemu rząd pana Tuska ignoruje i lekceważy to, że „druga strona” tak wyraźnie wygrywa propagandowo ostatnie fakty związane z tragedią smoleńską zamiast skutecznie przeciąć wszystko.
Oczywiście pytanie co tak czołowych specjalistów „Wyborczej” w sprawach Smoleńska nagle skłoniło by równocześnie, niemal jednym głosem zaczęli skamleć o „smoleńską prawdę” i napominać Tuska jest samo w sobie niezwykle interesujące. Ale tym niech się zajmie kto inny. Psychologowie czy wiktymolodzy…
Mnie ciekawi to, co w jakiś tam sposób, zgodnie z unisono duetu Czuchnowski-Kublik może nie wyjaśniłoby całej sprawy ale mogłoby przynajmniej jakieś wątpliwości rozwiać. A już na pewno uciszyłoby wszelkie sugestie, że w ostatniej „smoleńskiej śmierci” jest coś tajemniczego i nieprzypadkowego.
Pozostawianie sprawy bez wyjaśnienia może mieć niebagatelny wpływ na pogłębianie się w społeczeństwie niewiary w profesjonalizm i czyste intencje rządu.** Przynajmniej w sprawie Smoleńska. Bez wątpienia może wpłynąć destrukcyjnie na psyche i tak już podenerwowanego czy poirytowanego duetu Kublik- Czuchnowski. Tu warto zauważyć, że podobne, choć może nie tak histeryczne oczekiwania zgłaszają i inni, którzy uprawiają „ten sam kawałek roli” co wymieniona dwójka. *** Przyznając przy okazji, że nie za bardzo wiedzą, oni, mistrzowie i wszystkowiedzący, jak sobie z tym poradzić. Bo milczeć źle a polemizować… jeszcze gorzej. Jeszcze się nie daj Bóg nobilituje drugą stronę!
Cały czas mi się na dygresje zbiera. Pewnie temu, że już ponad dwa lata ten duet i ta cała reszta pracują by było „zaplute, zamazane” a tu jak na złość jest jakby odwrotnie. I nie wiadomo czy to poczucie skopanej przez niewdzięczny los dumy tak ich boli, urażony niepowodzeniem profesjonalizm czy może co inne. Strach na przykład.
Ale tak naprawdę ja o czym innym. Nie o tym, że się nam tak przypadki ostatnio skumulowały i tę całą kupę „przypadków” trzeba było wykopywać z ziemi a tu jeszcze przypadkiem ubyło świadka. I to nie jakiegoś pośledniego. Choć jakoś nie za bardzo był nagłaśniany. Przynajmniej oficjalnie.
Ja o tym, że przecież zeznania i wypowiedzi chorążego Musia, były znane od dość dawna. I nie trudno nawet dla osoby mało inteligentnej (a co dopiero dla mocarzy z KPRM czy PKBWL) było zauważyć, że nijak nie pasują do oficjalnych „ustaleń” zarówno polskich i rosyjskich. Zatem czemu nikt choćby nie spróbował zaprzeczyć albo i całkowicie zdyskredytować to, co mówił. Przecież z tym nie było żadnego problemu. O ile bowiem w sprawie „czarnych skrzynek” z Tupolewa ciągle jesteśmy skazani na kłótnie co do ich wiarygodności o tyle w przypadku Jaka jest diametralnie inaczej. Te „czarne skrzynki” nie są w ruskim areszcie i mogą być publikowane do woli.
Ktoś oczywiście zauważy, że nic podobnego, że przecież to dowód. Poproszę wtedy by z siebie durnia nie robił. Jakoś zapisy z Tupolewa, które bez wątpienia były dowodem jeszcze istotniejszym były publikowane. I to w wielu wersjach. Z „debeściakami” i Błasikiem, oraz bez. Co stoi zatem na przeszkodzie? Przecież raz na zawsze ucięłoby się wersję „50 metrów” i innych „omamów” Musiała. A tu dwa lata mija i …
A przy okazji i Kublik i Czuchnowski i Lis i Nowakowska choć na chwilę mogliby odetchnąć w tej niezrozumiałej irytacji czy nawet irracjonalnym strachu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz