niedziela, 14 października 2012

Runął już ostatni mur…? (strach przed PiS)



Trudno dziwić się powadze lub, jak to widzieli niektórzy, przestrachowi Donalda Tuska, gdy stawał przed Sejmem i próbował odwrócić najnowszy trend odnoszący się do sympatii opinii publicznej. Trudno się dziwić tym bardziej, jeśli wie się (a nie wiem czy akurat on to wiedział), że to nie jest tylko proste i jakoś naturalne „znużenie władzą” i „karanie” tej władzy chwilowym odwróceniem się od niej.
Dotąd nie raz już tak było, że opozycja zbliżała się niebezpiecznie do partii Tuska a w „sondażach wewnętrznych” nawet ją wyprzedzała. Wtedy pan Tusk wkraczał na mównicę i niczym karabin maszynowy systemu Maxima „strzelał” „wszystkimi zbrodniami PiS-u” sugerując obywatelom, by w żadnym wypadku o tym nie zapominali. No i wychodziło, że obywatele nie zapominali.
I tak było i było. Z wielką korzyścią dla Tuska i jego ekipy.
I tu zastanawiam się, czy już można używać czasu przeszłego.
Jeśli wierzyć kolejnemu sondażowi, tym razem zamówionemu  przez „Newsweeka”, 55 % ankietowanych, na pytanie czy obawia się powrotu PiS do władzy odpowiada, że raczej nie lub zdecydowanie nie. Strach (lub zdecydowany strach) odczuwa 32 % badanych.
Jeszcze ciekawszy choć nie tak spektakularny jest wynik ankiety odnoszącej się do potencjalnie najlepszej dla Polski koalicji rządowej. Na pierwszym miejscu z 22% wskazań jest ewentualna koalicja PiS-PSL. Druga jest koalicja PO-SLD - 14 proc a dopiero trzecia obecna koalicja.
I to jest faktycznie coś, co musi a w każdym razie powinno przerażać Tuska, Grasia, Kopacz i wszystkich innych z tamtej ekipy. Bo o ile sympatia i antypatia w stosunku do PO i PiS mogą ciągle oscylować przyjmując raz takie a raz inne wartości, wynosząc a to PO a to PiS na czoło, o tyle ze strachem jest inaczej. On jest albo był. Ale jak zniknie czy tam zniknął, to już na trwałe. Bo po drodze znów musiałby PiS zdobyć władzę i znów jakoś postraszyć ludzi.
… musiałby PiS zdobyć władzę… No a tego pan Tusk, Graś, Kopacz i reszta raczej by nie chcieli.
Kiedy jednak taka możliwość pojawi się jako całkiem prawdopodobna cóż zrobi Tusk, Graś, Kopacz…?
Wiadomo co mogą sobie najpewniej darować. Właśnie te spektakularne budzenie „demonów pisowskich” prze Tuska. Bo to pewnie już nie zaskoczy. A może wręcz przybrać skutek odwrotny.
Utrata atutu w postaci zarządzania strachem obywateli to wiadomość dla rządzących bardzo poważna. Śmiem twierdzić, że z tym atutem wiązać można zdecydowanie więcej niż połowę siły PO. W tym kryła się istota owych legendarnych „10 złotych za litr benzyny”, które niektórzy byli gotowi płacić Tuskowi w zamian za gwarancję, że „straszny PiS” do władzy nie wróci. Teraz tej dychy za litr już nie da bo „straszny PiS” już nie straszy. Nie ma więc powody by się na takie chwyty dawać łapać.
Wraz z naturalnym zgonem zjawiska strachu przed PiS-em Platforma straciła ostatni chyba element swego solidnego fundamentu władzy. Jak dotąd okazało się, że „lepsza drużyna” wcale taka fajna nie jest, Tusk to już nie ten czarodziej co kiedyś, PO to już nie jest synonim nowoczesności no i to… Możliwe, że runął już ostatni mur, od którego odbijała się opozycja starając się przebić do opinii publicznej.
Ale nie wątpię, że jeszcze raz Tusk spróbuje straszyć. A wtedy…
Przypomina mi się taka historia z czasu, gdy dla mnie i mego pokolenia runął poważniejszy mur. Było to w 1989 r. gdy toczyła się już kampania przed „częściowo wolnymi” wyborami do Sejmu i wolne do Senatu. Chłopcy z NZS-u, pracujący dla Komitetu Obywatelskiego przy plakatowaniu zauważyli, że na sklepie Spółdzielni Spożywców „Społem” powieszono plakaty kandydatów zdychającej komuny. Dziwni byli ci kandydaci swoją drogą. Moja mama zauważyła, ze jak ich pokazywali w telewizji to oni albo szli do kościoła albo właśnie z niego wracali. W każdym razie „plakaciarze” weszli do sklepu i zapytali czy ich plakat też mogą za szybą sklepu powiesić. Wystraszona ekspedientka zaczęła się czerwienić i tłumaczyć, ze… nie wolno jej żadnych plakatów wieszać. Gdy pokazali jej palcem wiszący plakat nie powiedziała słowa. Nagle spośród stojących i przesłuchujących się rozmowie klientów wyłoniło się typek w garniturze.
- Słyszeliście. Nie wolno – szczeknął i chyba myślał, że sprawa jest definitywnie załatwiona.
- Że co proszę? – zwrócił się do niego jeden z chłopaków.
- Że macie wypierdalać – bez ogródek wyjaśnił esbol (jak się domyślali).
Jednak przeliczył się „towarzysz z bezpieczeństwa” jeśli liczył, że będzie jak dotąd, gdy coś komuś tak lub podobnie kazał. Jeden z chłopaków nie zastanawiając się nawet uśmiechnął się i…
- Gościu. Nie strasz nie strasz bo się zes…sz. – odpowiedział. Ludzie w sklepie ryknęli gromkim śmiechem. Ekspedientka z uśmiechem poprosiła o plakat i powiedziała, że zobaczy co da się zrobić. A esbol… Esbol wystrzelił ze sklepu jakby dostał jakiegoś niewidzialnego kopa. Następnego dnia szef Spółdzielni Spożywców „Społem” sam zadzwonił prosząc o przysłanie plakatów by je powiesić w sklepie. By było uczciwie.
Ale wróćmy do „tu i teraz”. Nie wątpię, jak już pisałem, że jeszcze raz Tusk spróbuje straszyć. A wtedy… Wtedy słuchający go powiedzą w duchu czy też głośno - Gościu. Nie strasz nie strasz bo się zes…sz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz