Trudno dziwić się powadze lub, jak to widzieli niektórzy, przestrachowi
Donalda Tuska, gdy stawał przed Sejmem i próbował odwrócić najnowszy trend
odnoszący się do sympatii opinii publicznej. Trudno się dziwić tym bardziej,
jeśli wie się (a nie wiem czy akurat on to wiedział), że to nie jest tylko
proste i jakoś naturalne „znużenie władzą” i „karanie” tej władzy chwilowym
odwróceniem się od niej.
Dotąd nie raz już tak było, że opozycja zbliżała się niebezpiecznie do
partii Tuska a w „sondażach wewnętrznych” nawet ją wyprzedzała. Wtedy pan Tusk
wkraczał na mównicę i niczym karabin maszynowy systemu Maxima „strzelał”
„wszystkimi zbrodniami PiS-u” sugerując obywatelom, by w żadnym wypadku o tym
nie zapominali. No i wychodziło, że obywatele nie zapominali.
I tak było i było. Z wielką korzyścią dla Tuska i jego ekipy.
I tu zastanawiam się, czy już można używać czasu przeszłego.
Jeśli wierzyć kolejnemu sondażowi, tym razem zamówionemu przez „Newsweeka”, 55 % ankietowanych, na
pytanie czy obawia się powrotu PiS do władzy odpowiada, że raczej nie lub
zdecydowanie nie. Strach (lub zdecydowany strach) odczuwa 32 % badanych.
Jeszcze ciekawszy choć nie tak spektakularny jest wynik ankiety
odnoszącej się do potencjalnie najlepszej dla Polski koalicji rządowej. Na
pierwszym miejscu z 22% wskazań jest ewentualna koalicja PiS-PSL. Druga jest
koalicja PO-SLD - 14 proc a dopiero trzecia obecna koalicja.
I to jest faktycznie coś, co musi a w każdym razie powinno przerażać
Tuska, Grasia, Kopacz i wszystkich innych z tamtej ekipy. Bo o ile sympatia i
antypatia w stosunku do PO i PiS mogą ciągle oscylować przyjmując raz takie a
raz inne wartości, wynosząc a to PO a to PiS na czoło, o tyle ze strachem jest
inaczej. On jest albo był. Ale jak zniknie czy tam zniknął, to już na trwałe.
Bo po drodze znów musiałby PiS zdobyć władzę i znów jakoś postraszyć ludzi.
… musiałby PiS zdobyć władzę… No a tego pan Tusk, Graś, Kopacz i reszta
raczej by nie chcieli.
Kiedy jednak taka możliwość pojawi się jako całkiem prawdopodobna cóż
zrobi Tusk, Graś, Kopacz…?
Wiadomo co mogą sobie najpewniej darować. Właśnie te spektakularne
budzenie „demonów pisowskich” prze Tuska. Bo to pewnie już nie zaskoczy. A może
wręcz przybrać skutek odwrotny.
Utrata atutu w postaci zarządzania strachem obywateli to wiadomość dla
rządzących bardzo poważna. Śmiem twierdzić, że z tym atutem wiązać można
zdecydowanie więcej niż połowę siły PO. W tym kryła się istota owych
legendarnych „10 złotych za litr benzyny”, które niektórzy byli gotowi płacić
Tuskowi w zamian za gwarancję, że „straszny PiS” do władzy nie wróci. Teraz tej
dychy za litr już nie da bo „straszny PiS” już nie straszy. Nie ma więc powody
by się na takie chwyty dawać łapać.
Wraz z naturalnym zgonem zjawiska strachu przed PiS-em Platforma straciła
ostatni chyba element swego solidnego fundamentu władzy. Jak dotąd okazało się,
że „lepsza drużyna” wcale taka fajna nie jest, Tusk to już nie ten czarodziej
co kiedyś, PO to już nie jest synonim nowoczesności no i to… Możliwe, że runął
już ostatni mur, od którego odbijała się opozycja starając się przebić do
opinii publicznej.
Ale nie wątpię, że jeszcze raz Tusk spróbuje straszyć. A wtedy…
Przypomina mi się taka historia z czasu, gdy dla mnie i mego pokolenia
runął poważniejszy mur. Było to w 1989 r. gdy toczyła się już kampania przed „częściowo
wolnymi” wyborami do Sejmu i wolne do Senatu. Chłopcy z NZS-u, pracujący dla
Komitetu Obywatelskiego przy plakatowaniu zauważyli, że na sklepie Spółdzielni
Spożywców „Społem” powieszono plakaty kandydatów zdychającej komuny. Dziwni
byli ci kandydaci swoją drogą. Moja mama zauważyła, ze jak ich pokazywali w
telewizji to oni albo szli do kościoła albo właśnie z niego wracali. W każdym
razie „plakaciarze” weszli do sklepu i zapytali czy ich plakat też mogą za
szybą sklepu powiesić. Wystraszona ekspedientka zaczęła się czerwienić i
tłumaczyć, ze… nie wolno jej żadnych plakatów wieszać. Gdy pokazali jej palcem
wiszący plakat nie powiedziała słowa. Nagle spośród stojących i przesłuchujących
się rozmowie klientów wyłoniło się typek w garniturze.
- Słyszeliście. Nie wolno – szczeknął i chyba myślał, że sprawa jest
definitywnie załatwiona.
- Że co proszę? – zwrócił się do niego jeden z chłopaków.
- Że macie wypierdalać – bez ogródek wyjaśnił esbol (jak się domyślali).
Jednak przeliczył się „towarzysz z bezpieczeństwa” jeśli liczył, że
będzie jak dotąd, gdy coś komuś tak lub podobnie kazał. Jeden z chłopaków nie zastanawiając
się nawet uśmiechnął się i…
- Gościu. Nie strasz nie strasz bo się zes…sz. – odpowiedział. Ludzie w
sklepie ryknęli gromkim śmiechem. Ekspedientka z uśmiechem poprosiła o plakat i
powiedziała, że zobaczy co da się zrobić. A esbol… Esbol wystrzelił ze sklepu jakby dostał jakiegoś
niewidzialnego kopa. Następnego dnia szef Spółdzielni Spożywców „Społem” sam
zadzwonił prosząc o przysłanie plakatów by je powiesić w sklepie. By było
uczciwie.
Ale wróćmy do „tu i teraz”. Nie wątpię, jak już pisałem, że jeszcze raz
Tusk spróbuje straszyć. A wtedy… Wtedy słuchający go powiedzą w duchu czy też
głośno - Gościu. Nie strasz nie strasz bo się zes…sz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz