sobota, 27 października 2012

Chamstwo to narzędzie marketingu i walki politycznej



Dyskusja między Januszem40* a Gizem Trójmiasto** o Polakach – barbarzyńcach jest jedną z najciekawszych, jaka pojawiła się od dość długiego czasu w Salonie24. I chwała Administracji, że udało się ją dostrzec i stosownie wyróżnić.
Jednak obaj koledzy idą nieco za daleko w formułowanych sądach. Bardziej chyba Giz, który sugeruje „Jednak skoro nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni, z wielkim oburzeniem wytykamy naszym rządzącym rażącą głupotę, indolencję idące w parze z chamstwem, prywatą, działaniem na szkodę itp, a szerzej mamy za złe "naszym elitom" buractwo, oportunizm bądź cynizm, to może jednak wypada przejrzeć się również sobie, czyli społeczeństwu.” Myślę, że choć i obywatelom i wyłanianej z nich i przez nich władzy w jakimś stopniu można przypisać mentalną a może i genetyczną skłonność do wymienionych i opisanych przypadłości, ich skala a przede wszystkim źródło są nieco albo i całkiem inne. Giz niesłusznie lekceważy wpływ mediów a nie powinien. Jeśli zastanowić się nad oczywistym kryzysem modelu wychowawczego związanego z rodziną to pomijając przyczyny i konsekwencje warto zastanowić się i nad tym, że w miejsce tej „dziury w ziemi” jaka pozostałą po tym narzędziu kształtującym człowieka coś musiało się wepchnąć. Tylko co?
Kiedyś wspominałem już o genialnym początku płyty kalifornijskiej legendy rocka Jane,s Addiction. Płyta „Ritual de lo Habitual”. Zaczyna się ona sławnym i dość znamiennym zdaniem wypowiadanym przez nieznaną kobietę po hiszpańsku. „Panie i Panowie, mamy większy wpływ na wasze dzieci niż wy, ale też je kochamy.”***
Myślę, że problemem są właśnie ci, którzy „też kochają” dzieci, mające deficyt rodzicielskiego wpływu i  też mają na nie  „większy wpływ niż wy”.
A kim są ci, co „też kochają”? Bez wątpienia trudno w tym zestawie wskazać kogoś mającego ów „większy wpływ” w stopniu większym niż media. I kiedy dochodzi do naturalnych choćby w wieku dojrzewania antyrodzicielskich buntów nastolatków, media najczęściej są w jakimś stopniu podżegaczem jak i sojusznikiem buntowników.
I choć w jakiś sposób wynika to z poczucia misji, chęci „kształtowania społeczeństwa” to przede wszystkim z tego, że potrzebują one, te media „sprzedać kilka sztuk…”. A jak się chce sprzedać, to zadowolonemu klientowi a ten jest zadowolony jak wychodzi na jego.
Czemu „wychodzenie ja jego” musi jednak wiązać się z większymi lub mniejszymi erupcjami obscenu i oczywistego chamstwa? Tak do końca nie wiem. Ale ktoś kiedyś wpadł na dość destrukcyjny koncept, że doskonale powinien sprzedawać się „luz”, „swoboda” i „wolność”. A symbolem tych „wartości” miało być łamanie reguł i konwenansów. I okazało się, ze jest to rynek wyjątkowo chłonny i ciągle przyszłościowy.
I od pewnego momentu Giz faktycznie ma rację. Tu już nie trzeba wykolejonych mediów. Pierwsze pokolenie ich „wychowawczego produktu” kontynuuje dzieło już jako taka społeczna autarkia. Samowystarczalnie. I tu można rzec, że albo się zadziała radykalnie (na co szans nie widzę) albo należy na to zwyczajnie „położyć lachę” i przestać się i dziwić i oburzać. Przyjąć, że tak jest i być musi.
Tylko co z tym wspólnego ma polityka? Od jakiegoś czasu ma. Dokładnie od czasu gdy postanowiła się sprzedawać na takich samych zasadach jak sprzedaje się makaron czy papier toaletowy. A jak wiadomo produkt dostosowuje się do oczekiwań „finalnego odbiorcy”. I tu znów warto pospierać się z Gizem. On sugeruje, że chamstwo jest cechą i rządzonych i rządzących. Ja skłonny jestem uznać, ze dla rządzących jest narzędziem. Pierwszym, który uznał bez zastrzeżeń przydatność tego narzędzia był oczywiście Andrzej Lepper. Jednak  do perfekcji doprowadził je Donald Tusk. O ile bowiem Lepper tylko z niego korzystał o tyle Tusk dokonał czegoś w rodzaju jego afirmacji. Oczywiście można mi zarzucić i pewnie niektórzy zarzucą stronniczość ale szczególnym zdarzeniem, które pozwala mi snuć takie rozważania była sławetna manifestacja „przeciwników krzyża” a jeszcze bardziej wyrażona po niej i o niej publicznie opinia Donalda Tuska. To była w jego wykonaniu taka, pewnie nie zamierzona, karykatura boskiego „idźcie i rozmnażajcie się”. „Idźcie i bądźcie chamscy” zasugerował Donald Tusk. I wbrew pozorom (choć tego wykluczyć do końca nie można) nie była to emanacja robaczywego wnętrza Premiera lecz sprytna kalkulacja. Nie wiem czy sam Tusk czy któryś z jego doradców pokazał mu specyficzną niszę w wyborczej masie. Niszę po którą nikt jeszcze otwarcie nie sięgał. To jeszcze nie były czasy Pajacyka i jego nie skrywanej misji uczynienia z tej właśnie niszy głównej „grupy docelowej”. Chodzi o tę część mających prawa wyborcze i jakieś pretensje do „znania się na polityce”, która szczególnie lubi jak się nikt z niczym specjalnie „nie pier***i „ tylko „ku**a” idzie i „nap*****a”.
Wbrew pozorom i zgodnie z tym, co sądzi Giz to nie jest mała grupa. To jest coraz większa grupa. Myślę, że ona będzie jeszcze rosła bo miała a może ciągle jeszcze ma swój moment. I widać to nie tylko obserwując politykę. Jeszcze lepiej gdy się obserwuje ulicę.
Wczoraj szedłem ze spaceru po Starym Mieści w moim miasteczku. W pewnym momencie minąłem grupę najpewniej studentów albo licealistów. Wyglądali „zbyt porządnie” by sądzić, że to coś bliżej marginesu. W każdym razie była to trójka panów i jedna panna. Jeden z panów perorował coś i miało to taką formę, w której na jedno słowo neutralne przypadały trzy tak zwane „słowa rynsztokowe”. A mi, z moim konserwatywnym wyobrażeniem tego, jak należy traktować kobiety i zachowywać się w ich towarzystwie, smutno zrobiło się przede wszystkim dlatego, ze tej dziewczynie nic a nic nie przeszkadzało, że się jej kolega nie krępuje przy niej wypowiadać w języku furmańskim. Że nie widziała w tym zamachu na szacunek dla jej osoby. Że to dla wszystkich było czymś normalnym.
Zatem jak ma się zdobywać serca tych ordynusów? Póki medialny i polityczny produkt będzie się przykrawać pod taki „target”, będziemy musieli spijać „ważone” przy tym „piwo”.
Samo z siebie to się nie naprawi. A w obecnej sytuacji trzeba by pewnie Mojżesza i 40 lat na pustyni. Na to zaś się nie zanosi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz