Czy konsumujący w Brukseli, być może „kaczkę po smoleńsku” Pajacyk w
towarzystwie innego, „charkowskiego
pajacyka” są kolejną „wielką nadzieją czerwonych”? Mogą być. Tym bardziej, że jeśli nie oni to
kto?
To, że jakieś tam oczekiwania budzi spotkanie najbardziej nielubianego
polityka RP z najbardziej groteskowym „mężem stanu” w historii tego naszego
osobistego łez padołu to efekt zbiegu kilku okoliczności.
Pierwszą okolicznością jest brak nadziei na to, że można będzie jeszcze
jakieś nadziej pokładać w układzie, który resztkami sił jeszcze nami rządzi. Tę
nadzieję porzućcie, którzy jeszcze tego nie zrobiliście. Wspomniany „układ rządzący”
jest bez wątpienia w stadium schyłkowym i teraz wchodzi w fazę „zjadania własnych dzieci”. I jest to
wyjątkowo mało apetyczna dla oka konsumpcja.
Wielu (choć bez wątpienia nie tylu ilu powinno) pamięta jeszcze sposób, w
jaki obecna siła przewodnia startowała (wtedy z wyraźnym falstartem) po pełnię
władzy. Ów „sposób” miał na nazwisko Jarucka i pomógł wówczas pozbyć się, jak
się zdawało, najpoważniejszego konkurenta Donalda Tuska do prezydentury. Wtedy,
jeśli pominąć skrupuły, można by uznać ów ruch za znakomity i skuteczny. Gdyby
nie karygodne zlekceważenie jeszcze jednego konkurenta, kto wie czy by się nie
udało.
Tym razem ktoś, nie wiadomo kto, używa „schematu Jaruckiej” by przyciąć
skrzydeł dość nagle zrywającego się do lotu pana Gowina, który zdaje się w
poobijanej i maksymalnie sponiewieranej Platformie jedynym potencjalnym
konkurentem Tuska. Oto okazało się, że ów dostojny i pryncypialny krakowski
konserwatysta nie dość, ze może mieć nieślubne dziecię to jeszcze na dodatek miał
czy też ma romans z pewną koleżanką ministra. Tu nie potrafię powstrzymać stwierdzenia,
że tak wizualnie piękna z nich byłaby para.
Skoro wiec Platforma zamienia się w otwierany nagle na oścież, pełen brudów
magiel, trzeba szukać innych rozwiązań. Tym bardziej, ze okoliczność numer dwa
niejako to wymusza. Oto mamy sytuację, w której PiS, co to wedle niektórych „skończył
się” jakiś czas temu, nagle cudownie wrócił do życia i w dodatku to życie kroi
się dość zachęcająco.
A jest przecież wielu takich, dla których łatwiej by się żyło pod każdym
niż „pod PiS-em”. I to jest okoliczność numer trzy. Wymagająca by natychmiast „coś”
zrobić zanim będzie za późno i znów niektórym się „duszno” zrobi.
Okolicznością czwartą jest to, że nie za bardzo komu jest to „coś” robić.
Choć ów sojusz pajaców jakoś tam próbuje się klecić, trudno nie zauważyć jak
mizerne jest pole manewru. Bo, jak już pisałem, sięgać trzeba bo najbardziej
nielubianego polityka i po figurę, która jeśli cokolwiek może teraz gwarantować
to najpewniej kolejną lekcję tego jak się choruje „po filipińsku” i mówi „pa
francuski”. Ale cóż innego pozostaje jeśli następcami tych figur są taki pan Joński,
który nie grzeszy wiedzą i rozsądkiem oraz pan Rypiński (wiem, Ryfiński), który
nie grzeszy niczym pozytywnym?
Najbardziej beznadziejne jest jednak to, że coś z tego wyrzeźbione ostatecznie
zostanie. Wezmą się od tego spece, którzy potrafią zrobić coś z niczego. Zatem
mogą być spokojni ci, co się tak boją. Bo coś z tego niczego będzie bez
wątpienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz