Nie tak dano opublikowano wynik badania, z którego wynikało, że przeszło
połowa Polaków (w każdym razie tej „reprezentatywnej grupy”, którą zbadano)
uznała, że w sprawie kolejnych zamian ciał ofiar smoleńskiej tragedii mamy do
czynienia ze zwykłą pomyłką. Takie pomyłki zdarzają się zdaniem tej przeszło
połowy.
Zdaję sobie sprawę, że po tej publikacji jakaś inna cześć Polaków była
skłonna uznać, że nasza opinia publiczna przeszło w połowie składa się z
idiotów. Sam mocno się zastanawiałem się czy nie dołączyć do formułujących tak
surową ocenę tej opinii publicznej.
Że tak się nie stało sprawiła moja podróż do brata i na grób rodziców. Oczywiście
nie podróż jako taka ani też nie grób. Po prostu w drodze słuchałem radia,
konkretnie radiowej „Trójki”. W serwisie informacyjnym, przy okazji wiadomości
o ponownym pochówku Prezydenta Kaczorowskiego wyemitowano wypowiedź jednej z
jego córek, oburzonych całym zamieszaniem a szczególnie zachowaniem polskiego rządu.
Po wysłuchaniu jej relacji uznałem, że ta połowa Polaków ma całkowitą
rację. Pomyłki się nie tylko zdarzają. W tej sytuacji wręcz nie mogło być
inaczej i pomyłka MUSIAŁA się zdarzyć!
Oczywiście to sarkazm wynikający z oburzenia połączonego z
niedowierzaniem. Bo czy można naprawdę uwierzyć, że, jak twierdzi córka
Kaczorowskiego, polskie władze zignorowały informacje rodziny Prezydenta,
mogące ułatwić rozpoznanie ciała oraz gotowość przekazania materiału
genetycznego decydując, że identyfikacji dokona człowiek, który ponoć NIGDY nie
zetknął się osobiście z Prezydentem i znał go bardzo słabo. I jeszcze to, że
wspomnianej „identyfikacji” dokonano ponoć „drogą eliminacji” czyli wskazano
ciało, które po prostu pozostało. To dość zastanawiające jeśli wziąć pod uwagę
informację, że ciało ostatniego Prezydenta II RP zostało jakoby rozpoznane jako
jedno z pierwszych i w dodatku było dobrze zachowane.
Teraz oczywiście pozostaje czekać na idiotów, którzy znów wyjadą z
tekstem, że sytuacja była „nadzwyczajna” a ciała tak strasznie zmasakrowane
że... To pierwsze pominę bo już kiedyś tłumaczyłem, że poza aspektem
emocjonalnym i politycznym tragedia miała skalę porównywalną ze zderzeniem
dwóch autobusów pełnych ludzi. Tłumaczenie, że państwo może sobie z
jakichkolwiek powodów nie poradzić z czymś takim jest niczym innym jak dowodem
niewielkiego poważania dla możliwości i kompetencji takiego „państwa”.
Drugi argument, ten, któremu towarzyszy ostatnimi czasy wymachiwanie
zdjęciami jako dowodem jak się państwo poświęcało a przy tym znakomicie
sprawiło, tak naprawdę dowodzi czegoś zupełnie innego. Przede wszystkim tego,
że argumentujący mają problem z logiką i elementarnym kojarzeniem. Jeśli bowiem
ciała były w takim stanie, że trudno było je identyfikować z uwagi na poważne
obrażenia, dokonywanie rozpoznania przez jakieś przypadkowe osoby oraz jakąś
tam „metodą eliminacji” świadczy tylko o tym, że tym, którzy za ten proces
odpowiadali było po prostu wszystko jedno kogo do jakiej trumny się włoży. I
choć przy takim nastawieniu faktycznie pomyłki musiały się zdarzyć, ci, którzy
to „rozumieją” i usprawiedliwiają są po prostu godni współczucia. Z uwagi na
stan umysłu.
Oczywiście pozostaje argument, że przecież „wszyscy czekaliśmy na to by
ciała jak najszybciej znalazły się w Polsce”. Bardzo chciałbym aby ci, co tak
mówią opublikowali jakąś listę tych „wszystkich”. Mam takie przeczucie, że na
niej niewielu byłoby dziś bliskich ofiar. Jeszcze kilka takich numerów jak ta „identyfikacja
w drodze eliminacji” to pozostaną na tej liście tylko ci, którzy tak śpiewająco
„zdali egzamin”.
Chciałem ten tekst jakoś skończyć. On się skończy, kiedy ciało Prezydenta
wreszcie spocznie tam, gdzie powinno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz