Przepraszam za tytuł ale to taki żart będący próba podsumowania jednym
słowem wczorajszego wystąpienia Donalda Tuska. Wyjaśnienie w tekście.
Przyznam, że słuchając bardzo dokładnie tego, co miał Premier do
zaoferowania zwróciłem uwagę na dwa elementy. Pierwszym z nich była
zdumiewająca koncepcja „nacjonalizacji” kapitałów będących w dyspozycji
przedsiębiorstw. W tym przypadku spółek skarbu państwa. I nie chodzi o to
enigmatyczne dość użycie „aktywów”, które muszą przestać być „pasywne” co ponoć
oznaczać ma wyprzedawanie przez rząd posiadanych udziałów. Chodzi mi o „wielkie
budowy socjalizmu”, o których ma decydować rząd „a także wspólnie” spółki
dysponujące dotąd pieniędzmi i które mają pochłonąć pieniądze „także spółek
prawa handlowego”.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że może wcale nie chodzić o żadne „przejęcie
kapitałów”, które zostały wypracowane i zgromadzone przez mające pecha być spółkami
skarbu państwa przedsiębiorstwa. Choć tego też nie wykluczam. A nie wykluczając
widzę w tym program „elektryfikacji” jako żywo wyjęty z którejś z pierwszych „pięciolatek”
poprzedniego systemu. Gdy mówiło się, że „socjalizm to władza rad plus
elektryfikacja”. Pan Tusk proponuje nam więc specyficzną odmianę socjalizmu,
oznaczającą władzę Rady Ministrów plus elektryfikację.
Ale ja bardziej przekonany jestem, że chodzi o zwykłe, by nie powiedzieć ordynarne
„dopisanie się do listy płac”. Oczywiście umownie choć kto wie. Spece od Tuska
najpewniej, równolegle z telefonami do redakcji i fundacji z błaganiem o
pomysły na expose, przejrzeli parę stron internetowych największych spółek, w
których państwo ma te tuskowe „pasywne aktywa” i postanowili podpiąć się pod
inwestycje i zamierzanie podjęte lub planowane przez te podmioty. Stąd ta tak
precyzyjna wyliczanka, która wcale nie oznacza że nagle Tuskowi zajarzyło że
już, natychmiast trzeba rozwijać, rozbudowywać, wzmacniać kompleks Pątnów-
Adamów- Konin. I budować tysiąc kilometrów gazociągu.
Zatem mamy albo zalatujący „leninizmem” skok na kasę przedsiębiorstw albo
też dość ordynarny żart z inteligencji niektórych obywateli. Patrząc na
niektóre reakcje, żart bardzo udany. W rzeczywistości zaś coś na kształt
napędzanej PiaRem kreatywnej księgowości mnożącej „zaangażowanie finansowe
państwa”. Równie dobrze Tusk mógłby założyć, że państwo zakupi też jakieś tam
kino domowe i mebel pod nie bo rosemann właśnie się nad tym zastanawia. Trudno
przecież zaprzeczyć, że jest rosemann, w końcu obywatel, częścią tego państwa
co to wymachuje teraz tymi 800 miliardami.
Teraz ten PiS z tytułu… Znacie taki żart, taką zabawę słowami, która może
udowodnić na przykład, ze Czas to Graś? Leci to tak: Czas to pieniądz, pieniądz
to forsa, forsa to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka, matka to anioł, anioł
to stróż, stróż to dozorca, dozorca to cieć, cieć to… no wiadomo.
Na podobnej zasadzie z wystąpienia pana Tuska wynika od wczoraj, że jak z
Unii nie dostaniemy 300 miliardów to winni nie będą wcale kolesie z „lepszej
drużyny”. Nie, oni „oczekują tych 300 „wielkich baniek”. Winien będzie oczywiście
PiS. Leci to tak: My chcemy 300 baniek ale może nam w tym przeszkodzić Wielka Brytania. Wielka
Brytania to, jak wiadomo, konserwatyści Camerona. Oni zaś współtworzą parlamentarną
frakcję Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (piąta co do liczby
deputowanych frakcja- taka uwaga do rachunków). W tej samej frakcji jest
również PiS. Zatem jeśli się naszym „szpecom” z „lepszej drużyny” nie uda
wyrwać tyle kasy ile „oczekują” nie będzie to rzecz jasna wina ich i ich
nieudolności ale, jak zawsze… wina PiS.
Niemniej uznać trzeba wystąpienie Tuska za sukces. Sukcesem jest to, że
wobec całokształtu jego twórczości znaleźli się jeszcze naiwni, którzy wierzą w
te jego bajania. Jego siła jest umiejętność uwodzenia słowem. Umiejętność z
którą miałby jakieś szanse stawać w szranki największych oratorów –
uwodzicieli. Inna sprawa, że konkurencję stanowi stado wyjątkowych palantów
(delikatnie mówiąc).
Ja na koniec przyznam, że w jakiś sposób też zostałem uwiedziony
oratorskim talentem Tuska. I to tak apropos tych „wielkich inwestycji” i tego „bezpieczeństwa
energetycznego”. Pomyślałem, że gdyby z gadania dało się robić prąd to wcale
nie musielibyśmy wywalać tych miliardów na nowe „bloki energetyczne”. Starczyłoby
podłączyć kabelek do pana Tuska i w naszych domach radośnie zamigotałoby
światełko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz