„Zapamiętajcie sobie
radę którą dziś wam wszystkim dam
Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam”*
Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam”*
W
zasadzie nie mam pojęcia w jakim celu akurat teraz dziennikarze „Superekspresu”
postanowili odgrzebać sprawę z roku 2007, kiedy Marta Kaczyńska rozstała się z
pierwszym mężem i całkiem wyrzuciła go z życia swojego i swojej rodziny. Może
uznano, że akurat teraz z jakiegoś powodu mogłaby stanowić jakieś zagrożenie
dla kogoś, kogo czy to gazeta, czy jej naczelni czy też konkretni dziennikarze
lubią lub poważają. A może, w związku z powyższym, jest też to działanie
wyprzedzające ewentualną jej reakcję na sprawę skandalu ze zdjęciami
smoleńskimi. Jakiś pozew przeciwko „pełnemu odpowiedzialności” Premierowi na
przykład? W każdym razie poczuli taką
potrzebę i sprawę podrążyli tu i tam. I wydrążyli. Jeśli mają taką wolę, mają takie prawo. Jak mniemam, już dziś może jutro dla
niektórych (mogę strzelać nawet o których „niektórych” może chodzić) stanie się
lub już stało to tematem najistotniejszym, którym będą testować „pisowską
hipokryzje” i parę innych paskudnych cech oponentów. Też mają prawo do tego.
Po
prostu rzecz w sam raz dla naszego politycznego, obyczajowego i towarzyskiego
magla.
Jednak
w sprawie jest też coś, co wykracza poza wątpliwą powagę tematu. I w
odróżnieniu od błahości całej reszty stanowi naprawdę punkt wyjścia do
poważnych pytań i wątpliwości.
Okazuje
się, że w swej dociekliwości i chęci drążenia żurnaliści „Superekspresu”
dotarli do informacji odnoszących się do sprawy związanej z zaprzeczeniem
ojcostwa pierwszej córki Marty Kaczyńskiej. Źródłem ich informacji była pani
Barbara Skibicka, szefowa prokuratury rejonowej w Sopocie. Ponoć udzieliła
wspomnianych informacji powołując się na przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Ja tu pomijam dociekanie na jakiej zasadzie i od którego momentu szczegóły
sprawy jakiejś pani podważającej ojcostwo jakiegoś pana stają się „informacją
publiczną”. Choć nie ukrywam, korci mnie by udać się do najbliższej rejonowej
prokuratury i z takim samym uzasadnieniem poprosić o szczegóły podobnych spraw.
Korci mnie to szczególnie dlatego, że ciekaw jestem niezmiernie jakimi słowy
zostanę z tej instytucji przegnany. Czy będzie to prawniczy żargon, groźba czy
obelga. A może taki koktajl wszystkiego po trochu.
Tyle, że w rzeczonej sprawie mamy do czynienia nie z „do najbliższą
rejonowa prokuraturą” tylko z jedną z prokuratur trójmiejskich. Od jakiegoś
czasu każda nazwa związana z „trójmiejskim wymieram sprawiedliwości” może
kojarzyć się niczym jakieś tajemne zaklęcie z tandetnej gry RPG. Wcielasz się w
jakiegoś, dajmy na to, asasyna, latasz tu i tam a jak ci na drodze ktoś stanie,
rzucasz „prokuratura rejonowa w Sopocie” i ork czy inny równie
paskudny stwór znika jak smagnięty magią.
Można
sobie kpić do woli ale sprawa jest poważna. Trudno nie mieć wrażenia, że tam,
nad wiadomą zatoką reguły, którymi kierują się niektóre instytucje ustalane są
gdzie indziej i przez kogoś innego niż być powinny i są ustalane dla całej
reszty.
Nie
wiem czemu ale pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasunęło gdy przeczytałem o
szczególnej życzliwości, z jaką pani szefowa prokuratury potraktowała
dziennikarzy… Jakże ona odbiega od tej, którą popisał się na przykład pan
rzecznik MSZ. Aż trudno uwierzyć, ze to jest to samo państwo i jego „korpus
urzędniczy”.
Tak
więc skojarzenie, jakie mi się nasunęło gdy przeczytałem o szczególnej
życzliwości, z jaką pani szefowa prokuratury potraktowała dziennikarzy
dotyczyło innej wypowiedzi na temat
Marty Kaczyńskiej. „Nie znam jej, nie wiem czy ma ukryte talenty. Ale jeżeli wychowywała
się w pobliżu tamtych dwóch, to obawiam się, że jej wartość jest niewielka"**
Jeśli
zestawić słowa Lecha Wałęsy, bo to on rzecz jasna jest taki przenikliwy w ocenie
cudzych dzieci a przy ocenie swoich najpewniej cierpi na „pomoroczność jasną”, i czyny pani Barbary Skibickiej, szefowej
prokuratury rejonowej w Sopocie można uznać, że znakomicie się uzupełniają. Jak
śrubka z nakrętką nieomal. Jedna z moich ukochanych Ukochanych z przeszłości o
takich sytuacjach, w których coś musiało się zdarzyć by spełniło się to, co
chciała, zwykła mawiać „mówisz i masz”. Zatem „mówisz i masz” Lechu Wałęso.
Mówisz i masz od pani Barbary Skibickiej.
Czyn
pani Barbary Skibickiej, szefowej prokuratury rejonowej w Sopocie, wpisujący
się niewątpliwie w osobliwy etos „trójmiejskiego wymiaru sprawiedliwości” uparcie
nasuwa mi frazę z tekstu Stanisława Staszewskiego o legendarnej „Celinie”, którą
na początku przytoczyłem. Bo tak
wygląda, że w relacjach, w których z jednej strony pojawiają się
niekwestionowane „postaci” z Trójmiasta a z drugiej ów „trójmiejski wymiar
sprawiedliwości” bez wątpienia „postaci” mają dobrze. Bo „Zapamiętajcie sobie radę którą
dziś wam wszystkim dam. Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam”.
Trudno
powiedzieć czy pani Skibicka tak z dobrego serca, z przyzwyczajenia czy z
innych powodów. Ale trudno zaprzeczyć, że jej „trójmiejska spolegliwość”
powinna budzić zainteresowanie. Podobnie zresztą jak działania jej kolegów z
gremium zajmującego się sprawami dyscyplinarnymi urzędników takich jak ona. Czy
i w tym przypadku jakiś potencjalny tekst o przyjaciołach, na których można
liczyć będzie stosownym komentarzem, nie wiem. Ale naprawdę nie zdziwiłbym się.
Z czegoś przecież wzięła się specyficzna interpretacja „ustawy o dostępie do
informacji publicznej” zastosowana przez panią prokurator. Jak dla mnie z
pobłażliwości wobec takich właśnie numerów jak ten jej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz