piątek, 26 października 2012

Możecie liczyć na przyjaciół czyli „niewielka wartość Marty Ka”



„Zapamiętajcie sobie radę którą dziś wam wszystkim dam
Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam”*
W zasadzie nie mam pojęcia w jakim celu akurat teraz dziennikarze „Superekspresu” postanowili odgrzebać sprawę z roku 2007, kiedy Marta Kaczyńska rozstała się z pierwszym mężem i całkiem wyrzuciła go z życia swojego i swojej rodziny. Może uznano, że akurat teraz z jakiegoś powodu mogłaby stanowić jakieś zagrożenie dla kogoś, kogo czy to gazeta, czy jej naczelni czy też konkretni dziennikarze lubią lub poważają. A może, w związku z powyższym, jest też to działanie wyprzedzające ewentualną jej reakcję na sprawę skandalu ze zdjęciami smoleńskimi. Jakiś pozew przeciwko „pełnemu odpowiedzialności” Premierowi na przykład?  W każdym razie poczuli taką potrzebę i sprawę podrążyli tu i tam. I wydrążyli. Jeśli mają taką wolę, mają takie prawo. Jak mniemam, już dziś może jutro dla niektórych (mogę strzelać nawet o których „niektórych” może chodzić) stanie się lub już stało to tematem najistotniejszym, którym będą testować „pisowską hipokryzje” i parę innych paskudnych cech oponentów. Też mają prawo do tego.
Po prostu rzecz w sam raz dla naszego politycznego, obyczajowego i towarzyskiego magla.
Jednak w sprawie jest też coś, co wykracza poza wątpliwą powagę tematu. I w odróżnieniu od błahości całej reszty stanowi naprawdę punkt wyjścia do poważnych pytań i wątpliwości.
Okazuje się, że w swej dociekliwości i chęci drążenia żurnaliści „Superekspresu” dotarli do informacji odnoszących się do sprawy związanej z zaprzeczeniem ojcostwa pierwszej córki Marty Kaczyńskiej. Źródłem ich informacji była pani Barbara Skibicka, szefowa prokuratury rejonowej w Sopocie. Ponoć udzieliła wspomnianych informacji powołując się na przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej. Ja tu pomijam dociekanie na jakiej zasadzie i od którego momentu szczegóły sprawy jakiejś pani podważającej ojcostwo jakiegoś pana stają się „informacją publiczną”. Choć nie ukrywam, korci mnie by udać się do najbliższej rejonowej prokuratury i z takim samym uzasadnieniem poprosić o szczegóły podobnych spraw. Korci mnie to szczególnie dlatego, że ciekaw jestem niezmiernie jakimi słowy zostanę z tej instytucji przegnany. Czy będzie to prawniczy żargon, groźba czy obelga. A może taki koktajl wszystkiego po trochu.
Tyle, że w rzeczonej sprawie mamy do czynienia nie z „do najbliższą rejonowa prokuraturą” tylko z jedną z prokuratur trójmiejskich. Od jakiegoś czasu każda nazwa związana z „trójmiejskim wymieram sprawiedliwości” może kojarzyć się niczym jakieś tajemne zaklęcie z tandetnej gry RPG. Wcielasz się w jakiegoś, dajmy na to, asasyna, latasz tu i tam a jak ci na drodze ktoś stanie, rzucasz „prokuratura rejonowa w Sopocie” i ork czy inny równie paskudny stwór znika jak smagnięty magią.
Można sobie kpić do woli ale sprawa jest poważna. Trudno nie mieć wrażenia, że tam, nad wiadomą zatoką reguły, którymi kierują się niektóre instytucje ustalane są gdzie indziej i przez kogoś innego niż być powinny i są ustalane dla całej reszty.
Nie wiem czemu ale pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasunęło gdy przeczytałem o szczególnej życzliwości, z jaką pani szefowa prokuratury potraktowała dziennikarzy… Jakże ona odbiega od tej, którą popisał się na przykład pan rzecznik MSZ. Aż trudno uwierzyć, ze to jest to samo państwo i jego „korpus urzędniczy”.
Tak więc skojarzenie, jakie mi się nasunęło gdy przeczytałem o szczególnej życzliwości, z jaką pani szefowa prokuratury potraktowała dziennikarzy dotyczyło  innej wypowiedzi na temat Marty Kaczyńskiej. „Nie znam jej, nie wiem czy ma ukryte talenty. Ale jeżeli wychowywała się w pobliżu tamtych dwóch, to obawiam się, że jej wartość jest niewielka"**
Jeśli zestawić słowa Lecha Wałęsy, bo to on rzecz jasna jest taki przenikliwy w ocenie cudzych dzieci a przy ocenie swoich najpewniej cierpi na „pomoroczność jasną”,  i czyny pani Barbary Skibickiej, szefowej prokuratury rejonowej w Sopocie można uznać, że znakomicie się uzupełniają. Jak śrubka z nakrętką nieomal. Jedna z moich ukochanych Ukochanych z przeszłości o takich sytuacjach, w których coś musiało się zdarzyć by spełniło się to, co chciała, zwykła mawiać „mówisz i masz”. Zatem „mówisz i masz” Lechu Wałęso. Mówisz i masz od pani Barbary Skibickiej.
Czyn pani Barbary Skibickiej, szefowej prokuratury rejonowej w Sopocie, wpisujący się niewątpliwie w osobliwy etos „trójmiejskiego wymiaru sprawiedliwości” uparcie nasuwa mi frazę z tekstu Stanisława Staszewskiego o legendarnej „Celinie”, którą na początku przytoczyłem.  Bo tak wygląda, że w relacjach, w których z jednej strony pojawiają się niekwestionowane „postaci” z Trójmiasta a z drugiej ów „trójmiejski wymiar sprawiedliwości” bez wątpienia „postaci” mają dobrze. Bo „Zapamiętajcie sobie radę którą dziś wam wszystkim dam. Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam”.
Trudno powiedzieć czy pani Skibicka tak z dobrego serca, z przyzwyczajenia czy z innych powodów. Ale trudno zaprzeczyć, że jej „trójmiejska spolegliwość” powinna budzić zainteresowanie. Podobnie zresztą jak działania jej kolegów z gremium zajmującego się sprawami dyscyplinarnymi urzędników takich jak ona. Czy i w tym przypadku jakiś potencjalny tekst o przyjaciołach, na których można liczyć będzie stosownym komentarzem, nie wiem. Ale naprawdę nie zdziwiłbym się. Z czegoś przecież wzięła się specyficzna interpretacja „ustawy o dostępie do informacji publicznej” zastosowana przez panią prokurator. Jak dla mnie z pobłażliwości wobec takich właśnie numerów jak ten jej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz