czwartek, 4 października 2012

Ratujcie się! (o ludziach z Donaldem u szyi)



Przeczytałem właśnie, że ponoć na Czerskiej lękają się publikować najnowszy zamówiony przez siebie i zapewne jakoś tam nawet przepłacony wynik badań opinii. Lękają się bo im wyszło, co wyszło a nie to, co by chcieli.
Ja im się nie dziwię. Bo choć to tylko kilka słupków, wiemy, że na tych słupkach można wiele zbudować a znowu bez nich obalić się może nawet wyglądająca dotąd na najsolidniejszą konstrukcja.
Bo jak raz się okaże, że to, co zdawało się być nie do pokonania, można jednak wyprzedzić, niejeden, któremu imponowała tylko ta siła i ten etos zwycięzcy, może zacząć spoglądać w inną stronę.
Psychologia tłumu bywa pozbawiona logiki ale cóż ty zrobisz…
Jeśli by próbować wskazać, na czym opiera się to obsunięcie a może nawet upadek Platformy, trudno dziś pokazywać powód bardziej prawdopodobny by nie rzec oczywisty niż Donald Tusk.
Ów teflonowy do niedawna osobnik, który potrafił przez najgorsze g***o przejść nie paskudząc sobie nawet mankietu u spodni, musiał się w jakimś momencie przepalić niepostrzeżenie. Nie wiem w którym momencie. I nie jest to na tak naprawdę najistotniejsze. Istotne jest to, co znawcy teflonowych powłok muszą przyznać. Że jak już się przepali, choćby w kawałki, całość jest do wyrzucenia.
I to jest właśnie moja rada dla tych, którzy mniej lub bardziej szlachetnych powodów nie zamierzają iść na dno z panem Donaldem uwieszonym ich szyi. Choć myślę, że są teraz bardzo zagubieni a może i w jakiś sposób lojalni, pamiętając, że z 98% ich publicznej pozycji wzięło się z łaski pana Donalda.
Tyle, że teraz ów pan Donald jest istną tarczą strzelniczą. W dodatku mającą wielkość transatlantyku i nawet za bardzo już starać się nie trzeba bo czego i gdzie się nie rzucić albo się trafi albo choć opryska pana Donalda.
Takiej czarnej serii nie miał chyba żaden z polityków naszej wolnej Polski. I to jest dopiero fenomen. A może nawet jakiś znak od losu, pokazujący że jak by się sprytnym nie było, każda nasza złość i podłość musi do nas wrócić odbijając w nas po dwakroć albo i wielekroć. Tak więc jedyne, czego można się teraz już tylko spodziewać, to jakaś kolejna pozostałość sesji zdjęciowej, na której w towarzystwie pana Donalda objawią się takie nazwiska i postaci że nam mowę odejmie i wzrok zaćmi.
Kilka akapitów wyżej umieściłem taki skromny apel do „platformersów” by ratowali się nie oglądając na Tuska. Trochę w tym takiej odpowiedzialności za stabilność polityki, z której nie jest i nigdy nie będzie bezpiecznie pozbyć się na raz tak wielu tych, co na to zasługują. A przy tym też takich, którym warto dać jednak drugą szansę. Ale ta moja odpowiedzialność to tylko taki mały procent moich motywacji.
Nigdy nie ukrywałem kompromitującej mnie chyba jakoś słabości, polegającej na tym, że poza całkiem poważnym podejściem do spraw, o których piszę i które komentuję, kieruję się też całkiem wyabstrahowaną ze wszystkiego, tak mocną jak się tylko da nie popadając w uczucia w rodzaju złości i nienawiści, niechęć do pana Donalda. Często napędzającą mnie w taki fejny sposób, w jaki wbrew naszym najwznioślejszym nawet uczuciom czasem kontrolę nad nami przejmuje to coś, co czujemy gdy patrzymy na jakąś starszą panią gdy ta się potyka i później, nim upadnie biegnie takimi wielkimi krokami próbując złapać równowagę.
Ja wiem, że to źle nie znosić kogoś dla samego nie znoszenia. Ale tak mam i już. I takiego siebie bardzo lubię.
Ale do rzeczy. Lubiąc siebie takiego i dla odmiany nie cierpiąc pana Tuska takiego, jakim jest, często zastanawiałem się jak to będzie fajnie, gdy będzie on z pudłami ewakuował się z Małego Pałacu. Mam nawet pokusę by mu w tym towarzyszyć dodając takiej fałszywej otuchy w tych smutnych acz zasłużonych wysiłkach. Ale takie „fajnie” byłoby bez wątpienia nie tym, co najfajniejszego z mego punktu widzenia może go spotkać a przy tym też tym, na co w pełni zasłużył.
Najfajniej by było, gdyby upadł pan Tusk nie razem z całą partią. Takie rzeczy się nie tylko zdarzają ale w demokracji są czymś naturalnym.
Najfajniejsze byłoby, gdyby pana Tuska „upadli” próbując ratować siębie, starając się nie pójść razem z nim na dno.
Jakby tak sam z tymi pudłami wychodził a z okien z chichotem żegnaliby go ci, co jeszcze nie tak dawno drżeli przed nim, chowali się do szafy słysząc że idzie i bez reakcji przyjmując jego gniew w postaci butów wycieranych w ich marynarkę.
I do nich właśnie mówię: Ratujcie się! Nie idźcie na dno z Donaldem u szyi! Bez niego jeszcze trochę możecie utrzymać się na powierzchni.
Choć i tak utoniecie. A skoro to i tak nie uniknione, zróbcie  mi choć tę przyjemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz