czwartek, 4 października 2012

Błędna identyfikacja czyli gdański układ i niezależny Seremet

Wczoraj, na koniec dnia okazało się, że w „kikolskim” „przybijaniu piątek” oraz w rzucaniu się innym na szyję pan Donald Tusk był bardziej zamaszysty niż początkowo sądzono. I w zaszczytnym gronie obdzielonych, oprócz prezesa sądu znalazł się również szef prokuratury, Ściślej mówiąc, obok prezesa sądu stającego na baczność przez „asystentem z kancelarii Prezesa Rady Ministrów” znalazł się szef prokuratury, prowadzącej postępowanie wyjaśniające w sprawie obejmującej też syna Prezesa Rady Ministrów.
W efekcie pan Prokurator Generalny, w ramach „niezależności prokuratury, wezwała rzeczonego szefa prokuratury by ten cała rzecz wyjaśnił. Co z tego wyniknie? Ano właśnie…
Obstawiam, że pan Seremet wyjdzie do opinii publicznej i wyjaśni, iż w sprawie rzekomej afery po prosto doszło do… błędnej identyfikacji ciał i ten, z kim przybijał sobie piątkę pan Premier to wcale  nie żaden tam szef prokuratury. A karygodną pomyłkę popełnili dziennikarze.
Może to zbyt gruby żart ale nic innego nie przyszło mi w pierwszej chwili do głowy wobec faktu, że nasze prawo konstytucyjne doszło do ściany i pod tą ścianą rzewnie płacze. Mamy oto sytuację, że prokuratora, który ma nadzór nad postępowaniem dotyczącym w jakiejś części syna Premiera, prosi o wyjaśnienia najwyższy prokurator, który kontrolowany jest przez owego Premiera. Co więcej od dłuższego czasu nie może doczekać się od owego Premiera nie tylko skwitowania ale choćby wyjaśnienia, czemu tego skwitowania nie ma.
Aż się ma w takiej sytuacji cała tą prawną łamigłówkę skwitować pytaniem co za pozbawiony wyobraźni idiota tak skomponował w ustawie kwestię poddawanie się przez Prokuratora Generalnego corocznej procedurze zdawania spraw ze swej działalności. Skoro jest w ustawie przepis, że za ewentualne występki może go odwołać kwalifikowana większość sejmowa, co szkodziło by się ów urzędnik rozliczał przed Sejmem? Wszak prawdopodobieństwo nadzorowania spraw tych prawie 300 posłów stanowiących ostoję jego prokuratorskiej niezależności jest o niebo mniejsze niż sytuacja, z którą mamy do czynienia, czyli konieczność oceny działań wobec rodziny tego, co trzyma los Prokuratora w garści.
Co zaś się tyczy głównego sprawcy zamieszania, jego stadionowych obyczajów i stadionowego towarzystwa, już jest bardzo ciekawie. Jednak fakt, że tak nagle ktoś „dotarł” do tych filmów pozwala sądzić, iż przed nami kolejne bardzo interesujące „identyfikacje ciał”, które wiele mogą powiedzieć i o panu Premierze i o tym mitycznym już jeśli chodzi o skalę powiązań oraz swą potencjalną moc „gdańskim układzie”. Powoli wyrasta nam przepiękna mieścina nad Motławą, Wisłą i zatoką na przerażającą Gomorrę, w której trudno zgadnąć kto jest ten zły a kto ten… jeszcze gorszy.
Jak tak dalej pójdzie, porządni obywatele mieściny nad Motławą, Wisłą i zatoką będą w towarzystwie podawać się za Sopocian a być może i za gdyńskie „śledzie”, puszczające mimo uszu kpiny, że u nich trzeba autobusy sznurkiem wiązać. Będzie to mniejszy obciach niż przyznać się, że gdzieś tam, kiedyś tam miało się okazję z tym i owym przybić sobie piątkę.

http://www.tvn24.pl/szef-prokuratury-sprawdzajacej-syna-premiera-kibicowal-razem-z-tuskiem,280532,s.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz