„To
tak zwane drugie expose nie miało być i nie będzie żadnym politycznym
fajerwerkiem. […]To drugie expose nie będzie też jakimś cudownym manewrem,
którzy nagle przebuduje scenę polityczną Ta informacja, o tym, co przez ten rok
zrobiliśmy, a przede wszystkim o tym, co zamierzamy zrobić w roku 2013 i do
końca naszej kadencji, żeee… ta informacja nie jest sposobem na odbudowe
zaufania u tych, którzy je tracą do władzy. Zdaję sobie sprawę, ż każda władza
bywa irytujaca…”*
Czytając Tuska tak, jak powinno o się robić, trzeba więc przyjąć, że
mogliśmy dziś oglądać coś, co w zamyśle miało być „politycznym fajerwerkiem”, „cudownym
manewrem, którzy nagle przebuduje scenę polityczną” i „sposobem na odbudowe
zaufania u tych, którzy je tracą do władzy”.
Wiara w to, że tak może być, przypomina koniec końca Wielkiej Wojny i towarzyszącą mu
nadzieję przegrywających, że Wódz w końcu użyje Wunderwaffe, cudownej broni,
która odmieni nieuchronne zdawałoby się losy wojny. Czym ona miała być? Nikt
nie wiedział ale każdy sobie jakoś to wyobrażał.
Donald Tusk swoją „Wunderwaffe” wyobraża sobie pod postacią zbiorowej megaamnezji.
Przekonania, że jednego dnia można coś
powiedzieć a następnego robić coś przeciwnego będąc pewnym, że „wczoraj nie
istnieje”.
Przypomnę więc, że owym „wczoraj” była dokładna ponoć i ponoć rzetelna wyliczanka
w wykonaniu jego ekipy, odnosząca się do propozycji przedstawionych przez ich
politycznych oponentów. Tej wyliczance na dodatek towarzyszyło oburzenie, że
polityczna konkurencja nie przedstawiła źródeł finansowania swych propozycji.
Dziś Premier Tusk przedstawił wyliczankę na około 800 miliardów zł. Przy ok.
60 miliardach, na jakie szacowano koszty zmian proponowanych przez PiS to kwota
kosmiczna. Nawet jeśli by ją rozbić na czas do końca kadencji. Obok tych 60
miliardów PiS, które miały przynieść Polakom
„gigantyczne ryzyko finansowe” Tusk
stawia ponad 200 miliardów. Trzy razy bardziej „ryzykując finansowo” niż
Kaczyński. Wśród planów Tuska najbardziej ciekawie przedstawia się propozycja powołania
spółki "Inwestycje Polskie". Ma ona pochłonąć 40 mld zł w ciągu
trzech lat. Tak naprawdę myślę, że jest to najbardziej możliwy do
przeprowadzenia konkret spośród zamierzeń rządu. Bo nie przypadkiem taki pomysł
pojawia się w ustach tego polityka, który miał likwidować rządowe agencje i
sprzedawać bądź komercjalizować Spółki Skarbu Państwa. Myślę, że, jak o podobnych pomysłach miał
zwyczaj mawiać jeden z „tenorów”, pan Olechowski, ten pomysł „może się spodobać”.
Ba, na pewno się spodoba! I nawet wiem komu.
Pomysł na wydżebanie tą metodą nie wiadomo na co kapitałów, jakimi
dysponują przedsiębiorstwa państwowe i z udziałem Skarbu Państwa, w tym firmy z
branży energetycznej to zabawa chłopców zapałkami. Przede wszystkim mamy coś na
kształt nacjonalizacji tych funduszy. Poza tym mówi się równocześnie o trwającym
kryzysie i o drenowaniu z kapitału działających w jego warunkach polskich firm.
A to wszystko podlane sosem „wali o nowe miejsca pracy”.
„Rząd rozsądny”, jak go nazwał Tusk, staje właśnie wraz z nami wszystkimi
nad gigantyczną przepaścią i ma zamiar skakać. Zabierając ze sobą wszystko, co
się da zabrać. Co się jeszcze da zabrać. Nam…
Pan Tusk może oczywiście fantazjować o kapitałach, które „będą pracować”
w ramach programu „budowy dróg i autostrad”. Jak pracowały dotąd wiemy. Wiemy
też, że jak dotąd ów program oraz angażowane przez obecną ekipę ogromne środki z
Unii nie za bardzo „wygenerowały” nowe miejsca pracy a raczej nie były w stanie
zrekompensować „zwykłego” spadku zatrudnienia tym czasie. Choć były
przeznaczone na działania, które najbardziej mnożyły stanowiska pracy. Bo zwyczajnie
potrzebowały rąk do pracy bardziej niż czegokolwiek.
Zatem wspomniane Wundrwaffe, które ma uratować władzę Tuska jest
dokładnie taka, jak ta, która miała zadziałać o 30 mil od Kancelarii Rzeszy.
Która ostatecznie okazała się próbą rzucenia do walki dzieciaków uzbrojonych w
jednostrzałowe granatniki przeciwpancerne.
Kiedy pan Tusk opowiada o sięgnięciu po absolutnie ostatnie zaskórniaki, nie
należące na dodatek do niego, zdaje się być skończonym desperatem. Szaleńcem,
cynikiem nie liczącym się z kosztami albo przestraszonym chłopczykiem, który ma
nadzieję, że właśnie nakrył głowę kołderkę i nikt mu już nic nie zrobi. „To tak
zwane drugie expose” zdaje się być
właśnie taką kołderką.
Ps. Jedną zapowiedź potraktowałem cholernie poważnie. Kiedy Tusk
powiedział „przygotowujemy nowe prawo upadłościowe” pomyślałem, że to to na
pewno. I przeprowadzi je skutecznie do końca. Swojego lub naszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz