piątek, 12 października 2012

Wunderwaffe Platformy



„To tak zwane drugie expose nie miało być i nie będzie żadnym politycznym fajerwerkiem. […]To drugie expose nie będzie też jakimś cudownym manewrem, którzy nagle przebuduje scenę polityczną Ta informacja, o tym, co przez ten rok zrobiliśmy, a przede wszystkim o tym, co zamierzamy zrobić w roku 2013 i do końca naszej kadencji, żeee… ta informacja nie jest sposobem na odbudowe zaufania u tych, którzy je tracą do władzy. Zdaję sobie sprawę, ż każda władza bywa irytujaca…”*

Czytając Tuska tak, jak powinno o się robić, trzeba więc przyjąć, że mogliśmy dziś oglądać coś, co w zamyśle miało być „politycznym fajerwerkiem”, „cudownym manewrem, którzy nagle przebuduje scenę polityczną” i „sposobem na odbudowe zaufania u tych, którzy je tracą do władzy”.
Wiara w to, że tak może być, przypomina koniec  końca Wielkiej Wojny i towarzyszącą mu nadzieję przegrywających, że Wódz w końcu użyje Wunderwaffe, cudownej broni, która odmieni nieuchronne zdawałoby się losy wojny. Czym ona miała być? Nikt nie wiedział ale każdy sobie jakoś to wyobrażał.
Donald Tusk swoją „Wunderwaffe” wyobraża sobie pod postacią zbiorowej megaamnezji.  Przekonania, że jednego dnia można coś powiedzieć a następnego robić coś przeciwnego będąc pewnym, że „wczoraj nie istnieje”.
Przypomnę więc, że owym „wczoraj” była dokładna ponoć i ponoć rzetelna wyliczanka w wykonaniu jego ekipy, odnosząca się do propozycji przedstawionych przez ich politycznych oponentów. Tej wyliczance na dodatek towarzyszyło oburzenie, że polityczna konkurencja nie przedstawiła źródeł finansowania swych propozycji.
Dziś Premier Tusk przedstawił wyliczankę na około 800 miliardów zł. Przy ok. 60 miliardach, na jakie szacowano koszty zmian proponowanych przez PiS to kwota kosmiczna. Nawet jeśli by ją rozbić na czas do końca kadencji. Obok tych 60 miliardów PiS, które miały przynieść  Polakom  „gigantyczne ryzyko finansowe” Tusk stawia ponad 200 miliardów. Trzy razy bardziej „ryzykując finansowo” niż Kaczyński. Wśród planów Tuska najbardziej ciekawie przedstawia się propozycja powołania spółki "Inwestycje Polskie". Ma ona pochłonąć 40 mld zł w ciągu trzech lat. Tak naprawdę myślę, że jest to najbardziej możliwy do przeprowadzenia konkret spośród zamierzeń rządu. Bo nie przypadkiem taki pomysł pojawia się w ustach tego polityka, który miał likwidować rządowe agencje i sprzedawać bądź komercjalizować Spółki Skarbu Państwa.  Myślę, że, jak o podobnych pomysłach miał zwyczaj mawiać jeden z „tenorów”, pan Olechowski, ten pomysł „może się spodobać”. Ba, na pewno się spodoba! I nawet wiem komu.
Pomysł na wydżebanie tą metodą nie wiadomo na co kapitałów, jakimi dysponują przedsiębiorstwa państwowe i z udziałem Skarbu Państwa, w tym firmy z branży energetycznej to zabawa chłopców zapałkami. Przede wszystkim mamy coś na kształt nacjonalizacji tych funduszy. Poza tym mówi się równocześnie o trwającym kryzysie i o drenowaniu z kapitału działających w jego warunkach polskich firm. A to wszystko podlane sosem „wali o nowe miejsca pracy”.
„Rząd rozsądny”, jak go nazwał Tusk, staje właśnie wraz z nami wszystkimi nad gigantyczną przepaścią i ma zamiar skakać. Zabierając ze sobą wszystko, co się da zabrać. Co się jeszcze da zabrać. Nam…
Pan Tusk może oczywiście fantazjować o kapitałach, które „będą pracować” w ramach programu „budowy dróg i autostrad”. Jak pracowały dotąd wiemy. Wiemy też, że jak dotąd ów program oraz angażowane przez obecną ekipę ogromne środki z Unii nie za bardzo „wygenerowały” nowe miejsca pracy a raczej nie były w stanie zrekompensować „zwykłego” spadku zatrudnienia tym czasie. Choć były przeznaczone na działania, które najbardziej mnożyły stanowiska pracy. Bo zwyczajnie potrzebowały rąk do pracy bardziej niż czegokolwiek.
Zatem wspomniane Wundrwaffe, które ma uratować władzę Tuska jest dokładnie taka, jak ta, która miała zadziałać o 30 mil od Kancelarii Rzeszy. Która ostatecznie okazała się próbą rzucenia do walki dzieciaków uzbrojonych w jednostrzałowe granatniki przeciwpancerne.
Kiedy pan Tusk opowiada o sięgnięciu po absolutnie ostatnie zaskórniaki, nie należące na dodatek do niego, zdaje się być skończonym desperatem. Szaleńcem, cynikiem nie liczącym się z kosztami albo przestraszonym chłopczykiem, który ma nadzieję, że właśnie nakrył głowę kołderkę i nikt mu już nic nie zrobi. „To tak zwane drugie expose”  zdaje się być właśnie taką kołderką.
Ps. Jedną zapowiedź potraktowałem cholernie poważnie. Kiedy Tusk powiedział „przygotowujemy nowe prawo upadłościowe” pomyślałem, że to to na pewno. I przeprowadzi je skutecznie do końca. Swojego lub naszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz