Trudno nie odnieść się do słów, które
padły z ust polityków w związku z wczorajszą publikacją „Rzeczpospolitej”.
Odpuszczę sobie słowa Jarosława Kaczyńskiego bo nawet gdyby powiedział, że Tusk
osobiście rąbał toporem pasażerów lotu, mają one tylko to znaczenie, że wezmą
je sobie do serca przyszli lub niedoszli wyborcy. Mogą więc być użyte przeciwko
niemu. I pewnie będą. O czym na koniec.
Co innego słowa pana Premiera. Tu stawiam
wyraźny akcent na słowie „Premiera” by było jasne, że mówimy o państwowym
urzędniku, którego słowa mają często skutki prawne. Ot choćby taka umowa z
Rosjanami zawarta ponoć „na gębę” a jakie skutki!. Są tacy, co twierdza, że tak
nie wolno i chcą stawiać przed Trybunał ale też i tacy, co uważają, że owszem,
jak najbardziej.
Zatem jeśli Premier twierdzi na przykład,
że „Państwo polskie prowadzi badania nad każdym
elementem katastrofy.”* to znaczy to nie mniej ni
więcej, że każdy element, który jest badany, bada wspomniane „państwo polskie”.
I tu mam niejaki kłopot bo nie za bardzo wiem jak sobie interpretować owe
słowa. szczególnie w zestawieniu z informacją z wczoraj, z której wynika, że
być może pobrane próbki będą badane w Moskwie a na pewno to tamtejsi
specjaliści będą je pobierać na podstawie wskazań naszych specjalistów. Ponoć
już są pobrane i czekają w Moskiwie. Na co czekają i po co skoro nasi
specjaliści już przyjechali nie wiadomo. Ale są zaplombowane. Jeśli zbada się
je w Moskwie wynika oto, że ci moskiewscy specjaliści, co próbki pobiorą a może
i zbadają też chyba są nasi. No bo skoro „państwo polskie” bada, nie może być
inaczej.
Trudno zaprzeczyć, że t
właśnie za przyczyną pana Tuska i jego „pełnej odpowiedzialności” tak się nam w
sprawie Smoleńska granice naszego „państwa polskiego rozmywają”. Widać to było
wyraźnie wczoraj choć zdaję sobie sprawę, że wielu nie zwróciło na to uwagi,
gdy część tego „państwa polskiego” (taki Klich Edmund na przykład) bez wahania
sypała inne części jako te, które coś mogły a nie chciały. Potem wszystko wróciło do normy, drobne się
zgodziły i znów jest git. (kłania się Janerka)
Zatem trudno się dziwić
czemukolwiek. Szczególnie zaś coraz ostrzejszym reakcjom tych, których tragedia
dotknęła najbardziej. Nie, nie mam na myśli pana Komorowskiego choć swego czasu
jego główny podręczny Nałęcz wprost sformułował pogląd, że jego pryncypał jest
największą ofiarą katastrofy. Chodzi mi o rodziny, które dzięki temu w jaki
sposób „państwo polskie prowadzi badania nad każdym elementem katastrofy” pewnie
jeszcze długo nie będą mogły zaznać spokoju.
W wypowiedzi pana Tuska
pojawił się jeszcze jeden, szybko podchwycony przez jego współpracownika, pana
Grupińskiego wątek. Oto Premier stwierdził, że „nie sposób ułożyć sobie życie w jednym
państwie z osobami takimi jak Jarosław Kaczyński”. Trudno stwierdzić co
dalej, skoro nie sposób. Czy oznacza to, że pan Premier ma zamiar „układać
sobie życie” poza Polską czy raczej sprawi, że zmuszony do tego będzie Jarosław
Kaczyński? Można by obstawiać z troska ten pierwszy wariant bo przecież pan
Tusk to nie Łukaszenka, nie Putin (chciał by…!) ani nawet Janukowycz, który coś
tam może konkurentowi... No helou!
Ale kiedy Grupiński, podążając za szefem
oświadcza, że „W Polsce nie
powinno być miejsca dla Jarosława Kaczyńskiego, który oskarża władze
Rzeczpospolitej o współudział w zamachu”** od razu przestaje dziwić pytanie Kaczyńskiego czy chcą go zastrzelić czy
skończy się tylko banicją. Bo gdzie jest to miejsce i co, jeśli Kaczyński
nie złapie sugestii Grupińskiego? Nie ma to nie ma. Reszta to w końcu szczegóły
techniczne.
Zastanawiam się, czy te
durne słowa Tuska i Grupińskiego, które skutecznie zniwelowały efekt mało
roztropnej wypowiedzi Kaczyńskiego dotyczącej zamordowania 96 osób, były
przemyślane (jeśli tak to kusi pytać przez kogo- autor, autor!) czy też
stanowiły efekt rozprężenia po potężnym stresie z poranka. tak potężnym, że się
panom role pomieszały. Bez wątpienia nie współgrają one z tym na siłę
konstruowanym kontrastem ze słowami Kaczyńskiego. On oskarżał, może nie
roztropnie. Oni grozili. I to jest dopiero problem zważywszy na to, na co
zwróciłem uwagę. Jeden to najwyższy państwowy urzędnik.
Zanim mnie ktoś zaatakuje,
że jakoś tak nieproporcjonalnie oceniam, przypomnę prostą zasadę. Inaczej
należy oceniać słowa wypowiadane przez opozycję, która ma coś, co nazywa się
często „zbójeckim prawem” a inaczej urzędnika państwowego. szczególnie tego
najwyższego, który łatwo może się narazić na zarzut totalniackich ciągot.