Zaczęło się w Dallas…* Nieźle byłoby tak
zacząć. Ale Gdańsk też jest niezły zważywszy na to, że zaczęło się tam kilka
naprawdę ważnych spraw. Niektóre z nich zaciążyły nawet na losach świata.
Ale ja aż tak wysoko nie sięgam. Jeśli już
to do zdarzeń, których skutki dotykają nas tu i teraz. Myślę że każdemu, kto
choćby odrobinę interesuje się rodzimą polityką wryło się w pamięć tamto
spotkanie w gdańskiej Olivii z roku 2001. Niektórym, co to sceptycznie
podchodzą do zdarzeń mogących uchodzić za cudowne, szczególnie w pamięć wryło
się pytanie jak trzem wyautowanym wówczas politycznie gościom udało się tak
rozmnożyć pieniądze, że starczyło i na Olivię i na autokary zwożące entuzjastów
i wreszcie na oprawę, która wtedy budziła podziw. Jak wiadomo budzenie podziwu
kosztuje niemało.
Myślę, że pytanie „skąd na to kasa”
powinno być „pytaniem założycielskim” urodzonej wtedy formacji. A przy okazji
czymś w rodzaju klucza do rozumienia jej drogi życiowej wraz z jej wszelkimi
meandrami. Wliczając również te ostatnie, szczególnie wartko zarzucające.
To, że zaczęło się w Gdańsku, w jakiś
sposób zaciążyło też na historii tej formacji w miejscu, w którym niektórzy
doszukują się nawet punktu zwrotnego. Wrócimy jeszcze do tego ale musimy mieć
świadomość, że wiele się działo też w innych miastach i miasteczkach.
Taki Wrocław na przykład. Wrocław i jego
bliższe i dalsze okolice. Wokół tego ośrodka można lokować kilka istotnych w
dziejach wspomnianej formacji zdarzeń. Można nawet pokusić się o stwierdzenie,
że nigdzie tyle się nie działo co w tym
mieście. Wokół wspomnianej formacji.
To tam pierwszy raz, jeszcze w okresie
prenatalnym formacji, miały swój początek zdarzenia, które do historii przeszły
pod wspólną nazwą „szwindla Schetyny” a polegały na pompowaniu kół. Tu trzeba
koniecznie nadmienić, że motoryzacją nie miało to nic a nic wspólnego. Zyskało
później chętnych naśladowców w różnych zakątkach kraju.
Tu swą polityczną karierę zaczęła pani,
której zamaszysty smark uchwycony obiektywem zatroskanej kamery dał
paradoksalnie tej formacji spóźnioną ale jak najbardziej zasłużoną władzę. Tu
wreszcie ma swe korzenie silna grupa usługowa co to chciała zrobić dobrze
„jednorękim bandytom”. Myślę, że w związku z tym Grzechu, Zbychu, Rychu (oraz
Miro – łódzka kooptacja) zasługują bez wątpliwości na jakiś medal
paraolimpijski.
Wspominam to wszystko bo ma to w tej
historii niebagatelne znaczenie. To mianowicie, że w pewnym momencie zadawało
się iż nie ma rzeczy niemożliwych. Co można powiedzieć nieco krócej tak:
Wszystko wolno!
Można się ze mną nie zgadzać ale ja jak
najpoważniej źródeł tego wspomnianego już potencjalnego momentu przełomowego w
historii opisywanej formacji doszukuję się właśnie w tej mojej wyliczance. A
właściwie w tym, że taka wyliczanka była w ogóle możliwa. I tyle to liczenie
trwało. Bo przeróżne „szwindle Schetyny” oraz szwindle wszystkich innych
uchodziły im wszystkim płazem. Durna mistrzyni widowiskowego smarku jest tu
tylko wyjątkiem od reguły. Reguły, która w naszym spisie miast każe przecież
umieścić też nadmorski kurort Sopot z jej rzutkim włodarzem.
Wszystko, co złe, niewłaściwe lub choć w
jakiś sposób wątpliwe ma to do siebie, że pozostawione bez reakcji, bez
przeciwdziałania, kumuluje się niczym jakiś szkodliwy metal ciężki w tarczycy.
I prędzej czy później pokaże swe zdecydowanie mniej miłe oblicze.
Nie wiem na pewno, raczej przypuszczam, że
to, co zaczęło się w Gdańsku, w Gdańsku może wkrótce znaleźć swój koniec. Byłby
to taki symbol ale też coś w swej konsekwencji logicznego.
Bo zaczęło się w Gdańsku i przez to, że tu
było kadrowe zaplecze formacji i tu był zdolny narybek mający gwarantować
długie lata szczęśliwości i dostatku opisywanej formacji. Przez zaniedbanie,
przez pobłażliwość i ich skutki w postaci gromadzenia złych praktyk dających
się opisać jako „bezkarność” tu wreszcie narodził się ów legendarny jak na
razie „układ gdański”.
Rodził się z rzeczy drobnych, o których
wiemy i zapewne z grubych, których jeszcze nie znamy. Z takich choćby
drobiazgów jak budzący kiedyś mój głęboki sprzeciw popis bezczelności
Prezydenta Miasta prowadzącego swą prywatną polemikę na łamach wielkonakładowej
prasy za niemałe z mojej choćby perspektywy publiczne pieniądze. Jak
zatrudnienie przez spółkę podmiotów publicznych dziecka szefa szefów tych
podmiotów. Jak najsławniejsze chyba dziś zdjęcie w Polsce, zwane „gdańskimi burłakami”.
Nie założę się, że to już rzeczywiście
„ostateczny koniec”. Jeśli już, to raczej początek końca. Ale byłoby oczywistym
aktem dziejowej sprawiedliwości, gdyby to, co zaczęło się w Gdańsku, tam też
znalazło swój koniec.
* Tytuł kryminalnej powieści Serge Jacquemarda. Takie sobie. Zdecydowanie
najlepszy jest tytuł. Z serii o Harym Shulzu chyba najsłabsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz