Rzecz cała zaświtała mi, kiedy wybuchła
afera pani Ewy Kopacz i jej prawdomówności w związku z identyfikacjami i
sekcjami ciał ofiar smoleńskich. Pewni bym o tym zapomniał, ale zachęciły mnie
krótkie notki mojego przyjaciela, piszącego na niezależnej.pl (naszeblogi) jako
Zdenek Whrawy* i Matki Kurki w kontrowersjach.** Oba teksty w jakiś sposób
nawiązują do bardzo niekomfortowej sytuacji. Niekomfortowej dla różnych
mających coś tam do ukrycia przedstawicieli władz przeróżnych, które nie są w
stanie z nią sobie poradzić a gdy próbują, wychodzą na bandę kłamców lub
debili. Jak choćby wtedy, gdy próbują rzecz wyjaśniać jakimś tam „błędem
dokumentalisty”.*** Tą sytuacją, przyprawiającą najpewniej wielkich tego świata
o ból głowy i skłaniającą ich do zapominania o różnych przypisywanych im
wartości (takie ACTA na przykład) jest wymknięcie się spod kontroli zasobów
archiwalnych. Nie wszystkich rzecz jasna ale specyficznych dość, tych, które
dokumentują chociaż sytuacje i wypowiedzi publiczne i nie pozwalają później
twierdzić, że się czegoś nie powiedziało jak się jednak powiedziało. To bardzo
dobrze, tak być powinno i trzeba tylko mieć nadzieje, że tak pozostanie.
Ale trzeba też mieć świadomość, że to nie
jest jednak żaden lek na kłamstwo i bezczelność. Racje ma więc Zdenek, nadając
swej notce tytuł „No i co jej zrobicie?”
W sprawie Kopacz widać to doskonale. A
raczej wokół tej sprawy. W niej widać coś, co jako zjawisko zauważono
wcześniej. Chodzi o to, co ja nazwę, tak jak w tytule, religią smoleńską.
Zdaję sobie sprawę, że takie pojęcie już
istnieje i funkcjonuje. Służy, jakże błędnie, do opisu tych, którzy zaparli
się, nie chcą przyjmować takich „prawd” jak choćby te głoszone kiedyś przez
Kopacz i dopominają się po prostu prawdy. Napisałem, że określa się ich w ten
sposób błędnie bo jak się im przyjrzeć, wielu z nich ślęczy nad dokumentami,
robi wyliczenia, analizuje zdjęcia. A jeśli kultywują jakieś obrzędy związane z
pamięcią, to w wierze w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi…
Prawdziwą religię smoleńską, nazwaną swego
czasu, nie pamiętam przez kogo- seawolfa czy seamana „Sektą pancernej brzozy”
miałem okazję oglądać w ich obrzędowości choćby przedwczoraj i wczoraj, właśnie
w związku ze sprawą skandalu z krzywdą wyrządzoną rodzinom Anny Walentynowicz
i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej oraz
sugerowaną odpowiedzialnością w tej sprawie pani Ewy Kopacz. Jeśli popatrzeć na
argumenty, z jakimi przyszło zmagać się i mi, i innym wskazującym
odpowiedzialność pani Kopacz. można zauważyć, że większość z nich mocno ucieka
w metafizykę i opiera się na wierze. Co dużo bardziej pasuje do religii niż
tworzonych po drugiej stronie analizy paraboli lotu Tupolewa. W wielu
przypadkach, że wspomnę o tekście choćby Alexa Disase**** czy komentarzach pod
moim poprzednim tekstem***** osoby,
wypowiadające się w tonie mającym zdjąć z pani Kopacz i całej rządzącej wtedy
(a i teraz) ekipy odium odpowiedzialności sugerują, że „pomyłka mogła się zdarzyć”, „nastąpił błąd”, „stała się wielka tragedia”.
Ja pozwolę sobie zwrócić uwagę na słowa z zacytowanych zwrotów, użyte przez
dyskutantów. STAŁA SIĘ, NASTĄPIŁ, MOGŁA SIĘ ZDARZYĆ. Sugerujące, że mięliśmy do
czynienia z jakimś zdarzeniem nadprzyrodzonym, w którym z nieznanych powodów
coś tam zaszło samoczynnie. Nie będę brnął przypuszczeniami w szczegóły tego
sugerowanego zjawiska. Z kolei kolega Wojtek wie, choć później przyznaje, że
raczej jest przekonany (czyli wierzy…), że przyczyną tragedii w Smoleńsku były
naciski choć poproszony o dowody umyka dyskusji******
Podsumowując te przykłady można
stwierdzić, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy tocząc z nami spór, opierają
się na swoim przekonaniu czy wierze oraz dopuszczają możliwość zajścia zdarzeń
nadprzyrodzonych. Mam zatem pełne prawo uznać, że ich stanowisko w sprawie
tragedii a później śledztwa smoleńskiego ma charakter parareligijny. Widać to
jeszcze i w tym, jak dalece nielogicznie przeszli do porządku nad ujawnionymi
ostatnio faktami. Sami z siebie, bez nacisków czy sugestii z drugiej strony,
całą rzecz tłumaczą naturalną dla Rosjan nonszalancją (niechlujstwem) wobec
procedur, która po prostu musi (!) skutkować takimi zdarzeniami. Jednak mimo
tej swej opinii i tej rosyjskiej nonszalancji nadal wierzą, niczym w ewangelię,
w wyniki prac Rosjan nad przyczynami tragedii choć to są przecież też Rosjanie.
Skłonni do nonszalancji i mogący się mylić. Traktują jednak wyznawcy opisanego
wyżej kultu ich twierdzenia jako niepodważalny dogmat.
Wracając więc do tego, że wszystko jest
zapisane, dostępne i sprawdzalne. Że da się bez najmniejszego trudu wskazać kto
i kiedy łgał jak najęty, ponownie przypomnę to, co rzekł Zdenek Whrawy. „„No i
co jej zrobicie?” Nic jej nie zrobimy, bo choć jest, co jest i jest takie, jak
zarejestrowano, mamy przecież do czynienia ze świętą opisanej przeze mnie
religii. Która kanonizowała się sama „niosąc pomoc rodzinom”. Pewnie nie
wszystkim skoro niektóre już wtedy wspominały o poniżającym traktowaniu w
Moskwie a inne teraz muszą odkopywać groby bliskich. Świętą, w której obronie
pojawiać się będą kolejne „pomyłka mogła się zdarzyć”, „nastąpił błąd”, „stała się wielka tragedia”
oraz wybielające świadectwa w rodzaju tego, które dziś znalazłem w „Wyborczej”.
Broniący Kopacz pan Marcin Wojciechowski wypowiada się krytycznie o tych co ja
atakują w związku z krzywdą wyrządzoną Walentynowiczom oświadczając „Byłem tam”.******* Oczywiście dalej okazuje
się, że akurat nie w Moskwie i nie przy autopsjach czy identyfikacjach. Zna za
to osoby, które tam były… Ale jeśli prześledzić potok jego argumentacji,
dotyczący miejsc, osób i okazji do pomyłki, można odnieść wrażenie, że nie
tylko tam był ale wręcz sam tę pomyłkę popełniał. I wie w związku z tym
najlepiej, że państwo nie zawiniło i takich oskarżeń rzucać nie można. Dowodząc,
że jest skończonym durniem albo świnią. Nie pojmującym albo też wiedzącą
doskonale, że dla tych, którzy tam pojechali po bliskich partnerem w tej
tragedii nie był jakiś tam (jak by mu pewnie pasowało) „pielęgniarz albo
asystujący żołnierz” tylko państwo polskie i jego przedstawiciele. I od nich
teraz należy oczekiwać wyjaśnień, skruchy i naprawienia tego, co się stało.
Nawet jeśli zadośćuczynieniem miałoby być wykopanie „świętej oberkłamczuchy”
sprawującej dziś drugi urząd w państwie. Bez względu na to komu jest wierna i z
kim się przyjaźni.
***** http://rosemann.salon24.pl/450440,kopacz-jest-trupem#comment_6646510,
http://rosemann.salon24.pl/450440,kopacz-jest-trupem#comment_6646286
****** http://dobrezycie.salon24.pl/450446,gdyby-nie-upor-waznego-pasazera#logged
(warto poszukać odpowiedzi na mój komentarz i moich wątpliwości po niej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz