Nie, nie myślę, że nie potrafiłby mając taką możliwość. Wbrew temu, co
„smocze języki” wsączyły w sporą część
umysłów, będąc u władzy radził sobie nie gorzej od innych ekip. A od
obecnej zdecydowanie lepiej. Właśnie problem ostatniej ekipy jest w tym, do
czego zmierzam kluczowy.
To, że PiS, nawet gdyby miało naprawdę doskonały plan dla Polski, nie ma
szans na naprawę państwa, przyszło mi do głowy gdy przeczytałem o podjęciu
przez prokuratorów działań sprawdzających Służbę Kontrwywiadu Wojskowego.
Nie chodzi mi wcale o to, że ta oraz pozostałe służby mogłyby podjąć
starania by się partii Kaczyńskiego żadne zmiany nie powiodły. Choć tego też
nie wykluczam a wręcz jestem pewien, że bruździłyby ile mogły. Miałoby to
oczywiście jakieś znaczenie ale byłoby tylko jednym ze źródeł niepowodzenia.
Poważne potraktowanie przez wojskowych prokuratorów sygnałów, że jedna ze
służb może mieć kłopoty z praworządnością jest nie jedynym ale za to
istotniejszym sygnałem, pokazującym jak bardzo udało się obecnej władzy
zdegenerować funkcjonowanie najistotniejszych agend państwa i obsługiwanych
przez nie mechanizmów. Szczególnie dotyczy to tajnych służb, nad którymi kontrola,
z racji ich specyfiki, najczęściej jest iluzoryczna. A liczba dwóch milionów
kontrolowanych numerów telefonicznych naprawdę musi zrobić na każdym wrażenie. Tu
polecam wywiad Ludwika Dorna dla Onetu*
Te osiągnięcia obecnej ekipy trudno określić inaczej jak imponujące choć
absolutnie nie jest to powód do dumy. Jeśli już, jest to coś bardzo, bardzo wstydliwego
i rządzący zdają się tę moją ocenę podzielać. Stąd samo ujawnienie czy raczej
wspomnienie podejrzenia brzydkich zabaw „towarzyszy z bezpieczeństwa” jest
godne uwagi i obaw bo jest tylko tym maleńkim kawałkiem góry lodowej, który
nieśmiało wystaje na zewnątrz anonsując monstrum kryjące się przed naszymi
oczami.
Uporządkowanie wszystkiego, co obecna ekipa w różnych zakamarkach państwa
zdołała zmajstrować, wymagać będzie naprawdę gruntownego sprzątania.
I tu pojawia się wielopiętrowy paradoks. Wynikający z faktu, że żadna inna
siła nie byłaby lepsza w zajmowaniu się tym koniecznym zabiegiem higienicznym, żadna
inna do sprzątania nie będzie się rwała, oraz z tego, że mimo wszystko właśnie
PiS miałoby najmniejsze szanse żeby taką operację przeprowadzić. I nie
zmieniłoby tego nic innego poza podobnym zwrotem politycznym jaki miał miejsce
na Węgrzech, na co się jak na razie nie zanosi.
Każdy mniej imponujący sukces PiS-u, nawet jeśli zaowocowałby przejęciem
władzy, bardzo szybko musiałby się odbić tej partii czkawką. Być może nawet
mającą przebieg tak ostry, że aż zakończony zgonem. A już na pewno poważnym
kalectwem. Oczywiście politycznym.
Nie można wszak zapomnieć zarówno o tym, z kim mocno zaprzyjaźnione są
najpotężniejsze w naszym państwie media ani tego, że pewne, mogące się przydać
scenariusze miały już one okazję praktycznie przećwiczyć. Nie można również
ignorować faktu, że czołowym zawodnikiem ekipy, którą trzeba wymieść, jest
legenda kina, wypowiadająca niegdyś (a i teraz jak kto sobie puści)
niezapomnianą kwestię „Panowie, policzmy głosy”.
Gdyby więc zdarzyło się, że PiS stałoby się zrządzeniem okoliczności
„miotłą” dla obecnego układu, nie miałoby szans poradzić sobie z tą misją.
Cokolwiek by zaczęło, w Polskę a pewnie i w świat szedłby sygnał „A nie
ostrzegaliśmy! Przecież oni już kiedyś tak postępowali”. I błyskawicznie stado
oderwanych od żłobu bezczelnych psujów i kanciarzy odzyskałoby w oczach Narodu
cnotę i powróciłoby na białym koniu do władzy. A PiS o trzeciej szansie mogłoby
zapomnieć. O ile by w ogóle przetrwało.
Zanim będę kontynuować, dla jasności wytłumaczę, że żadną alternatywą dla
PiS nie jest na przykład partia Ziobry. Ma mikre szanse na polityczne
przetrwanie, zdecydowanie mniejszy potencjał ale za to równie imponująco
zaszarganą opinię. Głównie dzięki osobie lidera, którego przecież spławić nie
może nie narażając się na kompletny brak powagi. No chyba, że sobie reputację
podreperuje. Szczerząc od czasu do czasu zęby do Platformy. Tylko, że wówczas
nie będzie żadną alternatywą w jeszcze większym stopniu.
Zatem potrzebna jest chyba nowa siła z nowymi ludźmi. Z jednej strony
mającymi w sobie determinację PiS, z drugiej zaś dużo bardziej strawnymi, nie
dającymi się łatwo zapędzić do jakiegoś tam „zaścianka” i pozwalać z siebie
kpić jak z kogoś w niemodnym i przetartym na tyłku garniturku i okularach po
tacie.
Zdaję sobie sprawę, że czekanie na nią czyni z nas, zaciekłych
przeciwników obecnych majsterkowiczów, coś na kształt Żydów- wiecznych tułaczy,
znajdujących sedno swego istnienia jako narodu w ciągłym czekaniu. Ktoś
zresztą, z całkiem innych powodów tak o nas już mówił.
Skoro zaś czeka nas bez wątpienia dość długie czekanie, tymczasem nic nie
stoi na przeszkodzie abyśmy pomagali PiS oderwać tę obecną bandę od żłobu. Bo
nawet jeśli zaraz wrócą na tym białym koniu, pan Donald Tusk (a z nim paru
szczególnie zasłużonych) już się w siodle nie zmieści. I to będzie nasz,
doraźny bo doraźny ale jednak czysty zysk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz