niedziela, 23 września 2012

PiS państwa nie naprawi



Nie, nie myślę, że nie potrafiłby mając taką możliwość. Wbrew temu, co „smocze języki” wsączyły w sporą część  umysłów, będąc u władzy radził sobie nie gorzej od innych ekip. A od obecnej zdecydowanie lepiej. Właśnie problem ostatniej ekipy jest w tym, do czego zmierzam kluczowy.
To, że PiS, nawet gdyby miało naprawdę doskonały plan dla Polski, nie ma szans na naprawę państwa, przyszło mi do głowy gdy przeczytałem o podjęciu przez prokuratorów działań sprawdzających Służbę Kontrwywiadu Wojskowego.
Nie chodzi mi wcale o to, że ta oraz pozostałe służby mogłyby podjąć starania by się partii Kaczyńskiego żadne zmiany nie powiodły. Choć tego też nie wykluczam a wręcz jestem pewien, że bruździłyby ile mogły. Miałoby to oczywiście jakieś znaczenie ale byłoby tylko jednym ze źródeł niepowodzenia.
Poważne potraktowanie przez wojskowych prokuratorów sygnałów, że jedna ze służb może mieć kłopoty z praworządnością jest nie jedynym ale za to istotniejszym sygnałem, pokazującym jak bardzo udało się obecnej władzy zdegenerować funkcjonowanie najistotniejszych agend państwa i obsługiwanych przez nie mechanizmów. Szczególnie dotyczy to tajnych służb, nad którymi kontrola, z racji ich specyfiki, najczęściej jest iluzoryczna. A liczba dwóch milionów kontrolowanych numerów telefonicznych naprawdę musi zrobić na każdym wrażenie. Tu polecam wywiad Ludwika Dorna dla Onetu*
Te osiągnięcia obecnej ekipy trudno określić inaczej jak imponujące choć absolutnie nie jest to powód do dumy. Jeśli już, jest to coś bardzo, bardzo wstydliwego i rządzący zdają się tę moją ocenę podzielać. Stąd samo ujawnienie czy raczej wspomnienie podejrzenia brzydkich zabaw „towarzyszy z bezpieczeństwa” jest godne uwagi i obaw bo jest tylko tym maleńkim kawałkiem góry lodowej, który nieśmiało wystaje na zewnątrz anonsując monstrum kryjące się przed naszymi oczami.
Uporządkowanie wszystkiego, co obecna ekipa w różnych zakamarkach państwa zdołała zmajstrować, wymagać będzie naprawdę gruntownego sprzątania.
I tu pojawia się wielopiętrowy paradoks. Wynikający z faktu, że żadna inna siła nie byłaby lepsza w zajmowaniu się tym koniecznym zabiegiem higienicznym, żadna inna do sprzątania nie będzie się rwała, oraz z tego, że mimo wszystko właśnie PiS miałoby najmniejsze szanse żeby taką operację przeprowadzić. I nie zmieniłoby tego nic innego poza podobnym zwrotem politycznym jaki miał miejsce na Węgrzech, na co się jak na razie nie zanosi.
Każdy mniej imponujący sukces PiS-u, nawet jeśli zaowocowałby przejęciem władzy, bardzo szybko musiałby się odbić tej partii czkawką. Być może nawet mającą przebieg tak ostry, że aż zakończony zgonem. A już na pewno poważnym kalectwem. Oczywiście politycznym.
Nie można wszak zapomnieć zarówno o tym, z kim mocno zaprzyjaźnione są najpotężniejsze w naszym państwie media ani tego, że pewne, mogące się przydać scenariusze miały już one okazję praktycznie przećwiczyć. Nie można również ignorować faktu, że czołowym zawodnikiem ekipy, którą trzeba wymieść, jest legenda kina, wypowiadająca niegdyś (a i teraz jak kto sobie puści) niezapomnianą kwestię „Panowie, policzmy głosy”.
Gdyby więc zdarzyło się, że PiS stałoby się zrządzeniem okoliczności „miotłą” dla obecnego układu, nie miałoby szans poradzić sobie z tą misją. Cokolwiek by zaczęło, w Polskę a pewnie i w świat szedłby sygnał „A nie ostrzegaliśmy! Przecież oni już kiedyś tak postępowali”. I błyskawicznie stado oderwanych od żłobu bezczelnych psujów i kanciarzy odzyskałoby w oczach Narodu cnotę i powróciłoby na białym koniu do władzy. A PiS o trzeciej szansie mogłoby zapomnieć. O ile by w ogóle przetrwało.
Zanim będę kontynuować, dla jasności wytłumaczę, że żadną alternatywą dla PiS nie jest na przykład partia Ziobry. Ma mikre szanse na polityczne przetrwanie, zdecydowanie mniejszy potencjał ale za to równie imponująco zaszarganą opinię. Głównie dzięki osobie lidera, którego przecież spławić nie może nie narażając się na kompletny brak powagi. No chyba, że sobie reputację podreperuje. Szczerząc od czasu do czasu zęby do Platformy. Tylko, że wówczas nie będzie żadną alternatywą w jeszcze większym stopniu.
Zatem potrzebna jest chyba nowa siła z nowymi ludźmi. Z jednej strony mającymi w sobie determinację PiS, z drugiej zaś dużo bardziej strawnymi, nie dającymi się łatwo zapędzić do jakiegoś tam „zaścianka” i pozwalać z siebie kpić jak z kogoś w niemodnym i przetartym na tyłku garniturku i okularach po tacie. 
Zdaję sobie sprawę, że czekanie na nią czyni z nas, zaciekłych przeciwników obecnych majsterkowiczów, coś na kształt Żydów- wiecznych tułaczy, znajdujących sedno swego istnienia jako narodu w ciągłym czekaniu. Ktoś zresztą, z całkiem innych powodów tak o nas już mówił.
Skoro zaś czeka nas bez wątpienia dość długie czekanie, tymczasem nic nie stoi na przeszkodzie abyśmy pomagali PiS oderwać tę obecną bandę od żłobu. Bo nawet jeśli zaraz wrócą na tym białym koniu, pan Donald Tusk (a z nim paru szczególnie zasłużonych) już się w siodle nie zmieści. I to będzie nasz, doraźny bo doraźny ale jednak czysty zysk.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz