Donald Tusk, wypowiadając się dziś na temat prezesa gdańskiego sądu,
który okazał się za mało „niezawisły” wobec władzy bynajmniej nie sądowniczej,
potępił go rzecz jasna, bo nie potępić się po prostu nie dało. To zachowanie,
zdaniem Premiera było „nie do zaakceptowania”.* Przy okazji odniósł się do
zdarzenia, które potencjalną podatność prezesa na sugestie władzy bynajmniej
nie sądowniczej wykazało. Powiedział, że
„ mamy
do czynienia prawdopodobnie z fałszowaniem dokumentu, jakim jest e-mail, w
którym powołujemy się na urząd (e-mail wysłany przez dziennikarza z adresu
szefa kancelarii premiera – przyp. red.). Niewykluczone więc, że w tej kwestii
mamy do czynienia z przestępstwem i wyjaśnienie tego jest istotne choćby ze
względu na funkcjonowanie urzędów”.**
Słowa Premiera, jeśli wziąć pod uwagę kontekst, w jakim padły, są co
najmniej niedelikatne jeśli wręcz nie skandaliczne. Tu taki wtręt, że już
wspomniane „nie do zaakceptowania” źle wygląda wobec sędziowskiej niezawisłości
i konstytucyjnej rozdzielności władz, które nic do akceptowania wobec siebie nie
mają. Ale wróćmy do istotniejszej części wypowiedzi Tuska. Ocena jej, którą
kilka zdań wcześniej umieściłem będzie jasna jeśli wziąć pod uwagę dwie
okoliczności.
Pierwsza z nich nawiązuje do konferencji Donalda Tuska z 14 sierpnia,
podczas której Premier pokusił się o osobliwą wykładnię prawa sugerując, że nie
każde oszustwo jest przestępstwem. Tamta wpadka powinna raz na zawsze oduczyć
pana Tuska jakichkolwiek „naturszczykowskich” interpretacji przepisów prawnych.
Okazuje się, że uczenie się na błędach nie jest mocną stroną przywódcy
Platformy i szefa rządu w jednym.
Dzisiejsze słowa, nie wykluczam tego, mogą być trafniejszą z punktu
widzenia obowiązującego prawa ,oceną zdarzenia, do którego Premier się odniósł.
Ale nawet to nie zmienia faktu, że wypowiedź była skandaliczna. Chodzi o jej
kontekst.
Istotą skandalu z prezesem sądu jest jak wiadomo podejrzenie o to, że ten
urzędnik a być może wraz z nim też znacznie pokaźniejsza cześć naszego wymiaru sprawiedliwości
jest wyjątkowo podatna na głosy płynące z ośrodków władzy bynajmniej nie sądowniczej.
W takiej sytuacji sugerowanie przez najwyższego przedstawiciela władzy jak
najbardziej nie sądowniczej, który na dodatek nie jest z racji posiadanych kompetencji
najwłaściwszą osobą do interpretowania przepisów i identyfikowania deliktów, że
jego zdaniem doszło do tego czy owego nie może wyglądać na nic innego tylko na…
Tylko na sugerowanie jak władza wspomniana zapatruje się w związku z
wyczynem osoby, dzięki której wiemy, że jakiś tam sędzia nie najniższej rangi
może być podatny na takie właśnie sugestie.
Cała rzecz przybiera więc kształt groteski.
,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz