Nie za bardzo wiem czemu bez wstrząsu czy
większego poruszenia opinii publicznej przeszła wiadomość, która według mnie o
stanie państwa mówi znacznie więcej niż wszelkie wyliczenia pana Rostowskiego.
Te dotyczące przyszłego budżetu jak i te odnoszące się do propozycji
politycznych oponentów.
Jeśli wierzyć panom Latkowskiemu i Majewskiemu, a trudno nie wierzyć skoro mówią
co mówią świadomi strasznego cienia Romana Giertycha za ich plecami, syn
Premiera, Michał Tusk w rozmowie z nimi obok innych rewelacji powiedział i to,
że Donald Tusk boi się iż jest podsłuchiwany*. Ignorować rewelacje Tuska
juniora można by tylko pod warunkiem
przyjęcia założenia, że z premedytacją chce on bardzo zaszkodzić ojcu.
No a po co miałby to robić?
Arcyciekawa jest przy tym opisana przez
syna reakcja Premiera w związku z podejrzeniem bycia ofiarą inwigilacji.
Premier… boi się i kombinuje z telefonem synowej** miast zareagować tak, jak
można by się spodziewać po kimś na jego stanowisku. Ta opisana reakcja w sposób
oczywisty tłumaczy kto mógłby podsłuchiwać szefa naszej egzekutywy.
Niezorientowanym wyjaśniam, że to nie jest Jarosław Kaczyński.
Tu muszę wyjaśnić pewną bardzo istotna dla
sprawy kwestię. Otóż Prezes Rady Ministrów jest, jak mi się zdaje, absolutnie najwyższą
instancją mogącą nakazać służbom podjęcie jakichś działań operacyjnych. Jeśli
robią to bez jego wiedzy i wobec jego osoby to albo w przypadku, gdy uzyskały
na to zgodę sądu ( no ale z jakiego powodu by miały…?) albo szefowie służb
uskuteczniają coś na kształt pełzającego zamachu stanu i robią to… nielegalnie.
Dlatego właśnie tak istotne jest, że Premier reaguje tak, jak reaguje. Zamiast
natychmiast zrobić ze służbami porządek, owocujący błyskawicznym wylotem co
niektórych albo i wszystkich szefów on… się boi. Pominę tu dywagacje o tym czy
ma powody bać się i sugestię, że ten, kto ma czyste sumienie nie ma powodów do
strachu.
Trudno chyba znaleźć lepszy dowód na to, że
się nam państwo rozłazi i wymyka spod kontroli tych, którzy z woli Narodu do
tej kontroli zostali powołani.
Historia przypomniana wyżej jest
uzupełnieniem i swoistą „wisienka na torcie” w kwestii działań państwa wobec
zjawiska o nazwie „Amber Gold”. Wbrew wytworzonemu przez media i komentatorów
szumowi mam świadomość, że nie jest to największy przekręt w dziejach III
Rzeczpospolitej a być może i w tym ich wycinku, za który odpowiada obecna
ekipa. Jednak znaczenie afery jest niewspółmiernie większe niż prosta ocena
odnosząca się do mechanizmu przekrętu i do wielkości kwot wchłoniętych przez
ten mechanizm. Dużo istotniejsza, mająca w całej sprawie zdecydowanie większą
wagę (wbrew tytanicznym zabiegom harcowników PO próbującym rzecz bagatelizować)
jest ujawniona przy okazji porażająca niemoc państwa. Przejawiająca się na
dodatek nie w tym, że zawiodły niedoskonałe mechanizmy czy niekompetentni
ludzie ale tym, że od pewnego szczebla, absolutnie nie najwyższego, dość
gremialnie pewnym tyłkom nie ciało się zbyt energicznie ruszać ze stołków. Tak,
jakby ci, co do nich uderzali ze sprawą nie byli jakimś tam szczeblem
decyzyjnym tylko upierdliwym petentem, którego można rytualnie olać.
Oczywiście jakby spojrzeć na
funkcjonowanie państwa tak powierzchownie, bez zagłębiania się w szczegóły i
jego co mroczniejsze zakamarki, wszystko zdaje się być w jak najlepszym
porządku. Jednak kryjąca się za tą całkiem znośną fasadą rzeczywistość ma w
sobie coś na kształt rekordu cywilizowanego świata. Nie wiem czy gdzie kol wiek
a choćby i u nas, w III RP szukać przypadku, w którym najwyższy zwierzchnik
służb specjalnych jest przez te służby podsłuchiwany. Oczywiście nie można wykluczyć,
że Premierowi zdaje się tylko. Ale to znowu znaczyłoby, że na czele państwa
możemy mieć paranoika z manią prześladowczą.
Taką rozbieżność między pierwszym
wrażeniem a stanem rzeczywistym ktoś kiedyś określił poetycko jako „pudrowanie
syfa”.
Wracając do Premiera, który się boi. Skojarzył
mi się z dwiema postaciami literackimi. Ze Stalinem z „Moskwa kwa kwa” Aksjonowa, widzącym we wszystkich, którzy go
otaczają przerażających go hajduków Tity i z Generalissumusem z ostatniej sceny
„Moskwy 2042”
Wojnowicza. Swoja droga dość ciekawy jest nawet ten kierunek, w którym podążają
moje skojarzenia :)
** numer z telefonem synowej to dość interesująca sprawa. Oczywiście Tusk
kretynem nie jest i wie, że jakby mieli go podsłuchiwać to to by nie pomogło. Może
raczej sądził albo i wiedział, że podsłuch ma delfin i tak starał się obejść
tamten podsłuch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz