Przeczytałem (z lekkim opóźnieniem) w piątkowej „Rzeczpospolitej”
zatytułowaną „Medalik w czaszce” rozmowę z Krzysztofem Szwagrzykiem,
pracownikiem Biura Edukacji Publicznej
IPN, kierującym pracami przy ekshumacjach ciał ofiar komunistycznych represji. Fragment,
w którym tłumaczy on, że „przez wiele lat panował w naszym kraju
klimat skrajnie wrogi podobnym poszukiwaniom. Rozliczać zbrodni komunistycznych
nie było wolno. Nie mówiąc już o aresztowaniu i osądzeniu zbrodniarzy. Przecież
w latach 90. żył jeszcze naczelny prokurator wojskowy Stanisław Zarakowski,
sędzia Mieczysław Widaj, który miał sto kilkadziesiąt wyroków na koncie. Żyło
kilkudziesięciu innych ludzi, na czele z Heleną Wolińską, którym można było
wymierzyć sprawiedliwość. Tak się nie stało z powodu oporu wpływowych
środowisk. Okazało się nawet, że „człowiekiem honoru” jest były generał SB,
którego miejsce jest w więzieniu. A osoby, które zajmują się badaniem zbrodni
komunistycznych, są „oszołomami”. Proszę się więc nie dziwić, że w takiej sytuacji
nie było możliwości przeprowadzenia ekshumacji.”* podsunął mi pozornie
absurdalny pomysł, by w środku Warszawy,
może nawet przy Placu Piłsudskiego, obok Grobu Nieznanego Żołnierza wznieść
memoriał poświęcony Nieznanemu Sprawcy. Wszak to trwały element naszej
historii, który najwyraźniej przetrwał transformację systemową. Oczywiście nie
w takiej skali. Ale to nie powinno dziwić. Wszak po wielkich hutach i innych osiągnięciach
naszej „gospodarczej potęgi” też śladu nie ma a jak coś teraz powstaje, skalę
ma zdecydowanie mniejszą.
Ja zdaję sobie sprawę i sam się do tego przyznaję, że na punkcie
rozliczenia poprzedniego systemu a ściślej braku takiego rachunku jestem zakręcony.
Ale w moim przekonaniu to, co stało się a raczej działo się z problemem winy
twórców i „udziałowców” PRL-u nie pozostaje bez wpływu na naszą obecną
rzeczywistość. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że ów wpływ ma kształt różnoraki
i jego najbardziej istotne oblicze pozostaje wyłącznie w sferze domysłów poruszając
co najwyżej wyobraźnię skalą swoich rozmiarów i znaczenia. Mam rzecz jasna na
myśli udział tych, którzy z różnych powodów stali się przed przełomem i są do
dziś nieujawnioną cząstką tamtego systemu. I ze strachu, głupoty czy
niegodziwości mocno dziś pracują by to, w co się kiedyś dali wmanewrować, nie
było odbierane jako coś złowrogiego.
Osobną sprawą jest efekt uboczny tego, co wyżej opisałem. Przemilczania
spraw, upychania po kątach prawdy o ofiarach albo wręcz krzyczącej o pomstę
skali zaniechań. Nie sądzę by znalazł się ktoś, kto próbowałby racjonalizować
fakt, że prace przy ekshumacjach ofiar komunistycznych bandytów zaczęły się tak
późno. Tu nie da się sprawy załatwić „przedawnieniem”, które w prezencie, wraz
z masą bonusów, dostała większość tych, którzy od pani z zawiązanymi oczami
dostać bez wątpienia powinni coś zdecydowanie mniej miłego i intratnego.
Ktoś może uznać, że tytuł, nadany temu tekstowi to nadużycie albo
publicystyczne cwaniactwo. Ja jednak bronię swego przekonania, że źródłem
obojętności, z jaką przyjmuje się dziś stwierdzany seryjnie „brak udziału osób
trzecich” w przypadku bardzo zaskakujących śmierci jest to, ż kiedyś „nieznani
sprawcy” spowodowali zniknięcie sporej części naszej narodowej elity a nawet
wtedy, gdy już mogło, nie bardzo przejęło tych, których powinno. Gdyby przyjąć
obecne kryteria, odnoszące się do „udziału osób trzecich”, pewne zdarzenia, w
których nie znaleziono do dziś wspomnianych „osób trzecich” należałoby pewnie
uznać za samobójstwa. A w każdym razie za skutek „działań własnych” jak
niektórzy próbują to zrobić w przypadku śmierci Stanisława Pyjasa. Zatem do
grona „samobójców” powinni dołączyć i Piotr Bartoszcze i Grzegorz Przemyk a być
może i ofiary „zbiorowego samobójstwa” wykopywane teraz na powązkowskiej Łączce.
Wracając zaś do pomysłu upamiętnienia naszych „nieznanych sprawców”,
których wpływu na naszą historię nie da się zignorować, pozostaje do rozwiązania
jeden problem. O ile z „nieznanym żołnierzem” problemu nie było, tu bez
wątpienia nawet nie wiadomo gdzie szukać jakiegoś kogoś, kto mógłby spocząć w
symbolicznej mogile. Istotą „nieznanych sprawców” jest wszak to, ż nawet nie
wiadomo gdzie ich szukać. Zatem opcjonalnie można by w monumencie umieścić
którąś z ich ofiar by nie było wątpliwości jacy z nich byli fachowcy albo też
któregoś z obecnych protektorów. Tu kwestię listy kandydatów pozostawiam czytelnikom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz