Wbrew tak zwanemu „ogólnemu wrażeniu” które może zdawać się nie budzącym
żadnych wątpliwości dobrym albo i bardzo dobrym wrażeniem, za nic nie chciałbym
być na miejscu tych, którzy decydują o wszystkim w partii rządzącej. Nie wiem
czy jest ich jeden, dwóch, czy może paru - to akurat teraz nieistotne. Nie,
żeby mieli oni czy też on źle w takim przyziemnym rozumieniu słowa „źle”. W tym rozumieniu pewnie mają dobrze albo
bardzo dobrze. Chodzi mi o coś zupełnie innego. O komfort w głowie i w sercu.
Tak to górnolotnie nazwałem ale jak inaczej miałem?
Z tym komfortem to jest tak, że niby jest wszystko w porządku. Niby udaje
się wywinąć kolejnym rafom… Ale właśnie. To, że trzeba wywijać się KOLEJNYM
stanowi fundament problemu.
Bo to, że uwijać się trzeba, jest oczywiste gdy już na to wywijanie przyjdzie.
Ale, że ciągle trzeba, to już boli i aż woła o jakieś lekarstwo czy
profilaktykę.
A jakie lekarstwo i jaka profilaktyka? Słowem, co robić by następnym
razem obeszło się bez bólu i wywijania? Nie powiem, że bez rafy a niżej, czemu
nie powiem.
Taki przykład. Pisze Bursztyn, wieszcząc, że „komisja i tak powstanie”,
że „Nastroje
w obozie władzy są dobre. Atak został odparty, trzeba teraz poczekać na sondaże
i na ich podstawie podejmie się jakieś decyzje.”* Bardzo celnie pisze
trafiając w samo sedno tego, o czym z kolei ja piszę. Ale pewnie gdyby miał
pociągnąć tu za mnie, poszedł by w inną stronę. Bo on jeszcze nie wie a ja już
wiem, że są już te sondaże oczekiwane i
wiem też co z nich wynika.
Wynika to (i tu właśnie współczuję włodarzom Platformy), że im więcej
wątpliwości narasta wobec działań oraz zaniechań partii rządzącej (i jej
sojusznika – tak, Panie Pawlak, o tym nie zapominam i nie zapomnę!) i częściej przedstawia
się ją jako organizację nieomal paramafijną (taki neologizm, jak na ten
przykład „paramilitarny”), tym bardziej Polacy chcą by ona nimi rządziła.** Nie
wiem i nie mam zamiaru roztrząsać przyczyn choć mi się tak żartobliwie narzuca,
że jak „na dzielni” rządzą chłopaki to nikt im nie podskakuje, nie stara się
ich przegonić (jeszcze by spróbował!) a każdy chce być ich kolegą. Taki
mechanizm… Ale zostawmy to i przejdźmy do psychiki wodza czy też wodzów PO i
wieszczby Gursztyna.
Z tą psychiką nie może być dobrze. Nic nie insynuuję tylko dedukuję. Bo zakładam
szczerą wolę tych umysłów by budować, reformować, zmieniać i w ogóle robić
Polakom dobrze. Tyle, że to trud mozolny i ryzykowny. Wyjdzie, nie wyjdzie…
Powiedzmy, że wyjdzie. No różnie może być. Polak to urodzony „wybrzydzacz”! A
to stadion za drogi a to drogi do kitu zaś kit po tysiąćpięćset od kila. A pod
kilem stopa wody. … I tak bez końca.
Co innego jak nie wyjdzie, zawali się, przewali się i takie tam. Od razu
się Polakom podoba a słupki rosną. Co widać właśnie doskonale.
I co ma ze sobą zrobić taki wódz, który przecież się społeczeństwu po to najął
by budować i rozwijać a nie przewalać. By zapisać się w historii z przydomkiem „Wielki”
a nie „Przewalski”. Jak on się czuje gdy wychodzi mu, że Polacy lubią go szczególnie,
gdy coś spier…przy albo czegoś nie dopilnuje. Pewnie widzą w nim wtedy siebie
wraz z pakietem swoich słabości albo nawet i „narodowego ducha”. Tak czasem
myślę… Ale wróćmy do psychiki szefa czy tam szefów. Jaki musi czy tam muszą
czuć ciężar gdy trzeba im wybierać czy nie spieprzyć i słono za to zapłacić czy
też przewalić i uradować obywateli. Jak na razie widać, że to „państwowiec”
więc się liczy z wolą ludu.
Zatem panie Gursztyn. Komisja powstanie dlatego, że lud z niecierpliwością
czeka by wyrazić swój aplauz wobec patyjno-rządwowej umiejętności nawiązywania dialogu
z meblami giętymi.
Teraz poważnie. Platforma kiedyś zakończy swe rządy a przy tym najpewniej
i żywot. Pewnie później niż sądzimy ale mogę zgadywać, czemu zakończy. Któregoś
dnia posunie się o jeden kant za daleko. Oczywiście nie mam pojęcia w kogo i na
ile ten kant walnie.
Że tak będzie jestem przekonany dlatego, że ci, co rządzą partią i
państwem nabywają po raz kolejny przekonania, że nic ich się nie ima. Ktoś
pewnie zauważy, że czegoś się nauczyli i będą uważać. Nauczyli się dokładnie
tyle, ile z Sawickiej i MiroZbycha. Dokładnie tego, że można im skoczyć.
Że są niezniszczalni i nieruszalni. I tego będą się trzymać i twórczo z tego
korzystać. A właściwie miło i radośnie. Nie zdając sobie sprawy, że takie „skakanie
im” jest na dłuższą metę męczące i ci „mogący im skoczyć” w końcu zechcą nieco
odpocząć. I właśnie ten moment to będzie tytułowy „o jeden kant za daleko”.
ps. Liczenie, że ich ktoś wcześniej „zmiecie” jest naiwnością. Obserwując
podczas wiadomej debaty poziom ich oponentów stwierdziłem, ze zbyt wielu z nich
nadaje się głownie do zmiatania pisanego bez cudzysłowu.
A w tekst Gursztyna warto zajrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz