Reakcję Donalda Tuska na wczorajsze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego uznałem
za mało przemyślaną i zabawną zarazem. Zacznę od aspektu humorystycznego bo w
naszej szarej rzeczywistości tak mało mamy okazji do śmiechu. Cóż mnie
rozbawiło w tym, że Premier tak szybko i tak konkretnie podszedł do sprawy? To,
że Premier tak szybko i tak konkretnie podszedł do sprawy. Ktoś powie, że
bredzę…
Gdyby zestawić tę szybkość działania Donalda Tuska z całokształtem jego
pracy na stanowisku, które zajmuje, rzuca się w oczy dysproporcja między
naturalnym dla Premiera stanem długich nieobecności w sytuacjach kryzysowych, określanym przez złośliwych „zamykaniem się do
szafy” a tą wczorajszą, błyskawiczną ripostą. Nie sprawdzałem dokladnie ale
odnoszę wrażenie, że tak jest zawsze, gdy przed oczami Premiera pojawia się Jarosław
Kaczyński. Jest dla Tuska niczym adrenalina, potrafiąca z tej epicko wręcz
gnuśnej postaci uczynić coś pomiędzy lwem i kobrą. Dajmy na to taki Amber Gold.
Gdyby to nie Plichta a Kaczyński… No dobrze, koniec dworowania sobie z pana
Tuska.
Ale przy reakcji Premiera oczywiście pozostajemy. Czemu była
nieprzemyślana. Bo szybka. I nie mam tu na myśli prostej zależności, że co
nagle to po diable, choć to też. Ale trudno nie mieć wrażenia, że „państwo
Tuska” jakoś dziwnie zyskuje na swej sprawności gdy musi lub też chce wdawać
się w utarczki z opozycją. A właściwie z jedną, bardzo konkretną jej częścią.
Dosłownie w parę dni po tym, jak z mównicy sejmowej stado Ministrów pana Tuska
udowodniło, że działalność państwa kończy się na progu rządowych siedzib bo
dalej nikt jakby nic sobie nie robił z tego, co tam jest ustalane, mamy to
stanowcze „do środy zostaną podane precyzyjne wyliczenia pomysłów w sferze
socjalnej, jakie przedstawił Kaczyński”*. No pięknie. Byłby ubaw gdyby
podczas tego środowego przedstawiania „precyzyjnych wyliczeń” ktoś poprosił o
przedstawienie metodologii rachowania. Oczywiście nie mam wątpliwości, że nikt
nie wpadnie na taki pomysł. Ale byłoby paradnie wysłuchać wykładu z tej
rządowej matematyki, która potrafi „precyzyjnie wyliczać” w oparciu o
ogólne hasła, które nie zawierały konkretów tylko ogólne kierunki.
Ale trzymam kciuki i nie wykluczam powodzenia tego przedsięwzięcia.
Myślę, że nie tylko ja pamiętam tytaniczną pracę pana Szejnfelda, który po
wielu miesiącach od zdobycia przez jego partię władzy, przedstawił rachunek kosztów
programu, którego pokonana opozycja nie miała okazji realizować. Praca może i
efektowna ale całkiem bezsensowna.
Mam takie podejrzenie, że kłopoty Platformy z dopinaniem swoich obietnic
mogą wynikać właśnie z tego, że taki spec jak pan Szejnfeld, miast szacować
koszty obietnic PO, co mogłoby wpłynąć na ich urealnienie, traci miesiące w służbie
opozycji. I do tego jeszcze bez żadnej nagrody. Czy ktoś z PiS powiedział albo
powie mu choćby „dziękuję” za tę jego pracę? A przecież mógłby w tym czasie
zwrócić uwagę „Donaldzie, tego nie róbmy, to przytnijmy a tamto całkiem
przeróbmy”.
Obserwując te wszystkie działania, a przede wszystkim niezwykłą na co
dzień hiperaktywność Tuska w zderzeniu ze słowami i czynami Kaczyńskiego
uświadomiłem sobie rzecz dość zaskakującą. To mianowicie, że POPiS jednak
istnieje. W osobliwej, by nie rzec karykaturalnej formie, ale jednak istnieje. I
daje, jak nic innego, napęd obecnej ekipie
Trudno zaprzeczyć, że gros uwagi Tuska i jego camerades skupia się nie na
takim rutynowym funkcjonowaniu państwa lecz na pilnym śledzeniu partii
opozycyjnej i reagowaniu na to, co zrobi. Tu wyrażę nadzieję, że dzieje się to wyłącznie
legalnymi środkami i służby po prostu przespały pewne nieprzyjemne zjawiska a
nie były zajęte gdzie indziej. Dlatego pewnie państwo (patrz Amber Gold) zdaje
się być dla obecnej ekipy jakby z boku.
Obecna władza mogłaby oczywiście działać o niebo sprawniej, ale pod
jednym warunkiem. Gdyby PiS mordował, napadał na banki, oszukiwał na podatku
VAT, bił dzieci, deptał trawniki, przechodził na czerwonym, myślę, ze wtedy
wszystkie problemy państwa ekipa PO rozwiązała by szybko. Śmiem podejrzewać, że „do środy”. A tak my,
obywatele, musimy czekać i czekać. Bo rząd i Premier „do środy” mają pilniejsze
sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz