poniedziałek, 3 września 2012

Rachunek dla Jarosława czyli POPiS



Reakcję Donalda Tuska na wczorajsze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego uznałem za mało przemyślaną i zabawną zarazem. Zacznę od aspektu humorystycznego bo w naszej szarej rzeczywistości tak mało mamy okazji do śmiechu. Cóż mnie rozbawiło w tym, że Premier tak szybko i tak konkretnie podszedł do sprawy? To, że Premier tak szybko i tak konkretnie podszedł do sprawy. Ktoś powie, że bredzę…
Gdyby zestawić tę szybkość działania Donalda Tuska z całokształtem jego pracy na stanowisku, które zajmuje, rzuca się w oczy dysproporcja między naturalnym dla Premiera stanem długich nieobecności w sytuacjach kryzysowych,  określanym przez złośliwych „zamykaniem się do szafy” a tą wczorajszą, błyskawiczną ripostą. Nie sprawdzałem dokladnie ale odnoszę wrażenie, że tak jest zawsze, gdy przed oczami Premiera pojawia się Jarosław Kaczyński. Jest dla Tuska niczym adrenalina, potrafiąca z tej epicko wręcz gnuśnej postaci uczynić coś pomiędzy lwem i kobrą. Dajmy na to taki Amber Gold. Gdyby to nie Plichta a Kaczyński… No dobrze, koniec dworowania sobie z pana Tuska.
Ale przy reakcji Premiera oczywiście pozostajemy. Czemu była nieprzemyślana. Bo szybka. I nie mam tu na myśli prostej zależności, że co nagle to po diable, choć to też. Ale trudno nie mieć wrażenia, że „państwo Tuska” jakoś dziwnie zyskuje na swej sprawności gdy musi lub też chce wdawać się w utarczki z opozycją. A właściwie z jedną, bardzo konkretną jej częścią. Dosłownie w parę dni po tym, jak z mównicy sejmowej stado Ministrów pana Tuska udowodniło, że działalność państwa kończy się na progu rządowych siedzib bo dalej nikt jakby nic sobie nie robił z tego, co tam jest ustalane, mamy to stanowcze „do środy zostaną podane precyzyjne wyliczenia pomysłów w sferze socjalnej, jakie przedstawił Kaczyński”*. No pięknie. Byłby ubaw gdyby podczas tego środowego przedstawiania „precyzyjnych wyliczeń” ktoś poprosił o przedstawienie metodologii rachowania. Oczywiście nie mam wątpliwości, że nikt nie wpadnie na taki pomysł. Ale byłoby paradnie wysłuchać wykładu z tej rządowej matematyki, która potrafi „precyzyjnie wyliczać” w oparciu o ogólne hasła, które nie zawierały konkretów tylko ogólne kierunki.
Ale trzymam kciuki i nie wykluczam powodzenia tego przedsięwzięcia. Myślę, że nie tylko ja pamiętam tytaniczną pracę pana Szejnfelda, który po wielu miesiącach od zdobycia przez jego partię władzy, przedstawił rachunek kosztów programu, którego pokonana opozycja nie miała okazji realizować. Praca może i efektowna ale całkiem bezsensowna.
Mam takie podejrzenie, że kłopoty Platformy z dopinaniem swoich obietnic mogą wynikać właśnie z tego, że taki spec jak pan Szejnfeld, miast szacować koszty obietnic PO, co mogłoby wpłynąć na ich urealnienie, traci miesiące w służbie opozycji. I do tego jeszcze bez żadnej nagrody. Czy ktoś z PiS powiedział albo powie mu choćby „dziękuję” za tę jego pracę? A przecież mógłby w tym czasie zwrócić uwagę „Donaldzie, tego nie róbmy, to przytnijmy a tamto całkiem przeróbmy”.
Obserwując te wszystkie działania, a przede wszystkim niezwykłą na co dzień hiperaktywność Tuska w zderzeniu ze słowami i czynami Kaczyńskiego uświadomiłem sobie rzecz dość zaskakującą. To mianowicie, że POPiS jednak istnieje. W osobliwej, by nie rzec karykaturalnej formie, ale jednak istnieje. I daje, jak nic innego, napęd obecnej ekipie
Trudno zaprzeczyć, że gros uwagi Tuska i jego camerades skupia się nie na takim rutynowym funkcjonowaniu państwa lecz na pilnym śledzeniu partii opozycyjnej i reagowaniu na to, co zrobi. Tu wyrażę nadzieję, że dzieje się to wyłącznie legalnymi środkami i służby po prostu przespały pewne nieprzyjemne zjawiska a nie były zajęte gdzie indziej. Dlatego pewnie państwo (patrz Amber Gold) zdaje się być  dla  obecnej ekipy jakby z boku.
Obecna władza mogłaby oczywiście działać o niebo sprawniej, ale pod jednym warunkiem. Gdyby PiS mordował, napadał na banki, oszukiwał na podatku VAT, bił dzieci, deptał trawniki, przechodził na czerwonym, myślę, ze wtedy wszystkie problemy państwa ekipa PO rozwiązała by szybko.  Śmiem podejrzewać, że „do środy”. A tak my, obywatele, musimy czekać i czekać. Bo rząd i Premier „do środy” mają pilniejsze sprawy.
                                                                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz