środa, 12 stycznia 2011

Upokorzenie Tuska przez MAK vs dożynanie Kaczyńskiego

Trzęsie się świat od komentarzy na temat raportu MAK-u ale trzęsie się niesłusznie. I dla mnie zupełnie niezrozumiale. Niesłusznie gw1990* ogłasza, że ktoś mu strzelił w oblicze a kolega Grylicki** (komu on tam kolega to nie wiem) uściśla komu tak konkretniej strzelono. Myli się i gw1990 i Grylicki (kolega czyjś tam) przy czym ten drugi nieco mniej. Nie z jakiejś mądrości szczególnej lecz z przypadkowego albo tendencyjnego zawężenia kręgu „w pysk strzelonych”.
Tak naprawdę nie ma o co krzyczeć. A już na pewno nie ma powodu by dramatyzować jak Grześ dramatyzuje. No chyba, że przeszedł był właśnie na stronę, po której nigdy bym się go nie spodziewał. Na tamtą stronę… Tak jak nie spodziewałem się niczego innego w wykonaniu MAK niż to, co MAK wykonał.
I jeśli w wykonaniu MAK-u mieliśmy do czynienia z jakimś spektakularnym „strzeleniem” kogoś w coś to wyłącznie ze strzeleniem w coś pana Premiera Donalda Tuska.
Naprawdę nie wiem co stało za ostatnimi wydarzeniami między MAK-iem a polskim rządem. I w tym problem, że bez tej wiedzy można się tylko domyślać. Tego, że albo faktycznie naiwny jak osesek pakujący paluch do gniazdka z 230V pan Tusk dostał potężną, bolesną i kompromitująca bombę w nos albo że wiadomo było co ma być tylko MAK, z jakichś powodów, skrewił taki piękny scenariusz na „dwóch wielkich aktorów”.
Jedynym, poza prawdą oczywiście, poszkodowanym po dzisiejszej konferencji Anodiny i sp. jest nasz „mąż stanu” w swej ostatniej, bezkompromisowej wobec Rosjan odmianie. Odmianie, która była albo szarżą bezgranicznej naiwności, jeśli liczył pan Tusk, że pani Anodina choć otworzy kopertę z jego pobożnymi życzeniami nazwanymi butnie „zastrzeżeniami” albo takim dość kiepskim w efekcie spektaklem dla tej części Polaków, która nie hołduje zwyczajom pelikanów łykających wszystko jak leci bez specjalnego wgłębiania się nad istotą łykanej rzeczy. Jeśli to drugie to pani generał z Moskwy z tym swoim pośpiechem wyświadczyła mu niedźwiedzią przysługę i dopisała do jego roli epizod świecenia oczami w roli chłystka spuszczonego koncertowo przez jakąś tam w skali rosyjskiej podrzędną ekipę czynowników. By wiedział, że wyżej du** nie podskoczy. A Władimirowi to nawet i tyle nie!
Grzesiu i (czyjś tam kolega) Grylicki mylą się fundamentalnie. Mylą się bo obaj przyjmują fundamentalne postawy. W których nie biorą pod uwagę tego, że inaczej być nie mogło. Nikt, kto śledził sprawę nie powinien mieć nadziei na nic innego.
Jeśli ktoś w tej sprawie został poszkodowany szczegółami opowiastki ekipy MAK-u to przede wszystkim rodzina gen. Błasika (która roznieść powinna pana Millera, panią Kopacz, pana Klicha i jeszcze paru innych w drzazgi i trzy du**) oraz pan Tusk. Pan Tusk dlatego, że MAK pokazał dobitnie i publicznie gdzie ma te jego wszystkie zastrzeżenia i to jego „bohaterskie” „nie do przyjęcia” wypiszczane znienacka po miesiącach tańczenia tak, jak Rosjanom pasowało. Choć on hipotetycznie tylko z tej krzywdy jakieś blizny wyniesie, bo znając poziom naszego dziennikarstwa zdziwię się jeśli pod jego adresem padnie teraz choć jedno sensowne pytanie. Takie choćby jak to o wyjaśnienie udziału jakiegokolwiek polskiego reprezentanta przy badaniu, które bezspornie wykazało obecność w ciele generała jakichś śladów alkoholu. I następne o to kiedy na zbity ryj z rządu wyleci pani Kopacz, która „zabezpieczyła” obecność polskich patologów przy sekcjach jeśli tam żadnego polaka nie było. Ale, jak zaznaczyłem, nie liczę wcale na takie pytania Mo „jeść trzeba” prawda panowie żurnaliści?!
Żurnaliści swą akcję zaczęli od innej strony. „Wyborcza” w oczekiwaniu na raport MAK opublikowała tuż pod winietą „zajawkę” jutrzejszego dożynania Kaczyńskiego Jarosława na okoliczność dzielenia Polski na kawałki. Oto w zapowiedzi „Dużego formatu” fragment wypowiedzi pana ambasadora Bahra z rozmowy z T. Torańską. Fragment będzie teraz dość obszerny:

„Ktoś przekazał mi prośbę premiera, żebym Kaczyńskiego zaprosił do namiotu, gdzie odbywały się rozmowy Tuska z Putinem. Wszedłem do autobusu. Powiedziałem Kaczyńskiemu o zaproszeniu. Że na niego czekają, ze to ważne, by z nimi porozmawiał. Odmówił. […] Jeszcze raz poszedłem do Kaczyńskiego. Tuskowi bardzo zależało, by wśród Rosjan nie powstało wrażenie istnienia dwóch Polsk. Mnie także na tym zależało. Dla mnie to, że nasze rozbicie przenieśliśmy do drugiego kraju, i to w takim specyficznym miejscu jak Katyń, było nie do zniesienia.”***

Nie sądzę, żeby to tak specjalnie wyszło „Wyborczej”. Jeśli miałbym to oceniać biorąc pod uwagę „ethos” tej gazety i tego środowiska to bez dwóch zdań jest to taki, mały póki co, linczyk Kaczyńskiego, który, wedle Bahra zapewne i pewnie ekipy z Czerskiej przeniósł „dwie Polski do drugiego kraju” i w dodatku jest cham zwykły bo w dodatku na niego „w namiocie czekali”.
Tyle, że ta zbitka z dzisiejszym „wynikiem prac MAK” pozwala uznać tę zapowiedź za mało subtelny żart z pana Premiera Tuska. Nie wiem co przeciętny Polak, zainteresowany choć trochę sprawą pomyśli gdy usłyszy o „przenoszeniu podziałów do drugiego kraju”. Szczególnie jeśli pamięta jak tańczyli panowie przy tym by albo uniemożliwić albo wyprzedzić wizytę Kaczyńskiego w Katyniu. I jeszcze to stwierdzenie pana Bahra, że go nagle zabolało „wrażenie, które odniosą Rosjanie”. To wrażenie Rosjanie odnosili wystarczająco długo by na ślepo właściwie i bez ryzyka żadnego wrobić naszych mądralów z ekipy Tuska w cała tę awanturę. Taką ze Skutnik śmiertelnym…
Awanturę, która chyba powoli zaczyna się odbijać panu Tuskowi i jego otoczeniu już nawet nie czkawką ale potężnym, cuchnącym beknięciem. Finalizującym te miesiące oblizywania się smakiem owoców tego, co się stało w Smoleńsku.
Jeśli ktoś ma ponieść koszt tej dzisiejszej bajki pani Anodiny to przede wszystkim pan Tusk. Nie gw1990 ani czyjś tam kolega Grylicki ze swą zdolnością jasnowidzenia i darem poznania niedostępnej dla innych „takiej prawdy”.

* http://wszolek.salon24.pl/267273,mak-strzelil-nam-w-pysk
** http://jangrylicki.salon24.pl/267355,gw1990-mak-strzelil-w-pysk-wam
*** „Co widział ambasador Bahr pod Smoleńskiem”, „Gazeta Wyborcza”, 12.01.2011 r., str 1.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz