wtorek, 11 stycznia 2011

Sztandar Proroka na Pałacu Kultury. (przepowiednia)

Tekst ma wiele inspiracji. To ważne bo, choć tytuł brzmi jednoznacznie, dotyka wielu kwestii. I ta zaakcentowana w tytule wcale nie dominuje nad pozostałymi. Raczej je puentuje jak ostatnia karta zamykająca konkretnym układem przypadkową dotąd kombinację.

Zaczęło się od wywiadu Aleksandry Rybińskiej z francuskim filozofem Rémi Brague zatytułowanego „Na drodze do barbarzyństwa”* oraz od recenzji filmu „Hadewijch” zamieszczonej w „Wyborczej” z ostatniego piątku**. Oba teksty traktują o kryzysie duchowości w kulturze chrześcijańskiej Europy za tło mając drapieżną ekspansywność islamu.

Właściwie (miałem ochotę napisać „z pozoru”) wydaje się, że dotyczyć one mogą wszystkich ale nie nas. No bo niby skąd ten sztandar tak tryumfalnie powiewający nam nad głowami? Przecież my nawet takich skłonności nie mamy!

Jest to racja ale z pewnym zastrzeżeniem. Ono bierze się ze znalezionej również w „Rzeczpospolitej” prognozy demograficznej zapowiadającej, że w dość bliskiej perspektywie liczba Polaków zmniejszy się aż o 3 miliony. I zapewne spadek nie zakończy się tylko na tym. Cóż to ma jednak wspólnego z wyznawcami Proroka? Z pozoru nic. Zostawmy ich na moment i popatrzmy na siebie. Z nami będzie się działo źle nie tylko w związku ze spadkiem urodzin. Wpływ na to będzie miała również bieżąca polityka jak też zaniedbania obciążające konta poprzednich ekip. Nie będę wymieniał bo nawet nie wiem dobrze, czy którąś miałbym podstawy wykluczyć.

Tu kolejna inspiracja, odnosząca się do „tu i teraz”. Informacja o zawieszeniu, z braku funduszy większości programów aktywizacji zawodowej prowadzonych przez Urzędy Pracy. Ja wiem, że większość z nich była o kant du** bo najczęściej sprowadzała się do nauki pisania CV albo szkoliła w całym kraju specjalistów w jakiejś jednej dziedzinie z miejsca fundując szkolonym przesycony rynek pracy w nowej branży. Ale to jednak znak czasu pokazujący że „żadnych złudzeń” panie i panowie… Do tego jeszcze radosne pohukiwania w związku z „otwarciem dla nas nowych rynków pracy”. Pohukiwania o tyle niezrozumiałe, że nakładające się na dwa „ukryte” komunikaty. Pierwszy taki, że znów zmniejszy się nam liczba „jeleni” utrzymujących tradycyjny, „solidarny” system emerytalny. Oni „tymi ręcami” będą budować bardziej jasną przyszłość weteranów pracy w krajach, do których rzuci ich los i radosna beztroska naszych decydentów. Drugi jest taki, że… trzeba uciekać stąd bo tu nas nic nie czeka. No może nie nic. Ale nic dobrego.

Ta kretyńska radość naszych „szpeców” od infrastruktur i gospodarek po każdym wyekspediowaniu z Polski kolejnych transportów rąk do pracy znikających natychmiast z naszego zasobu kapitału na przyszłość budzi we mnie ataki nieposkromionej agresji. Słownej na szczęście tylko…

Ten brak na rachunku i zainicjowany świeżo zwrot w, jak to górnolotnie ten i ów mówi, filozofii naszego systemu emerytalnego ku natychmiastowemu przelewaniu z jednego gara w drugi sprawi, że nam „nie styknie”. I to zapewne prędzej niż nastąpi prognozowany ubytek w naszej narodowej demografii.

Co do tych naszych problemów mają wyznawcy Proroka? Z pozoru nic. Tak, jak z pozoru nic nie mieli do podobnych problemów Niemców czy mieszkańców Beneluksu. Po czasie okazało się, że jednak mają. Więc czemu by nie u nas? Bo jesteśmy nauczeni doświadczeniem tamtych? I nie popełnimy błędu? Nie łudźmy się! Raz, że w powtarzaniu błędów osiągnęliśmy absolutne mistrzostwo świata czyniąc z tego jeden z naszych sportów narodowych. Dwa… a jakie mamy wyjście?

Kiedy wyjdzie nam, że jakoś musimy uzupełnić ten ujemny bilans w naszym socjalno- emerytalnym perpetuum mobile będziemy pewni o kilka lat bliżej standardów prawdziwie europejskich. Takich, w których przeciętny Polak wolał będzie umrzeć niż ubrudzić sobie ręce określonym rodzajem działalności zarobkowej. Już teraz mamy takich co „za tyle robić nie będą”. Na nasze nieszczęście podobnie bliżej standardów prawdziwie europejskich będą też zapewne nasze bliskie, potencjalne rezerwuary mogące rozwiązać problemy naszej kulącej się demografii. Nie sądzę byśmy mogli liczyć, że nam przyjdą odwalać brudna robotę za psie pieniądze obywatele bratniej Ukrainy, Białorusi czy jacyś inni europejczycy- chrześcijanie. Tu od razu taka uwaga, że nic nie mam do religijnych niechrześcijan (bo niewierzący to poruszanej kwestii jednak nie problem skąd by nie byli) poza tym, że ich nadmiar zaburzy spokojny stan homogenizacji społeczeństwa.

Nie ma więc innego wyjścia jak przyjąć, że bogata wreszcie i wymierająca z nudów i lenistwa Polska (o ile taka kiedyś się objawi) będzie musiała sięgnąć po tanie, muzułmańskie ręce do pracy. Po różnych nosiwodów i czyścicieli ulic. Nikt inny na to nie pójdzie.

Problem z tą brudnoroboczą diasporą będzie taki, że, odmiennie do upasionych dobrobytem Polaków, będą się mnożyć jak króliki. W którymś pokoleniu staną się obywatelami Rzeczpospolitej i jako tacy skorzystają z prawa do swobody kultu. I będą jak najbardziej w prawie!

Nie wiem w jakiej perspektywie czasowej, jeśli ten scenariusz zrealizuje się w rzeczywistości, wyznawców Proroka będzie nad Wisła więcej niż nas, ich starszych braci w wierze. Ale wynik dodawania i odejmowania jest bezlitosny. Tak jednoznacznie, że w końcu na pałacu Kultury może załopotać tryumfalnie zielony sztandar Proroka.

Może się mylę, może nie będzie tak, jak napisałem. Ale, biorąc pod uwagę wszystkie przesłanki, nie da się powiedzieć, że tak nie będzie, że mylę się fundamentalnie. W końcu matematyka nie będzie się oglądać ani na nasze chęci ani też na nasze przywiązanie do rzymskiego Kościoła. Swoje dodawanie i odejmowani i tak przeprowadzi.

* http://www.rp.pl/artykul/9133,589904_Brague--Na-drodze-do-barbarzynstwa-.html
** http://wyborcza.pl/1,75475,8913252,Oddajcie_mi_mojego_Jezusa.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz