Kiedy słucham polityków, szczególnie tych, którzy popadli w nagłe lub przewlekłe opresje, przeważnie w takiej strawie duchowej towarzyszy mi uczucie, że najciekawsze w całej wypowiedzi jest akurat to, czego polityk nie powiedział. Bo nie chciał, bo nie miał odwagi albo zapomniał po prostu.
Prawdę mówiąc doznania te zawdzięczam, jak sądzę, głownie naszej dziennikarskiej braci potrafiącej bez większego problemu przechodzić do porządku nad tym co poniektóry (no bo nie tak, że wszyscy :) ważny polityk mówi a czego nie mówi. Takim podejściem nasi żurnaliści tak bardzo zmienili oblicze naszego dziennikarstwa, że dziś do miana prawdziwego wydarzenia, i to nie tylko w dziennikarskim światku, urasta fakt, iż „Andrzej Stankiewicz z „Newsweeka” zapędził Premiera swym pytaniem w kozi róg”. Prawda, zdarza się to w końcu z częstotliwością porównywalną do pełnych zaćmień słońca więc i nie dziwota, że wszyscy cmokają, że mówi się o tym a nawet pisze.
Ale przejdźmy do tematu właściwego czyli polityków i ich słow. Najlepiej od razu do tego, któremu za sprawą pana Stankiewicza dech zaparło.
Przyznaję, że wystąpienia pana Tuska w sejmie podczas debaty smoleńskiej nie słuchałem i z jej treścią zapoznawałem się na raty. Przede wszystkim dlatego, że nie spodziewałem się usłyszeć czegoś ciekawego ani tym bardziej czegoś, czego mógłbym wcześniej nie wiedzieć albo czego nie mogłem się domyślić. Coś, co do równowagi byłoby w stanie przywrócić moje poczucie spokoju. Poza tym nie raz już pisałem, że nie lubię gościa i jakoś nie potrafię zmusić się by się w niego wpatrywać. Tym bardziej że to, co napisałem wyżej… Nie poświęciłbym wystąpieniu rzeczonemu ani słowa gdyby zdarzyło się tak, że za panem Stankiewiczem podążył ten i ów wspierając go w trudzie zapierania Premierowi tchu. Ale nie podążył…
W całym wspomnianym wystąpieniu najciekawsza z mojego punktu widzenia wydaje się puenta pana Premiera. Wedle niej, zbudowanej w postaci alternatywy, do wyboru był albo „pokój (z Rosją jak mniemam) i prawda” albo „wojna i brak prawdy”. Nie muszę chyba, szczególnie teraz i szczególnie tych, którzy choć trochę sytuacją polityczną i aktualnym kształtem naszych relacji z Rosją się interesują, jak kulawa jest ta zaprezentowana alternatywa. Wszak nie da się ukryć, że wypowiadający te słowa w sejmie Premier jest wręcz chodzącym (a czasem też śmigającym po Dolomitach na deskach) przykładem tego jaki wpływ na nasze relacje ze „wschodnim” sąsiadem ma nawet nie sama prawda ale nawet próby jej dochodzenia. Szkoda więc, że nikt nie wytknął panu Tuskowi tej naciąganej logiki, nie zapytał na jakiej podstawie tak to sobie ułożył ani nie dociekał co pan Tusk zrobi jeśli jednak złapie Rosjan na „braku prawdy”. Bo chcąc swą logikę zachować trzeba będzie chyba myśleć o mobilizacji…
Chyba, ze jak dotąd, będzie się politykiem „odpowiedzialnym” oraz „racjonalnym” i przyjmie się bezpiecznie opcję najmniej ryzykowną. Taką, w której, parafrazując poetę, „mówimy Rosja a w domyśle prawda, mówimy prawda a w domyśle Rosja”.
Sposób, w jaki Tusk zdecydował się stawiać akcenty w sprawie śledztwa i raportu z niego to ciekawa kwestia do rozważań ze strony dziennikarzy i publicystów. Jeśli lubią oni dysputy akademickie o politycznych układankach, o skuteczności i takie tam. Dla obywateli ta panatuskowa konstrukcja, o ile jest w ogóle czytelna (dzięki naszym specjalistom od „zapierania tchu” mam co do tego poważne wątpliwości) powinna być nie do przyjęcia. Przez takie, bez dwóch zdań życzeniowe i nieuczciwe, zawężenie istniejących w poruszonej przez Premiera sprawie do tej wspomnianej przeze mnie alternatywy. Dla obywatela ważnym byłoby posiąść i tę świadomość, że efektem takiej logicznej konstrukcji i jej oczywistym następstwem jest też konstrukcja nieco inna. Też mająca postać alternatywy.
Postawienie sprawy tak, jak ją postawił Premier nasuwa podejrzenie, że tenże Premier jest albo świadomym rzeczy lecz zakłamanym i tchórzliwym cynikiem albo dającym się prowadzić jak dziecko (ciekawe jaką ścieżką?) ślepym naiwniakiem.
Taki z tego wszystkiego wniosek. Logiczny jak trzeba.
Przyznam na koniec, ze ten przemądrzały tekst powstał w jednym tylko celu. Po to mianowicie by na koniec przemycić kiepski dowcip, który mi pierwszy przyszedł do głowy gdy usłyszałem chłodny i twardy głos Premiera wypowiadającego tę alternatywę. Pomyślałem wtedy, ze premier dał się naciąć Ruskim nie wiedząc, że w pakiecie z przyjaźnią i pokojem dostaje po prostu bezpłatną prenumeratę „Prawdy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz