Pamięć ludzka jest zawodna. Przejawia się to najczęściej wypieraniem tych wspomnień, które mogłyby przynieść nam wstyd albo nawet jakiś stopień obrzydzenia do naszych zaszłych postępków albo tez gloryfikowaniem czynów, które nie do końca na to zasługują.
Pamięć ludzka nie jest tez kryształowo uczciwa. Innym potrafi zapamiętać głownie to, czego wstydzą, co chcą ukryć i sami ochoczo wyrzucają to z pamięci. Ale może dzięki temu w ogóle da się zapisać historię z jakąś tam zawartością prawdy.
Obchodzone jakoś tak chyłkiem i bez jakiegoś choćby śladowego patosu (dziwne, skoro mamy do czynienia z dziełem „brylantu” danego nam przez Boga raz w tysiącleciu) dziesięciolecie istnienia dominującej na naszej scenie partii zapamiętałem w formie tworzącego jakiś przypadkowy bo nie koniecznie logiczny czy nawet chronologiczny ciąg układu obrazków, upchniętego w jakąś część mej pamięci.
Zaczęło się od entuzjazmu, którego kulminacją było trzech facetów nad tłumem w trójmiejskiej (do dziś nie mam pojęcia czy to Gdańsk czy granica z Sopotem…) Olivii. Dałem się nieco, choć bez zbytniej przesady, ponieść nadziei. Ale już przyglądając się upychaniu mających wziąć kurs na Olivię autokarów sporo z tej odrobiny straciłem widząc kto się upycha a jeszcze bardziej kto upycha.
Następny obrazek pochodzi też z imprezy masowej. Miało już wtedy być „przepięknie” i w ramach upiększania naszej demokracji odbyły się wewnątrzpartyjne „prawybory”. Pamiętam je w postaci tłumu, w którym znaczna część „prawybierających” chwiała się na nogach i pachniała… dniem wczorajszym. I efekt w postaci mego ulubionego politycznego triku (bez względu na to, kto go robi) uznanie „prawyborów” za niebyłe.
Zaraz po tym do głowy przychodzi mi przepiękna walka Bogusława Sonika w Parlamencie Europejskim o kształt „deklaracji oświęcimskiej”. Tym piękniejsza, że inne zdanie na temat naszej postawy miał uważany za „giganta” i „europejski autorytet”, z którym liczą sie wszyscy, Bronisław Geremek kładący znacząco palec na ustach i sugerujący byśmy milczeli bo po co iść pod prąd „wielkim” i ich jeszcze zdenerwować. A Sonik wygrał. Inna sprawa, że później dostał osobliwe podziękowanie za to od własnej partii.
Kolejna scena to zawód i brak zrozumienia gdy panowie z PO z zaciśniętymi ustami kończyli negocjacje w sprawie PO-PiS-u. Nie pojmowałem i do dziś nie pojmuję tych zaciśniętych ust Rokity zważywszy na zaproponowane warunki i… na to gdzie teraz Rokita jest. A właściwie gdzie go nie ma.
Dalej pamiętam, zakopane teraz głęboko, z żalem zapewne, że nie da się tego wymazać w ogóle, słowa Donalda Tuska wyjaśniające do czego mogą Polakom przydać się pochodnie. te same, które dziś wedle niego mogą jedynie cos podpalić. Widać wtedy, za czasów PiS pochodnie bywały jakieś inne. Takie bezpieczniejsze niż dziś, gdy rządzi PO.
Kolejny obrazek to cos, co wbrew powszechnemu przekonaniu, w tyle pozostawia amatorszczyznę Lipińskiego i Mojzesowicza nagabujących Beger i obiecujących jakieś tam profity. Mam na myśli deal, który, choć dla PO nie był udany, i tak kosztował państwo wywalone w błoto miliony jeśli nie miliardy publicznych pieniędzy. Pieniędzy, za które PO umyśliła sobie kupić (sobie! za publiczne!) lukratywne stanowisko. Wiem, że i to udało się jakoś zapluć i zamazać. A ja pamiętam ten deal z Giertychem gdy w zamian za idiotyczne „prorodzinne” becikowe dla wszystkich PO próbowała załatwić sobie poparcie dla zmiany prawa pozwalającego ominąć w Warszawie zarząd komisaryczny i przejąć władzę jeszcze przed upływem kadencji samorządu. Okazało się, że liberalna PO puściła się (mogłem właściwie napisać sprostytuowała się albo i nawet sqr***a) za bezdurno bo o ile Giertych swoje ugrał to ona już nie. A kasa w błoto i tak leci dzięki liberalnemu stosunkowi PO do tego i owego…
Wreszcie scena z Tomaszem Lipińskim. „Jeszcze będzie przepięknie”. I zaraz scena z chamską publicznością PO podczas debaty. Takie to „przepięknie” wtedy się rodziło. „Przepięknie” w postaci języka gorzelnika z Biłgoraja, speca od muszek z Łodzi i reżysera z Katowic.
Przepiękne było przewrotne zdecydowanie Tuska, który w sobotę „usuwał” Grada i rozmyślał się w środę.
Iście cudowny był „sprawdzian naszej uczciwości” czyli zamaszyste zamiatanie afery hazardowej przez Sekułę, Urbaniaka i Neumanna.
I bieganie wiceszefa tajnych służb w swej prywatnej sprawie do sądu z materiałami operacyjnymi pod pachą.
Przepiękne było „budujmy drogi” przed wyborami i wycinanie kolejnych odcinków planowanych dróg zaraz po nich.
Przepiękna była „polityka miłości” zakończona strzałami w Łodzi i wizyta z kwiatkami i batalionem ochroniarzy blokujących cały kwartał.
I wreszcie epilog. W chronologii będący gdzieś pomiędzy ale dla mnie będący końcem filmu. Kontrapunkt miedzy tłumami na Krakowskim Przedmieściu i tym, jak teraz jeden Polak potrafi nienawidzić drugiego. nawet nie znając go. To jest prawdziwa kwota rachunku za te dziesięć lat, które upływają.
Wiem, że dla wielu ta ekipa i jej szef to ewenement bo ma być pierwszym, który wygra drugą kadencję. Tym dla których to jest kryterium oceny proponuję by przerzucili głosy na przykład na koszykarzy Asseco Prokom Gdynia. Ci to dopiero zaliczyli kadencji!
Gdyby spytać „świadomego wyborcę PO” z jakiego powodu jest tym wyborcom to… Po co zadawać głupie pytania. I fundować komuś zator mózgu.
Na koniec jeszcze jeden obrazek. Korespondujący z moim wczorajszym tekstem o „sprawie Radwańskich” pokazującym panującą obecnie atmosferę. Duszną dość, choć pewnie „oddział geriatryczny” przy Prezydencie RP, który poprzednio głośno się na duszności skarżył, teraz odczuwa inaczej. Oto w 2007, gdy PO, już po zwycięstwie, kompletowała ekipę mającą nam zafundować obiecane „przepięknie”, pojawiły się głosy, że jedno ze stanowisk w rządzie zajmie pewien polityk z jakimś tam konkretnym, rządowym doświadczeniem lecz nie należący do PO. I nagle sprawa stała się niebyłą. Przeczytałem w lokalnej prasie ( w lokalnej „Wyborczej” bo polityk był z mego miasta) że stało się tak bo „jak dowiedzieliśmy się kim był, to nam włosy na głowie dęba stanęły”. Tak skomentował to jeden z działaczy Platformy. Cóż ten nieszczęśnik miał na sumieniu takiego, że aż tak ostro w PO zareagowano? Był esbeckim TW a może miał PZPR-owski rodowód albo tez brał udział w antysemickich nagonkach 1968 roku? A może choć wprowadził stan wojenny? Nie! Gdyby tylko to, nikt by mu poprzek kariery pewnie nie stawał. On miał na sumieniu to, że… był wiceministrem w rządzie Jana Olszewskiego!
Już wtedy ja, choć ze mnie tylko urzędnik niskiego szczebla i rząd Olszewskiego tylko w telewizji miałem okazję oglądać, poczułem jak mi duszno. I, kurcze, ciągle czuję…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz