Kiedy zastanawiam się o czym będzie ten tekst, wychodzi mi, że głownie skupię się na objaśnianiu moich inspiracji. Te zaś zbiegły się z przeróżnych, karkołomnych wręcz ścieżek. Zaczęło się od jednego z wątków z tekstu Igora Janke „Taran Orban” zamieszczonego w ostatnim „PlusMinus”. W nim opisany jest kadarowski eksperyment podziału węgierskiego społeczeństwa, z którego wyłoniły się dwa „narody”. Jeden, odczuwający przede wszystkim żołądkiem i mający w zasadzie gdzieś nawet tragedię 1956 r. oraz drugi, któremu serce ciągle pozostało. Wraz z pamięcią.
Trudno było przy lekturze nie pomyśleć o dwóch narodach, które mamy obecnie u siebie. Nie potrzebowały one dla inkubacji tylu lat, ile miał Kadar ani komunistycznej obróbki.
Szukając przyczyn tego samoistnie powtórzonego w wersji jeszcze bardziej imponującej tryumfu socjotechniki miałem przez chwilę pokusę zarówno dość jednoznacznego wskazania kryteriów podziału i jego wartościowania jak też, przyznaję, niezbyt uczciwego podparcia się stosownymi przykładami.
Miałem zamiar zacząć od trudnego do przeoczenia urodzaju internetowych komentarzy o skrajnej wymowie, wśród których dominują takie w rodzaju „dla wszystkich inteligentnych (nie pisiorów więc) jasne jest, że wszystko przez Kaczora, który opóźnił wylot a później wysłał Blasika, który zmusił załogę do lądowania. Tyle w temacie”*. To z dzisiaj. Z uwzględnieniem dostępnego dla „wszystkich inteligentnych” stanu wiedzy „w temacie”.
Zaraz po przeczytaniu czegoś takiego przypomniał mi się nie tak dawny, trafiony przypadkiem podczas mego krótkiego spięcia z tym programem, kuriozalny w wymowie telefon widza do „Szkła kontaktowego”. Jakiś pan (podano imię i miejsce, z którego dzwonił) nie tylko naubliżał wyjątkowo prymitywnym językiem śp. Lechowi Kaczyńskiemu ale i wyraził oburzenie faktem beatyfikacji Jana Pawła II, „przez którego miliony umarły na eic” (jak się raczył wyrazić).
Wtedy zacząłem się zastanawiać co pcha ludzi do popełniania takich wpisów i wykonywania tego rodzaju telefonów. I wyszło mi, że to musi być taki koktajl pychy determinującej przekonanie, ze jest się mądrzejszym i bardziej świadomym we wszystkich „tematach” od wszelkich Kęp, Poncyljuszów, Arłukowiczów, Gowinów, „Kaczorów” i Tusków en masse, oraz… szczerej troski o Polskę. Tak! Tam, do tego „Szkła kontaktowego” dzwonią ludzie bo ich zwyczajnie coś gniecie w sprawie Polski. Tak lub inaczej ale gniecie.
Ale jeszcze wtedy ta moja zakiełkowana nieuczciwość miała jeszcze zamiar podywagować a raczej ponagirywać się z tej pychy wydzwaniających do „Szkła” istnych „gabinetów cieni” w najbardziej karykaturalnej postaci. W swym przekonaniu stokroć mądrzejszych od dych, których odbiciem starają się być chwytając za słuchawkę.
I wtedy tknęło mnie coś.
Tknęło mnie to, że przecież ja tutaj robię dokładnie to samo. I wielu podobnych do mnie tutaj.
I wyszło mi, ze to miejsce w jakimś sensie to takie, mające inną specyfikę a z nią i inny pozom dyskusji, nasze własne „Szkło kontaktowe” w fazie wywnętrzania się przez telewidzów. Przeznaczone dla innej publiczności i pozbawione trefnisiów- moderatorów. Ale i tu, tak jak tam, wiemy wszystko lepiej, bardziej, szczerzej i prawdziwiej. I tu też zdarzają się przecież tacy, wedle których „miliony umarły na eic” za sprawą Jana PawłaII.
I przeszła mi z miejsca chęć szukania u nas tej kadarowsko- węgierskiej analogii, która widziałem wcześniej jako Polskę czującą sercem, przeciwstawioną Polsce czerpiącej swe inspiracje z żołądka.
Wydaje mi się, że tak po prostu pokazać się tego nie da.
A raczej da, ale w sposób, w którym nie widzi się już tego podziału tak jednoznacznie. Ostro ale zarazem wcale nie oczywiście.
Raczej jako zjawisko przedzielenia nieprzenikalnym murem jednej, wcale nie przeważającej wśród ogółu grupy odczuwającej opresję. I próbującej na dwa, albo i nawet więcej sposobów, samemu ją sobie nazwać opisać i pokazać.
Po jednej stronie tego muru są ci, którym opresja objawia się jako strach o byt, o poziom życia, o bezpieczeństwo socjalne. Z drugiej są zainteresowani przede wszystkim przetrwaniem narodu jako substancji.
Nie twierdze, że tych rozbieżnych punktów widzenia nie można wartościować. Wolno. Wolno stawiać „ducha” nad „michę” tak jak i „realia” ponad „demony”. Ale tak naprawdę jest to marginalny spór dopisany do mającego chyba już wyłącznie personalny charakter sporu o władze. Sporu, w którym wielbiciele wszelkich „Szkieł kontaktowych” są tylko dekoracją, dalekim planem. Potrzebnym oczywiście jako tłum statystów, bez którego za nic nie dałoby się odegrać jakiegoś współczesnego „Kościuszki pod Racławicami”. Ale przecież nikt nie wątpi, że główna rola byłaby jedna.
Mamy do odegrania tylko epizody.
Śmiem twierdzić, że to dzieje się na nasze własne życzenie. Że sami obsadzamy się tak licho. Właściwie nasza rola sprowadza się do tego, czy chcemy być tłem Polski z serca czy raczej tej z żołądka.
Reszta dzieje się już wyłącznie za nas.
* Z wychwyconego dziś w sieci komentarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz