Starając się śledzić szalenie ciekawą dyskusję na temat obecnego oraz majaczącego właśnie zza pleców obecnej ekipy systemu emerytalnego, od jakiegoś czasu skupiam się głownie na zaangażowaniu publicystów, na ich pięknej umiejętności argumentowania i zdolnościach retorycznych w ogóle. I tyle. Od samego początku, czemu zresztą dałem wyraz w moim, może nie do końca poważnym (i przez to dosłownie „zlanym” przez czytelników, którzy „zleją” pewnie i ten tekst) w swojej formie tekście, poświęconym tej samej tematyce, jest dla mnie jasne, że tylko do tego, na co zwróciłem uwagę w pierwszym zdaniu, całe to gadanie się sprowadza. O ile nie opiera się na założeniu, że nawet nie ma o czym gadać. A faktycznie nie ma.
W moim poprzednim tekście zwróciłem na wypowiedź Donalda Tuska, który wypowiadając się w sprawie szykowanych rozwiązań umieścił je w dość zaskakującym kontekście. Otóż dla niego prawdziwym sprawdzianem wyższości nowego nad starym ma być funkcjonowanie w przypadku „niewypłacalności państwa”. I to jest pierwsza rzecz, którą warto zauważyć. I skomentować. O takich rzeczach jak „niewypłacalność państwa”, którym się rządzi, rządzący polityk nie mówi. Chyba że postradał rozum albo chce coś zasygnalizować obywatelom. A w zasadzie nie coś tylko to, o czym mówi. Skoro więc Tusk jest zdeterminowany wprowadzić rozwiązanie, które jest lepsze na czas „niewypłacalności państwa” to znaczy, ni mniej ni więcej, ze zmiany w takich właśnie warunkach będą zapewne działały. Inaczej byłoby to bez sensu. Tak, jakby nagle kazano nam ubierać się na biało bo to się sprawdza w klimacie tropikalnym.
Oczywiście można zarzucić mi, że sieję panikę zupełnie bezpodstawnie. Bo faktycznie, Premier Tusk, wypowiadając swoje zdanie w kwestii wyższości rozwiązań lepszych w „niewypłacalnym państwie” sprawiał wrażenie dość zrelaksowanego. A nie powinien skoro ma się nam zacząć walić z racji „niewypłacalności”. Tak przynajmniej postąpiłby polityk poważny. I świadom zagrożenia.
Tu mamy z pozoru paradoks. Oczywiście nie chodzi w nim o kwestię czy Tusk jest poważny czy nie. To niech każdy rozważy we własnym rozumie. Chodzi o to drugie. Czy jest Tusk świadom zagrożenia czy nie. Bo jeśli nie jest to jego słowa o „niewypłacalności” można z miejsca olać i czniać takie strachy przy jakim piwku albo i grillu. Jeśli jednak jest to skąd ten jego spokój?
Jak napisałem, paradoks jest jednak pozorny. Spokój Donalda Tuska i realność zagrożenia „niewypłacalnością” nijak się ni kłócą jeśli przypomni się inne słowa obecnego Premiera. Wszak wyraźnie określił on czasowe ramy, za które ma ochotę brać odpowiedzialność. To jest jego sławne „tu i teraz”. A „tu i teraz” jeszcze nie jesteśmy „niewypłacalni”. I w tym sekret dobrego humoru Donalda Tuska.
Myślę, że na to nakłada się i ta wiedza, że „systemowo przekształcany” właśnie system emerytalny pokaże swoje oblicze gdy Premier Tusk będzie już byłym Premierem Tuskiem. I nikomu do głowy nie przyjdzie by zajmować się jakąś archeologią śledczą i dokopywać prawdziwego sprawcy krachu. Pewnie zapłaci za niego głową jakiś nie znany jeszcze następca następców Donalda Tuska.
Skąd zatem wiadomo, że krach nastąpi. A tu akurat nie trzeba znowu być za bardzo Balcerowiczem. Wystarczy być umiejącym to i owo pokazać sobie na palcach rosemannem.
Po pierwsze skoro już dziś ekipa sięga po pieniądze odkładane na kiedyś tam to znaczy, że za wesoło to już dziś nie jest. I nie będzie. I gadanie o „wzroście gospodarczym” to kit dla naiwnych dziecin chcących tego słuchać z rozdziawionymi buźkami. A czemu nie będzie lepiej. A temu. Wystarczy najprostsza wiedza o systemie. I proszę mi nie wyjeżdżać z „indywidualnymi kontami w ZUS” bo one to ten płaszcz co to go „nie mam i co pan mi zrobi?” a nadto taki numer w dzieciństwie ćwiczyłem nie raz rysując sobie marki, dolary i każda inną walutę. Dla zabawy oczywiście ale narysować można i z innych powodów. Elementarna wiedza o systemie wystarczy by wiedzieć, że ZUS to taka maszynka, w której pieniądz włożony natychmiast jest pieniądzem wyjętym. Na żadne „indywidualne konto” nigdy nie trafi. By mu się to udało, tych włożonych musiałoby być po prostu więcej od wyjmowanych w tej samej chwili.
I teraz uwaga. Prognoza demograficzna mówi, że wkrótce będzie nas prawie trzy miliony mniej. W dodatku w konfiguracji, w której większy procent niż dziś będzie wyjmował a mniejszy wkładał.
I druga uwaga. Za niedługo odczujemy efekty otwierania kolejnych rynków pracy dla polskich obywateli. Nie chodzi mi o to, że w tej czy innej rodzinie pojawi się nagle trochę euro. One w system emerytalny nie wejdą. I w tym sęk. Spora grupa młodych i produktywnych ludzi wyjmie się sama z tego tuskowego zreformowanego ZUS-u zasilając emerytalne wory Francji czy Niemiec. A zatem jeśli obecny pomysł zostanie zmodyfikowany to raczej w kierunku, w którym kadłubkowym OFE odebrane zostanie to, co im jeszcze zostało.
No i wówczas, szanowny czytelniku wyobraź sobie sytuację, w której nastąpi ta niewypłacalność.
I to będzie moment zgaszenia światła w naszym systemie emerytalnym. Nie wiem komu przypadnie ten zaszczyt ale śmiem twierdzić, że jakiś rzutki redaktor jakiejś rzutkiej stacji wygrzebie skądś zmurszałego już wówczas Donalda Tuska i zaprosi do siebie na kawę i herbatę czy co tam by ten opowiedział nam jak to się stało. I on opowie. A czemu miałby nie opowiedzieć rodakom? Kto jak nie on?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz