piątek, 8 października 2010

Służby specjalne są… specjalne a dziennikarze nie są.

Dziś bez wątpienia wałkowana na wszelkie sposoby będzie „zbrodnia” naszych policji politycznych” czasu IV RP więc choć miałem w zasadzie o czym innym to nie mam wyboru. I nie za bardzo to nawet boli bo o służbach specjalnych fajnie się pisze a jeszcze fajniej się o nie kłoci. Wszystko wszak zależy czyje są te „służby” które akurat na jakiejś „zbrodni” wpadną.

O tej najnowszej (choć jaka tam ona najnowsza kiedy nasze organa ścigania, co to ze szczególnej szybkości raczej nie słyną, zdołały ja wyśledzić, zbadać i umorzyć) przeczytałem już wczorajszym wieczorem. Ale szczerej chęci włączenia się do ewentualnych polemik nad tym, czy zbrodnia służb IV RP była niewyobrażalna czy tez taka sobie nabrałem słuchając w drodze do pracy Radia Zet (tu akurat proszę mi doboru repertuaru nie wyrzucać bo o tym decydował kapitan rejsu czyli kierowca autobusu) i tejże stacji newsu dnia anonsowanego jako „dziennikarze na podsłuchu”.
Nie mam pojęcia czy dziennikarze byli na podsłuchu ale szczerze wątpię. Choć „prawdę o podsłuchach” w swym materiale anonsuje również sprawca całej awantury, która dzisiaj się zapewne rozpęta czyli redakcja z czerskiej. Póki co te „podsłuchy”., zwane też eufemistycznie „gromadzeniem danych o kontaktach dziennikarzy” to bilingi rozmów wskazanych w materiale gazety dziennikarzy. Może z czasem okaże się ze podsłuchy były tylko po co wówczas służby chciałyby wykaz połączeń. Przecież mogłyby dojść do nich same.

Prawdę mówiąc i do tego, do czego doszły, biorąc pod uwagę, że są (były) przecież służbami specjalnymi, mogły dojść bez pozostawiania śladu. Nie tak znowu dawno, bo w okresie, w którym nasze „służby specjalne” prosiły się u operatorów GSM o bilingi (zwane dla lepszego efektu przez „Wyborczą” „podsłuchami”) rozmawiałem z osoba pracująca dla jednej z sieci. Zadałem jej oczywiście teoretyczne pytanie o to, czy byłbym w stanie poznać treść sms-ów wysyłanych z określonego numeru i na ten numer przesłanych. W odpowiedzi usłyszałem tylko wcale nie wygórowana (a dla służb specjalnych zapewne śmieszna) kwotę w złotych polskich. Słowem jeśli już czepiać się czegoś to raczej tego, że nasze służby działały i zapewne działają mało profesjonalnie.

I to jest tak naprawdę problem. To, że co jakiś czas coś tajnego z nich wycieka jakby używali przetaka jako systemu ochronnego. Zresztą cała afera „bilingowa”, która na szczęście będzie się nazywać „podsłuchową” (na szczęście bo to obciach mieć aferę polegająca na zamawianiu przez TAJNE SŁUŻBY bilingów u operatora) polega właśnie na tym, że służby chciały wiedzieć kto tam u nich jest dla szanownych dziennikarzy tak uprzejmy.

Nie jest natomiast i być nie może aferą to, że służby pracowały, pracują i będą pracować takimi metodami. Pamiętam mój dość zabawny spór z panem Robertem Zielińskim (wtedy ze śp. „Dziennika”), który oburzał się na mnie, że ja się nie oburzam tym, iż agent Tomek uwodził panią Beatę Sawicka co wszak jest NIEETYCZNE! Wtedy uważałem i teraz przy swoim zdaniu pozostaję, że coś takiego jak etyka obce jest i być powinno tajnym służbom. One są czymś w rodzaju zbieracza nieczystości, którego nikt z nas na kolację by nie zaprosił i na dobrą sprawę wolałby nawet nie spotykać na ulicy. Ale wie, że ten zbieracz nieczystości jest potrzebny i tyle.

Problemem służb jest i powinno być jedno. To, żeby nie dać się złapać. Natomiast to, co one robią to już wyłącznie ich sprawa.

Oczywiście nie jestem za bezkarnością służb. Jestem za tym, by każdego (!!!!!!) ZŁAPANEGO na czymś niegodziwym tajnego agenta karać z cała surowością. By nie było wątpliwości, że mogą się czuć zwolnienie z przestrzegania prawa. Ale jestem też za tym by po pierwsze płacić tym agentom tyle, by na tę surowość ostatecznie bez szemrania się godzili oraz by do zawodu szli tacy spece, których złapać na czymkolwiek po prostu się nie da.

Często w życiu spotykamy się (nawet u siebie samych) z postawą, która opiera się na przekonaniu, że „lepiej nic nie wiedzieć”. Przekonaniu, które w życiu raczej słabo się sprawdza. Ale chyba doskonale oddaje nastawienie, z jakim do służb powinien odnosić się szary obywatel.

Co w takim razie z tą sytuacja? Z tą chyba nic. Póki co, mimo pokrzykiwania mediów, które we wspomnianym Radiu Zet przyjęły formę pytania „czy rząd zdaje sobie sprawę że w ten sposób pozwala na…” i tu takie straszne scenariusze że nawet mówić strach, w tej sprawie jesteśmy na etapie umorzenia z braku stwierdzenia przestępstwa. I tyle. I nie zmienia tego faktu to, że broić mieli pupile Kaczyńskiego a ofiarą była choćby Stokrotka moja ulubiona.

Jeśli natomiast (choć nie wiem w jaki sposób skoro śledztwa już nie ma) wyszłyby jakieś grubsze i faktycznie sprzeczne z prawem grzeszki służb to po pierwsze odpowiedzieć powinni ci, co za służby odpowiadali politycznie. Bo za to biorą kasę by… odpowiadać. Wiem, że to brzmi dziwnie ale cały świat służb dziwnym jest i tyle.

Oczekiwanie zaś tej czy innej redakcji że rząd „nie pozwoli” jest dla tej, czy innej redakcji co najwyżej kompromitującym pomieszaniem porządków. Przede wszystkim komu rząd ma „nie pozwolić”? jak rozumiem ma nie pozwolić prokuratorom umarzać śledztw „zbrodniarzy z IV RP”. Jeśli tego oczekuje jakaś część naszego światka gwiazd medialnych to informuję tę cześć, że rząd może w tej sprawie skoczyć. Nasze gwiazdy mediów powinny przecież słyszeć o oddzieleniu funkcji ministra sprawiedliwości od nadzoru nad prokuraturą.

Rozumiem walkę dziennikarzy o to, by chronić swoje źródła. Na tym polega ich praca. Ale i ich ryzyko. Bo rozumiem tez walkę służb o to by chronić swoje tajemnice. Na styku tych sprzecznych interesów musi iskrzyć a nawet dochodzić do burz.
Dziennikarze są z natury rzeczy organicznym wrogiem służb specjalnych bo o ile ci pierwsi walczą o jawność to służby walczą tajnie i tę tajność sobie chwalą. I każdego, nawet bojowników walki o jawność zwalczają i będą zwalczać jeśli ci się w tę ich tajność ze swoja jawnością będą pakować. I problem tylko w tym, kto będzie skuteczniejszy.

Robienie z tego, o czym pisze „Wyborcza” sprawy, w której na szali leży nasza wolność, niezawisłość, bezpieczeństwo czy inne wzniosłe nazwane sraty taty jest śmieszna w sumie bufonadą mediów chcących być „świętymi krowami”. Bo choć faktycznie utrudnianie życia żurnalistom (pewnie się obraziliby za to określenie:) nie leży w moim interesie to w takim samym a może i większym (to „może” wynika z oczywistego i akceptowanego przeze mnie faktu że nie wiem jak jest naprawdę) zagrożeniem mego spokoju jest wpindalanie się tego czy owego w brudną robotę gości,. Co sobie po cichu łokcie urabiają bym czuł się bezpieczny.

Dlatego całej sprawie kibicuję wyłącznie na zasadzie obserwatora oceniającego kto kogo załatwi finezyjniej. Póki co obie strony mają u mnie punkty ujemne. Tajniacy za to, że paru groszy pożałowali na kupno bilingów i zrobili to droga służbową zostawiając po drodze kupę makulatury zaś żurnaliści za to, że naigrawają się ostentacyjnie z mej inteligencji wmawiając mi, że biling to podsłuch.

http://wyborcza.pl/1,75478,8480752,Parszywa_dziesiatka.html?as=2&startsz=x

ps. Szczególnie polecam „dramatyczny” śródtytuł „Prawda o podsłuchach” :))))))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz