piątek, 15 października 2010

Ojcowie założyciele (droga na Golgotę)

Poruszający tekst pana Jacka Świata z wczorajszej "Rzeczpospolitej" pod tytułem „Moje państwo mnie zawiodło” był już w niektórych miejscach omawiany. Jednak jego waga, bez wątpienia ogromna i bez wątpienia też nie doceniona należycie sprawia, że mówić o nim powinno się jak najwięcej. Według mnie, może nie do końca świadomie, przedstawiona w nim zostało coś, co stanowi swoiste Genesis rodzącej się, a właściwie kreowanej w procesie świadomego chyba i mającego w sobie coś z inżynierii genetycznej i osobliwego in vitro, nowej jakości naszego społeczeństwa. Świadomości, która, o ile rzeczywiście jest wytworem celowego działania, będzie czymś niewątpliwie bez precedensu. A może z jednym precedensem... Ale o tym za chwilę.

Wedle mnie najważniejsze we wspomnianym tekście, zapewne też najboleśniejsze dla autora, jest zestawienie kwietniowej reakcji tłumów na tamte wydarzenia, w szczególności na przemierzające ulice miast kondukty oraz na towarzyszącą im powszechnie rozumianą żałobę z tym jak niektórzy reagowali na odruchy pamięci o tamtej tragedii w pół roku po niej. A może nawet bardziej stwierdzenie, że ta różnica postaw nie wzięła się z niczego.

Mechanizm ten (i tu wyjaśnienie dla tych, którym się różne rzeczy dość dziwnie kojarzą, że chodzi tylko o mechanizm) skojarzył mi się z opisanym w Nowym Testamencie tygodniem, który zaczął tryumfalny wjazd do Jerozolimę w Niedziele Palmowa a skończył... Na razie zatrzymajmy się przy drodze na Golgotę. I taka uwaga dla tych, których ten nawias kilka linijek wyżej nie uspokoił ani nie przekonał, że pierwszym się skojarzyło tym, co w Gdańsku wołali „Chcemy Barabasza!”.

W obu tych, porównanych przeze mnie przypadkach sympatia tłumu w czasie pomiędzy tym, jak sie zaczęło i smutnym końcem nie przeszła metamorfozy sama z siebie. Pracowały na nią określone osoby czy środowiska widzące w tej niewdzięcznej pracy swój żywotny interes. Wedle zasady, że Is fecit, cui prodest. Tak jak Pismo wskazuje komu potrzebny był 2000 lat temu tamten krzyż tak i teraz bez wątpienia da się bardzo konkretnie wskazać "Ojców założycieli" tego społeczeństwa, które rodzic się zaczęło wraz z "awantura wawelska".

Nie, nie mam na myśli nieszczęsnego pana Tarasa, który, gdyby pojawił się bez przygotowanego wcześniej pod jego event gruntu, byłby w stanie ściągnąć pod Pałac co najwyżej stałą obsadę swego stolika w "Przekąskach i zakąskach". Sam z siebie, na taką skalę to pan Taras jest nikt.

Mam na myśli, powiedzmy w skrócie, czterech głupców – historyków, co teraz obsiedli cztery najważniejsze w państwie krzesła. I tych wszystkich co im, mniej lub bardziej dosłownie, robią za podnóżki.

Tych czterech nie przypadkiem nazwałem głupcami. Bo, jak mawiają, historia magistra vitae est. I sens tej maksymy warto pojąć a jeszcze bardziej wziąć do serca. Bo ona lubi wracać. Lubi wracać z chichotem od którego może zaboleć. I nie tylko. I trudno szanować historyka co sobie tego do serca nie bierze.

Zdumiewam się gdy widzę z jaką konsekwencją od miesięcy wychowuje się legiony tych, którzy pozwalają wykastrować się z wrażliwości. I pozwalają sobie wmówić, że jest to godne pochwały bo takie nowoczesne i nie krępowane żadnymi granicami. Wysłuchują nauk, których treść stanowią banalnie proste prawdy że woda spływa a samoloty spadają albo pochwały dystansu i poczucia humoru polegających na odlewaniu się na czyjąś wiarę i wplataniu w nią z boku słów uważanych za obelżywe.

Zdumiewam się nie dlatego, że legiony rosną i coraz śmielej pokazują swe kły. Zdumiewam się nad głupotą historyków, których nie nauczyły podobne lekcje, które już kiedyś się odbyły i których skutek znamy. W każdym razie my po kursie historii. Nawet jak się średnio przykładaliśmy.

Nie mam pojęcia naprawdę jak ci ludzie mogli zapomnieć te lekcje psychologii, które objaśniają na jakiej zasadzie działają uwarunkowania. Jak mogą nie pomyśleć, że te legiony tak uwarunkowane szarpać i gryźć gotowe i chętne będą już zawsze. I trzeba im będzie dostarczać co i rusz mięsa. Tak, jak już teraz lubią.

Jak mogą nie pomyśleć i tego, że kiedyś te miłe ich sercom cyfry oznaczające wierne odsetki stopnieją. Jak Bóg zechce to może do zera. A jeśli tak się stanie to te ich hordy, wytresowane legiony, zgodnie z dzisiejszą nauką ich właśnie rozniosą na strzępy. Bo taki etos kwitowania tych, co się ich do władzy wynosi jest teraz im wpajany i w nich warunkowany. Tak będzie to nasze polityczne życie teraz i zawsze już wyglądać. Bo ta krew, co się im spomiędzy zębów przesączy to już nie tylko na nich ale i na dzieci ichnie. Choćby to była i krew „Ojców założycieli”.

I przypomina mi się dość częsty dawniej napis memorialny spotykany w starszych częściach cmentarzy. „Byłem kim jesteś, będziesz kim jesteś”. A jakby interpretację poszerzyć?

Na plucie i bycie opluwanym. Na rzucanie obelgami i bycie ich celem. Na wrzask przy pochowku i pochówek przy wrzaskach… Ile opcji do przemyślenia i wypomnienia.
I moje może i wstydliwe życzenie by tak właśnie się stało. By „Ojcowie – założyciele” posmakowali owoców tego, co tak radośnie w swej głupocie bezgranicznej teraz sieją sypiąc bez zastanowienia w oczy tym, co i tak już cierpią. A z nimi ich psi najwierniejsi. Jak nie teraz to choćby w godzinę śmierci…

Przebacz mi panie Boże…

http://www.rp.pl/artykul/9133,548943-Swiat--Moje-panstwo-mnie-zawiodlo.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz