poniedziałek, 4 października 2010

Samoobrona A.D. 2010 czyli historia jako farsa.

(długie)
Od kilku dni w moich tekstach i komentarzach pojawia się jak jakie natręctwo uwaga, że o sukcesie w polityce decydują nie masy (4000 zajętych miejsc) lecz kadry (czyli… no właśnie). Odczekałem pierwszą euforię i pierwsze odruchy wymiotne i pozwolę sobie zwrócić uwagę na ten właśnie aspekt wydarzenia, które, dorobiwszy się kilku wzniosłych i kilku obelżywych określeń, zaszło dnia 2 października. I jeszcze na kilka towarzyszących temu wydarzeniu okoliczności.

Jakkolwiek zapewne zostanie to zinterpretowane jako zwykłe a może nawet nadzwyczajne czepianie się przyznam, że z całej tej medialnej zawieruchy wywołanej powstaniem nowej „siły politycznej” najbardziej interesująca wydała mi się obecność w Sali Kongresowej, ponoć w roli specjalnie zaproszonego gościa, pana Piotra Misztala, osoby, która do nowej inicjatywy pasuje pozornie jak pięść do nosa. Pozornie bo w istocie pasuje nie mniej niż osoba samego inicjatora i lidera. W przypadku pana Misztala a jeszcze bardziej pana Palikota nie mam żadnych wątpliwości, iż ich politycznym programem jest… Miałem zamiar napisać bycie u władzy ale to chyba zbyt konkretne. Raczej bycie postaciami znaczącymi w głównym nurcie polityki. Program to rzecz drugorzędna. Jak bardzo świadczy fakt, że liderowi, rzec by można, pisze go ulica. Nie przypadkiem za główny atut Palikota uznane zostało to, że „mówi głośno to, co myśli wielu tylko boja się powiedzieć. Nie przypadkiem właśnie to mówi Palikot. Choć różne rzeczy zdążył mówić i robić w swych kolejnych ideowych wcieleniach.

Ale wróćmy do Misztala. Jego obecność, która swą ostentacyjnością nieco mnie zaskoczyła, daje sygnał o zapewne dość licznej, acz jak najmniej ostentacyjnej reprezentacji pewnego nurtu czy też raczej autoramentu osób. Takich, których nazwisk nie poznamy zapewnie dość długo albo i nigdy. Kiedy przychodzi do rozważań na temat szans zaistnienie jakiejś nowej jakości na naszej scenie politycznej dość częstym głosem negującym taką możliwość jest przypomnienie najpoważniejszej i ponoć będącej nie do przeskoczenia bariery w postaci finansowania naszej sceny politycznej. Ta bariera nie przeszkadzała jednak zaistnieć ani Samoobronie ani Platformie Obywatelskiej więc, jak mniemam, nie przeszkodzi i ruchowi Palikota. Gwarancja tego, że nie przeszkodzi jest zresztą sam lider. Człowiek na tyle biegły w świecie interesów że z cała pewnością nie pakujący się w coś, co nie ma obiecującego zaplecza finansowego.

I tu pojawia się pewna wątpliwość dotycząca fundamentu nowego ruchu. Wątpliwość, która obecność pana Misztala wzmacnia bardzo poważnie. Otóż trudno założyć taka koincydencję, w której obok nowej inicjatywy politycznej pojawia się tez nowy kapitał gotowy ją wspierać. Śmiem sądzić, że kapitał jest już nieco leciwy i, w odróżnieniu od inicjatywy, już jakiś czas obecny w naszej polityce.
W tytule mej notki pojawia się złowroga dla wielu nazwa, która zdawała się być bez wątpienia pieśnią przeszłości. Obawiam się, że to, co oglądaliśmy w sobotnie popołudnie (znaczy ja akurat dość pobieżnie bo trafiłem na „panelistę” Tarasa i zaraz TVN24 przestał transmitować :) było wielkim powrotem zjawiska wiązanego dotąd z Andrzejem Lepperem. Oczywiście powrotem ducha tamtego ruchu w wersji stuningowanej i uszlachetnionej. Bez „gości z wystająca z butów słomą” bo ich zastąpili „młodzi i wykrztałceni” (pisownia zamierzona) w przyzwoitych garniturach.

To, co mnie najbardziej w tym zjawisku niepokoi to to, że mało kto z tych zasiadających w Sali Kongresowej miał świadomość, że zasiada tam w interesie, którego na tyle nie rozumie, że ni jest w stanie pojąć, iż nie jest to w żadnym wypadku jego interes. Że najistotniejsze było to, o czym ani lider ani nikt inny nawet przez chwilę się nie zająknął. Siedząc tam na miękkim, stołecznym krzesełku taki przybysz był zauroczony i oszołomiony skalą tego, co go otaczało. I przez myśl mu nie przeszło pytanie „kto za to wszystko płaci?”. I jeszcze drugie, tysiąc razy istotniejsze „czemu za to płaci?”. W świecie obracającym milionami albo i miliardami bywały jestem raczej niespecjalnie. Ale wiem, że ten świat oparty jest na zasadzie dwukierunkowości przepływów. Cokolwiek w nim jest dawane jest od razu albo po czasie (oczywiście z godnym procentem) odzyskiwane w postaci jakiegoś ekwiwalentu.

Podejrzewam, że ten kapitał, który w naszą politykę od lat był inwestowany, dziś zakorzeniony jest przy tych siłach już coś na scenie politycznej znaczących. Każda nowa inicjatywa, by na jego przychylność muc liczyć musi okrzepnąć i dowieść, że nie jest efemerydą. To krzepnięcie i dowodzenie trochę musi potrwać i, co istotniejsze, nieco kosztować. I tu jest pole do popisu dla kapitału, który jeszcze się nie zakorzeniła albo już próbował z kiepskim skutkiem. Tak, jak nie tak dawno pan Misztal.

Jakkolwiek ideowo może wydawać się stawianie obok siebie ruchu Palikota i Samoobrony jakimś horrendalnym nieporozumieniem to absolutnie nieporozumieniem nie jest. Bo i mówienie o ideowości obu tworów w równym stopniu nie ma sensu. I w jednym i w drugim przypadku sfera ideowa została, że się obrazowo wyrażę, wzięta z ulicy i dolepiona. Przy czym w przypadku Leppera miało to na początku jak najbardziej naturalny dla rodzących się ruchów przebieg i dopiero później nastąpiło „odejście od założeń”. W ostatnim przypadku nie mam wątpliwości, że gdyby istniało „na mieście” akurat największe zapotrzebowanie na jakiś podlany ekologią i druidyzmem nacjonalbolszewizm to tą właśnie drogą powiódłby zebrane tłumy „wizjoner z Biłgoraja” wspierany przez uzbrojonego w jakąś srogą replikę „Rambo” Tarasa. I że pieniądze na tamten hipotetyczny zjazd byłyby dokładnie te same co były teraz.

Pojęcie postpolityki, ku memu zaskoczeniu, jakoś łatwo zaakceptowane przez politycznych komentatorów, wyrugowało a przynajmniej zepchnęło na margines dzisiejszej walko politycznej wątki ideowe. I nagle okazuje się, że skutkiem tego jest klasa polityczna oczytana w Ludlumie albo w analizach oczekiwań konsumenta. I idealnie obrotowa. Taka, która jest i w SLD i PO i równocześnie przeciwko nim. Bez jakichkolwiek zarzutów o brak konsekwencji ze strony najaktywniejszych recenzentów sceny politycznej. A wręcz przeciwnie, przy zachwytach nad „nową jakością polityczną” uderzającą w skostniały establishment. Mimo nazwisk Kalisza i Środy na plakatach którzy są tak samo „nową jakością” jak wwożony zza niemieckiej granicy 15 – letni VW Golf.

I to w tej powtarzającej się historii ma właśnie wymiar farsy. Z ruchem Palikota rzucającym wyraźny cień Samoobrony. Tyle, że taki obyty, oszlifowany, nowoczesny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz