wtorek, 12 kwietnia 2011

Tu jest Polska (Krakowskie Przedmieście…)

Niedziela 10 kwietnia. Znakomita perspektywa do obserwacji świata zamknięta między reprezentacyjnym deptakiem a powiatową mieściną na wschód od cywilizacji. Między rankiem a popołudniem przeskok z „serca Polski”, tej lepszej Polski jeśli wierzyć tym, których szczególnie uwiera „dzielenie ludzi” o ile to nie oni akurat dzielą, a ucieleśnieniem „Polski wykluczonej”. Zwanej też często Polską B. Jest coś takiego. Mówię tak z cała świadomością tego, bo niektórym zdaje się widocznie w jakimś porywie euforii, że jak rozkopano drogę na Łomianki czy tam Wawer to już cała Polska jest „wielkim placem budowy”. Nie jest. Ale to taka uwaga na zupełnym poboczu tego, o czym chcę mówić.

Bo ten „alfabet Polsk” wymyślony nie wiadomo po co, pewnie jako dość proste (by nie rzec prymitywne) narzędzie socjologicznych opisów i analiz, takie najoczywistsze spełnienie znajduje w opisie ludzkiej mentalności. By było jasne, nie chcę w ten sposób powiedzieć że w głowach moich rodaków istnieje jakaś lepsza „Polska A” i te gorsze Polski oznakowane innymi literami alfabetu. To nie ja tak to widzę. Ja raczej widzę je różne i bardziej niż wartościowanie interesuje mnie ich zrozumienie, uzasadnienie i obrona.

Oficjalny opis stanu rzeczy, czyli stanu umysłów w dniu 10 kwietnia roku bieżącego jest taki, że oto rosemann, jako odprysk tej Polski B, C, D czy którą tam zechcecie mi przypisać, przylazł był w porozumieniu i zbezcześcił kawał trotuaru, którym wszak zwykła się przechadzać dla przyjemności Polska A wyłącznie. Takie to życie podłe po prostu. Ta reszta Polsk nie ma czego tam szukać bo za wysokie progi… Bo choć wódka w „Przekąskach…” tylko cztery zyle to przecież nikt tam na jednego nie idzie. Raczej na „jednego” i do rana. A i przecież Polska B nie rozsiądzie się w Starbucksie by się napić szpanerskiej kawy za równowartość dwóch- trzech obiadów w prowincjonalnym mlecznym barze z rządową dotacją. Tedy po co się pcha ta Polska pustych kieszeni i pustych głów w sam środek wielkiego świata, co nawet dla swoich ma przed drzwiami tych modniejszych , bardziej wziętych więc i bardziej obleganych lokali ma takich gości od selekcji na jakąś Polskę A+ i resztę Polski… Resztę Polski A.

To proste Polsko A szanowna. Pcha się tam bo jest u siebie. Pcha się tam bo może ma i pusto w głowach ale, w odróżnieniu od was, Polsko A szanowna, tyle choć ma, iż wie, że tam, i wszędzie indziej w granicach oznaczonych dość gustownymi, biało czerwonymi słupkami z dumnym ptakiem na tarczy, jest u siebie. I że nie występuje, skoro jest przecież u siebie, w roli petenta.

Można mieć zastrzeżenia do tych czy innych słów i stwierdzeń. Szczególnie gdy ma się problem z ich rozumieniem. Masz więc prawo, Polsko A twierdzić, że ten czy inny „postawił się poza demokratycznym porządkiem”. Masz takie prawo nawet jeśli zdaje ci się, że rozumiesz co oceniasz. Masz prawo być kiepska w interpretacjach poetyckich tekstów bo nikt nie ma prawa, żądać od ciebie jakiejś określonej a w zasadzie jakiejkolwiek wrażliwości. Masz prawo uważać kogoś innego za szaleńca, stawiać pod znakiem zapytania jego intelektualne kompetencje, uczciwość i przyzwoitość.

Dokładnie na tej samej zasadzie ktoś inny, mało ważne czy z Polski B, C, D czy jakiejś innej, ma temu i owemu prawo wytknąć to i owo takimi słowami, jaki uzna do tego za właściwe. I może to robić bez potrzeby udowadniania tak długo póki jemu samemu ty Polsko A szanowna, bogata w wyszukane słownictwo, nie przedstawisz dowodów na swoje ułożone w kwieciste słowa i okrągłe zdania twierdzenia że ten jest taki a ów owaki.

Tak to działa Polsko A. Tak to działa i nie może być inaczej. Za rzuconych przez Ciebie „moherów”, „talibów”, „prymitywów”, „idiotów” dostaniesz w zamian „zdrajców” i parę innych, równie miłych słów. I nie oburzaj się, gdy to do ciebie, Polsko A, spacerująca czy tam grillująca na Krakowskim Przedmieściu, ta reszta alfabetu przyjedzie by ci udzielić odpowiedzi. Nie oburzaj się jeśli chcesz uniknąć stanu schizofrenicznego rozjechania się twoich fundamentalnych przekonań z doraźną, opartą na emocjach oceną sytuacji. Bo albo szczerze wierzysz w i rozumiesz znaczenie fundamentu na którym zbudowane jest NASZE państwo albo w ogóle szkoda gadać. Szkoda gada z tobą bo nie jesteś do rozmowy ani trochę przygotowana.

Kiedy Polska B, C, D czy cała reszta alfabetu melduje się, w większym czy mniejszym gronie, melduje się w „salonie Warszawy”, zamiatanym od pewnego czasu z kwiatów i zniczy jakby ktoś miał na tym tle psychozę natręctw, to nie po to by tobie, Polsko A zrobić na złość i zmusić ciebie, pachnącą jak ze „Złotych tarasów” i „Wysokich obcasów”, do gwałtownego zatkania noska. Twoje absmaki i rozterki estetyczne ma serdecznie w dupie na szeroko rozumianej zasadzie wzajemności. Kiedy chce tam być, to jest i nie ma zamiaru pytać ciebie, czy jej wolno. Bo tam jest Polska. Bez literek. tak jak w Siedlcach, Braniewie, Krośnie, Gryficach, Kotomierzu, Prabutach, Małym Pułkowie, Rzędzianach.

Jeśli to jest zbyt trudne do pojęcia to nic na to nie poradzę. Mogę co najwyżej komuś takiemu, kto nie pojmuje a jednak czepia się i lezie w oczy, zasugerować tylko jedno. By wypie****. I wtedy będziemy prawie kwita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz