„Nie nazywaj mnie psem bo hańbisz imię tych,
którzy legli z mojej ręki”
Wypowiedziana wczoraj przez pana Rafała Grupińskiego opinia na temat zasług Lecha Kaczyńskiego oraz należnego a raczej nienależnego mu, wedle zdania Grupińskiego, pomnika, zestawiona nadto z udawaną histerią wokół skrawka wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na temat narodowości śląskiej to bez wątpienia elementy jakiejś strategii wyborczej. I tak chyba najłatwiej je rozpatrywać. Jednak trudno nie pochylić się nad słowami Grupińskiego w sposób nieco poważniejszy. Poważny na tyle, na ile poważnie chcieliby zapewne być odbierani politycy i członkowie Platformy Obywatelskiej.
Nie wątpię, że pan Grupiński jest dużym i poważnym chłopcem. Nie żadnym tam gówniarzem, który ze złości czy bezsilności rzuca nagle coś, co pasuje do nieśmiertelnego wśród gówniarzy modelu argumentu per „twoja matka to k***a”. Jest pan Grupiński co najwyżej może dotknięty tym samym schorzeniem, na które wcześniej zapadli choćby panowie Borusewicz i Borowczak. Taką, dziwną dość w ich wieku, wybiórczą amnezją. Ale jestem ostatnim, który jemu, tamtym dwóm oraz całej reszcie odmawiałby jakichś zdolności logicznego myślenia i umiejętności racjonalnej oceny rzeczywistości.
Z takim przekonaniem mam prawo uważać, że tak naprawdę politycy PO, w tym pan Grupiński, doskonale wiedzą, iż z ich punktu widzenia pomnik dla Lecha Kaczyńskiego to najmniejszy koszt, jaki powinni ponieść. Że dla nich byłoby to wyjście najbardziej honorowe. Że tak naprawdę, za ich niewątpliwą przyczyną, na takie uhonorowanie przez nich zasługują już teraz obaj bracia- bliźniacy.
Powiedziane kiedyś zostało, że o wielkości najlepiej świadczy format wrogów, jakich posiadamy. Ostatnim zatem, co mogłoby leżeć w interesie polityka, chcącego uchodzić za poważnego i pretendującego do wielkości, jest tworzenie wrażenia, że jego życiowa droga to przepychanie się w tłumie karłów. I powtarzanie, że tak znacznie przerasta innych. Szczególnie gdy tych innych co i rusz rzuca społeczeństwu na pożarcie jako nieustającą i nieprzezwyciężoną przyczynę wszelkich swych, wcale nie rzadkich, niepowodzeń.
Powinien wziąć to sobie do serca i pan Grupiński i jego koledzy. Tym bardziej powinni to sobie wziąć do serca, że w żaden sposób on ani nikt inny z jego partii nie potrafi mnie a pewnie i wielu innych przekonać, że dla PO istnieje teraz jakiekolwiek życie bez Kaczyńskich.
Przez ostatnie lata oglądaliśmy nie tylko ciągłą wojnę polityków Platformy ze słowami, czynami a nawet myślami braci Kaczyńskich. Oglądaliśmy też konsternację, zagubienie i bezradność tej partii zawsze wtedy, gdy bracia Kaczyńscy schodzili im z celownika, z jakichś powodów się wyciszali, nie dawali wystarczających powodów do ataków. Choćby najbardziej irracjonalnych.
To nie moje odkrycie, że istotą sukcesu PO zdaje się być mniej jej sprawność w rządzeniu i przydatność dla państwa a zdecydowanie bardziej jej rozbuchana antykaczyńskość. Nie przypadkiem w każdej przedwyborczej opresji Platformy, prędzej czy później musi paść groźba „powrotu Kaczyńskiego”. Tak jest i panie i panowie z PO powinni przestać się tego wypierać.
Przyjęcia wojny z Kaczyńskimi jako permanentnego, uznanego chyba za doskonały, politycznego konceptu wyprzeć po prostu się nie da. Tym bardziej, że zaczyna on osiągać kształt wręcz groteskowy. Powoli sensem politycznego funkcjonowania PO staje się zaprzeczanie Kaczyńskiemu bez względu na to, co on powie i napisze. Nawet gdy takie zaprzeczanie jest oczywiście idiotyczne.
Zabawne było to wczorajsze napinanie się PO, która to partia wolała po stokroć dowodzić, że nie umie czytać ze zrozumieniem ani nie zna znaczenia niektórych słów, niż przepuścić okazję do ataku na szefa PiS. Zabawne było to, że oczywisty adresat inkryminowanego przez polityków i admiratorów PO fragmentu, odmiennie niż zaciągający gwarą ustawieni w rządek politycy śląskiej PO, literacką polszczyzną wyjaśnił, że nie czuje się urażony bo nie widzi żadnego powodu urazy.
Wracając zaś do wypowiedzi pana Grupińskiego, chciałbym mu podsunąć pewną, dość fantastyczną wizję. Taką, w której gdzieś na Krakowskim Przedmieściu stoi monument poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu. Temu Kaczyńskiemu, który, o czym chcę pana Grupińskiego zapewnić i uświadomić mu, w starania o wolną i wielką Polskę zaangażował się nieco wcześniej i nieco intensywniej niż jego recenzent- Grupiński. Niech pan Grupiński popatrzy na ten monumenty i pomyśli ile nerwów i sił kosztowały jego i jego kolegów zmagania z tym człowiekiem. Czy to nie piękna wizja, panie Grupiński? Czy nie piękniejsza od tej, którą usiłujecie propagować? Wedle której pełna wybitnych mężów, niewątpliwych przymiotów i kompetencji oraz mająca dalekosiężne plany i wizjonerskie koncepcje partia, trzymająca ręką swego wybitnego wodza partia nie była w stanie zrobić kroku bez oglądania się na to, co zrobią ci dawaj mali i mierni Kaczyńscy.
Niech pan Grupiński i reszta jego koleżanek i kolegów choć na chwilę porzuci uprzedzenia i zacietrzewienie i sama sobie odpowie, czy przypadkiem każde słowo rzucane z ich strony by umniejszyć znaczenie i rolę Lecha ( i Jarosława) Kaczyńskiego nie jest przypadkiem i przewrotnie zarazem, kolejną cegiełką rosnącego z każdym dniem pomnika małości, zawiści by nie rzec głupoty Platformy Obywatelskiej.
Prawdę mówiąc nie oczekuje od PO ( w osobach czy to Grupińskiego, czy Tuska czy kogokolwiek innego) szczerego uznania i docenienia zasług ich przeciwników. Za długo miałem okazję oglądać ich w akcji by wiedzieć, że na ten typ reakcji nie mam co liczyć. Ale odrobiny mądrości ciągle, choć z coraz mniejszą wiarą, jednak oczekuję. I wyrachowania, które wreszcie uświadomi im, że umniejszając swoich przeciwników sami równocześnie karleją znacznie bardziej. I świadomości tego, że ten pomnik byłby też ich pomnikiem. Przynoszącym im bez dwóch zdań chwałę, przeciwnie do tych, które wystawiają sobie niemal co dnia tym, co mówią. W odróżnieniu do tych, małych jak oni, pomniczków ich zapiekłości, zawiści i złości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz