środa, 20 kwietnia 2011

Dożynanie watah (… a w PO…)

Taki serial mi wyszedł ostatnio. Trylogia właściwie z panem Radosławem Sikorskim w roli głównej. W tekście poprzednim zauważyłem pewną, poczyniona ostatnio nielogiczność, zarówno z punktu widzenia interesów partii rządzącej jak też, co zdecydowanie bardziej istotne i chyba niedopuszczalne, naszego państwa. Oto w moim odczuciu absolutnie bezsensownie na czele ekipy sposobiącej Platformę Obywatelska do zbliżających się wyborów postanowiono (zgaduje kto) usadowić właśnie urzędującego aktualnie Ministra Spraw Zagranicznych. Bezsensem wedle mej oceny jest to, że tę odpowiedzialną i bez dwóch zdań pracochłonna funkcję powierzono Sikorskiemu w tym samym niemal czasie gdy rządząca ekipa (z tymże Sikorskim) szykuje się do objęcia prezydencji w Unii. Prezydencji będącej bez dwóch zdań zadaniem w głownie dla naszej dyplomacji (którą, jakby ktoś nie pamiętał, kieruje pan Sikorski). Mamy wiec do czynienia z modelowa próba wciśnięcia temu wysokiemu urzędnikowi zbyt wielu srok do garści. Owo „zbyt wielu” piszę jako efekt wielomiesięcznej kontemplacji indolencji pana Ministra na niwie dyplomatycznej. I to indolencji w warunkach „normalnych” dla prowadzenia polityki zagranicznej.

Skąd więc to wyróżnienie pana Sikorskiego?

Albo jest to nadmierna wiara Platformy w kompetencje pana Ministra. Jest to możliwe bo ciągle jeszcze, mimo wszystko, uchodzi on za „cudowne dziecię” obecnej ekipy i „wielką nadzieję” partii rządzącej. Mimo wszystko…

Może to być też skutek „efektu Nowaka”. Może jest tak, że nikt z PO- wskiej czołówki nie wyraził zainteresowania tym ryzykownym zadaniem i padło na pana Radosława, który, jako neofita, odmówić nie śmiał. Pewne elementy tej teorii jeszcze nam się później przydadzą…

Może być wreszcie i tak, że jak mawiała babcia Kowalska, tłumacząc irracjonalne czy tam niezrozumiałe zachowanie swoich indyków( mój tekst z sierpnia 2008 r. pt „Michał Boni i indyki babci Kowalskiej” – absolutnie nie do znalezienia obecnie :)…), to wszystko z czystej głupoty.

Może i tak.

Jednak ja mam pewnie podejrzenia, czyniące to wszystko ciągiem działań i decyzji racjonalnych wręcz do bólu.

Nie wiem na ile w tym racji ale słychać czasem ostatnio głosy komentatorów i tak zwanych „znawców”, iż w osobie pana Ministra Sikorskiego upatrywać należy następcy obecnego przywódcy. W partii i wszędzie indziej gdzie obecny przywódca aspirował. ponieważ ta opinia nie została dotąd w żaden sposób ani potwierdzona ani wyartykułowana przez obecnego przywódcę, możliwym jest, że usłyszał on ja tak jak i ja, z ust komentatorów i tak zwanych „znawców”. I zareagował na nią tak, jak dotąd reagował w stosunku do kolejnych „pewnych następców”. Czyli pozbywając się problemu. Czasem zaś pozbywając się problemu wraz z „potencjalnym następcą”. Rzec by można iż historia Platformy Obywatelskiej to pole bitwy, na którym bieleją kości kolejnych konkurentów obecnego przywódcy.

Jeśli podążam właściwym tropem, rzecz ma się następująco. Oto Donald Tusk, który właśnie sparzył się nieco na relacjach z niedoszłym „dozorca żyrandola, dziś zaś pełna gęba Prezydentem RP, postanowił na przyszłość dmuchać na zimne. I gdy tylko ujawnił się jakiś tam polityczny potencjał pana Radosława, zdecydował go spacyfikować. Oczywiście skrajną głupota byłoby na kilka miesięcy przed wyborami rozpętywać choćby nawet malusią „noc długich noży”. Tedy postanowił załatwić pana Radosława własnymi rękami owegoż samego „delfina”. Wrobił go w dwa potężne zadania, które w kumulacji są nie do wykonania nawet dla kogoś i sto razy sprawniejszego od pana Radosława. Na którymś musi się więc pan Minister pośliznąć i wywinąć takiego orła, że aż zadudni. Wlepiając panu Radosławowi odpowiedzialność za kampanie PO wręczył mu obecny przywódca coś w rodzaju niezawodnych, baśniowych „kijów samobijów”. I te już, już, wyłomocą panu Ministrowi grzbiet.

Dziś wszak wiadomo, że każdy wynik PO będzie porażką. Szczególnie jeśli się zechce go tak właśnie przedstawić. No chyba żeby pan Sikorski (w co najszczerzej wątpię) okazał się „cudotwórca II” i poprawił wynik z poprzedniej parlamentarnej elekcji. tylko wtedy by uratował twarz ( tę drugą twarz…). W innych przypadkach zawsze „zamoczy”. Jeśli uzyska wynik gorszy, ale wygra, dostanie mu się za to, że nie będzie PO rządzić samodzielnie. Jeśli wygra minimalnie i będzie musiała żebrać o koalicje, zapłaci za to właśnie upokorzenie. Jeśli wreszcie zajmie choćby i zaszczytne, ale drugie miejsce, wiadomo…

Plan genialny!

Oczywiście można próbować tłumaczyć, że jest to strategia bardzo spójna, polegająca na uczynieniu z prezydencji „lokomotywy” kampanii. Nie bądźmy naiwni. Przeciętnego Polaka polityka zagraniczna obchodzi pewnie mniej niż ginąca Wielka Rafa Koralowa. I bez dwóch zdań wqrwi się jak mu ktoś przy rosnącej drożyźnie i inflacji, przy benzynie za sześć zyla zacznie klarować jaką to jesteśmy straszliwą potęgą na niwie stosunków międzynarodowych.

Tak to pan Radosław, obarczony zadaniem wykonalnym (bo nikt dziś nie da złamanego szeląga za wynik PO) będzie kolejną, najbardziej chyba spektakularna ofiara „dożynania watah”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz