wtorek, 26 kwietnia 2011

Spacerem po Grobach i kazaniach (o delatorach odświętnych)

Początkiem swego wpisu przypomniał mi bloger Stary wczorajszy, zapomniany jednak, zamiar pochylenia się nad pewnym, obserwowanym od lat (dokładnie zaś od momentu gdy mi rodzice jeszcze w dzieciństwie w PRL-u pokazali „młodzieżowego aktywistę”, który chadzać zwykł na msze by sprawdzać, czy „jego młodzież” też bywa…) zjawiskiem, które nasila się szczególnie w okolicach Wielkiej Nocy. Po PRL-u śladu już jakoby nie ma a zwyczaj ów, jeśli czymś się różni to chyba tylko nasyceniem elektroniki u praktykujących go. Dziś jednak w jego kultywowaniu dawnych, bezinteresownych w swej ideowości aktywistów oraz etatowych, choć nie za bardzo podkreślających ów fakt po pracowników „bezpieczeństwa” zluzowali pracownicy mediów. Choć nie do końca o czym cytat ze wspomnianego już tekstu Starego świadczy dobitnie.

Kiedy Wielki Tydzień zmierza ku końcowi przeróżne „czerwone telefony Radia Zet” czy tam „Kontakt TVN” faktycznie robią się chyba czerwone z gorąca. Bo jakże inaczej wozy transmisyjne wiedziałyby, że trzeba czym prędzej popędzić do Rumii na ten przykład? Czy tam do innego Kłaja? Myślę, że towarzysze z „bezpieczeństwa”, choć już dziś na zasłużonej emeryturze albo w prywatnych, intratnych biznesach, uronili zapewne łezkę wzruszenia widząc, że choć ich już w służbie nie ma, w narodzie zwyczaj delacji nie ginie. A nawet wręcz przeciwnie! Wszak kiedyś temu i owemu trzeba było przed nosem czym kompromitującym machnąć, postraszyć nieco albo zaszantażować. A dziś? Sami się pchają! No chyba że mi jakiś aspekt działalności „mediów elektronicznych” zdołał umknąć.

W każdym razie kontemplowałem w Święta przebitki z grobów „smoleńskich”, wyłapanych w ten opisany a może w jakiś inny, bardziej cudowny sposób. I zastanawiałem się czy ten Grób, przy którym ja byłem, z pozoru nie epatujący „smoleńską” symboliką (brzozowe krzyże, lotnicza szachownica…) nie kwalifikował się jednak do jakiegoś „obywatelskiego donosu” hasłem- cytatem z Jana Pawła II „Ojczyznę wolną racz na m panie przywrócić”. No bo o jakie „przywrócić” może chodzić skoro ta nasza III RP wolna jak ta lala?!

Relacje nie miały w sobie tej jednostronności „Solidarnych 2010” bo na każda trojkę oburzonych „epatowaniem polityka” znajdował się jakiś jeden odmieniec, który widział w Smoleńsku zdarzenie doniosłe, które przecież istotny ślad po sobie musiało zostawić.

Owszem, bywało drzewiej w Polszcze, za tego PRL-u przytoczonego już wyżej, że się tłumy zlatywały oglądać bożonarodzeniowe szopki i Groby Pańskie zgadując, co się pod instalacjami kryje albo i nawet zgoła będąc zwolnionymi z tego wysiłku. Wtedy też się to nie podobało niektórym co zresztą tamta telewizja pewnie też transmitowała. Ale to w końcu było, zanim Bóg nam „raczył przywrócić” ojczyznę. Wraz z wolnością słowa i wyrażania poglądów ponoć…

Ale to jeszcze mniej zdumiewa. Bo to i wiadomo, kiedy pójść i sprawdzić a jak już się sprawdzi, gdzie dzwonić. Dużo bardziej dziwią a czasem wręcz zdumiewają umieszczane w odruchu oburzenia w gazetach albo i w telewizyjnych programach wierne cytaty z kazań przeróżnych, wygłaszanych czasem i bez wynikających z odświętności dnia okazji. szokuje mnie ta wierność, co świadczyć pewnie by mogła o talentach niezwykłych naszych obywateli rozmaitych. Gdybym w takie talenty osobiście wierzył. Zastanawiam się właśnie, czy nie uwierzyć. Bo to byłoby, mimo wszystko, bardziej zrozumiałe niż na ten przykład zabieranie ze sobą jakichś elektronicznych urządzeń rejestrujących, które „odpala” się gdy kapłan ośmieli wyrazić się nieprawomyślnie. Albo wyjmowanie takich małych notesików i kopiowych ołówków (to taka moja szarża wyobraźni…) by wiernie zanotować stosowne fragmenty homilii.

Oczywiście może być i tak, że redakcje mają od dawna upatrzonych kapłanów, na których stale maja oko. I jacyś redakcyjni „oficerowie prowadzący" co niedziela i święto meldują się na mszy i uruchamiają aparaturę. Sprawdziwszy wcześniej u jakiegoś „źródła” o której godzinie ich „ulubieniec” odprawia. Bo przecież nie siedzą całą niedzielę z tymi swoimi magnetofonikami, dyktafonikami czy tam notesikami po kościołach!?

Jeśli zaś siedzą to jak ten problem Bóg w Trójcy Jedyny rozstrzygnie gdy przyjdzie mu sądzić takiego, jednego z drugim, „redaktora prowadzącego”. Bo z jednej strony niepięknie to tak donosić czy też szpiegować ale z drugiej czy kto wnikliwiej od nich słucha nauk kapłanów?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz