czwartek, 21 kwietnia 2011

„Gdy już będą turlać się głowy…” (z listu do Dorci)

(długie i nie do czytania)

Rzeczą jak najbardziej oczywistą dzisiaj jest martwić się tym, co teraz z naszym krajem się dzieje i lękać o to, dokąd to wszystko zmierza. Ta, jak najbardziej oczywista troska to, szczerze mówiąc, najpewniej jedyna wspólna rzecz, która dziś łączy wszystkich świadomych obywateli Polski. To ostatnie uściślenie jest o tyle istotne, że pewnie wielu znalazłoby się takich, którzy mają to głęboko w d***, albo mają dość mroczne pojęcie co się dzieje i dokąd to zmierza. Z powodów przeróżnych zresztą.

Na pierwszy rzut oka ta jedyna cześć wspólna dotyczy w zasadzie tych tylko, którzy zagrożenie widzą w „totalitarystach” z Krakowskiego Przedmieścia oraz tych, co boja się schowanych za barierkami „zdrajców i zaprzańców”. Prawdą jest, że te dwie zbiorowości są w całej tej historii przeżywanej właśnie grozy najbardziej widoczne. Gdyż one nie tylko odczuwają lęk ale też są potencjalnymi aktorami tego, co u podstaw tego lęku legło jako, na razie wyimaginowana tylko, kolej rzeczy być może nieunikniona. Myślę oczywiście o tym, co może się zdarzyć, gdy „totalitarystom” albo „zaprzańcom” nerwów nie uda się utrzymać na wodzy. Choć ten i ów, a wszyscy sami specjaliści i znawcy, przyznaje, że to raczej mało prawdopodobne, to jednakowoż niewykluczone. A jeśli się jednak zdarzy, będzie to istna burza z piorunami. I, niestety nie będzie w tym zbyt wiele metafory. A już najmniej w ewentualnych skutkach liczonych ramami tłuczonymi, ciętymi a może i nawet postrzałowymi. Wszytko to być może.

Czemu może to być bardzo prawdopodobne albo nawet i oczywiste? Oczywiste przez to, że taka już nasza narodowa natura nazywana też czasem „duszą”. Choć nie mam pojęcia, czy dusze potrafią funkcjonować w zbiorowościach czy cenią sobie indywidualizm… Łatwiej nam więc z wspomnianego powodu przejść przez kogoś gwałtownie i bezpardonowo niż mu z drogi ustąpić. I w tym wstręcie do ustępowania przyczyna najoczywistsza. Bo choćby i zdać sobie sprawę, jak w ogólności rzeczy się mają, dokąd zmierzają i czym się zakończą, łatwo nam będzie tego nie zauważyć bo się skupimy na opamiętywaniu szczegółów, szlifowaniu detali, które w jakimś choćby i drobnym fragmencie pokażą nas lepszymi niż tę drugą stronę. A już ten fragment drobny starczy, by się obnosić z czymś na kształt anielskiego oblicza. tak mamy i już.

I mówię to z całym przekonaniem mając siebie jako przedmiot obserwacji.

Bo jest tak przecież, że co i rusz zdarza mi się to czy tamto powiedzieć z jakąś tam drobna nutka kasandryczną ale ona zaraz niknie w dużo częstszym i głośniejszym oskarżycielskim tonie. Wszak bez wątpienia „… esse delemndam!”

I, by było jasnym, nie tylko ja tak mam. Mało jest takich, co im udało się zachować całkowitą czystość widzenia rzeczy. I sprawiedliwość oceny. Taką wypływającą z siły własnego ducha, który nie pozwala na uleganie najmniejszej nawet pokusie stronniczości.

Oczywiście mam nadzieję, że moje nieobiektywne przekonanie słuszności kiedyś tam znajdzie potwierdzenie w obiektywnych materiach dowodowych, które czas zdoła wyłonić i udostępnić. Ale między nadzieją a pewnością jest jeszcze dystans bezdennej przepaści.

Tak więc gdy przyjdzie co do czego, staną przeciwko sobie dwie armie sprawiedliwych z których albo jedna albo obie będą się co do tej swojej sprawiedliwości mylić gruntownie i nie będą mieć racji. Choć dla każdej z nich ta prawdopodobna wojna dobra ze złem będzie starciem, w którym będą pewni, iż stoją po jasnej stronie i w słusznej sprawie.

Rozgadałem się o tej słuszności/niesłuszności, która to jest i będzie prawdziwa/nieprawdziwa, z tej racji, że mam oto takie przekonanie, iż gdzieś w tłumie tych, co mają racje albo jej nie maja, znajdę się bez dwóch zdań. Ale tak naprawdę nie ja, i żaden z tych, co choćby i najbardziej tej prawdy byli pewni, nie jesteśmy czy tam nie będziemy najważniejsi.

Z boku takie coś, jak już do tego by dojść miało, wyglądać zapewne będzie jak takie potężne starcie stróżów prawa z jakąś groźną bardzo, przestępczą subkulturą. Zdeterminowaną tak samo mocno jak i ci liczni słudzy Temidy. Posypią się więc zapewne i pociski i rykoszety i odłamki w liczbie dość poważnej i zapewne przeraźliwej. A od niej posypie się… Taka baśń mi niemal wyszła…

W takich sytuacjach, gdy słusznie/niesłusznie skaczą sobie do gardła, zainteresowane sprawą tłumy, zawsze w sporej liczbie obrywa i gawiedź, co ma stosunek dość obojętny do emocji co za tą agresją i determinacją zainteresowanych tłumów stoi. I o tym obrywaniu zagadała do mnie Dorcia gdyśmy ostatnio wymieniali listy. Może ona i nie o tym akurat ale tak to właśnie odebrałem.

Jako zarzut nawet bo, jak przecież przyznałem, nie rokuje sobie szans na to, bym był wśród gawiedzi obojętnej. Bo już jakoś tam przyjąłem do wiadomości, że cała moja bezstronność, co tom ja dawniej starał się tak pielęgnować z gorszym lub lepszym skutkiem, całkiem ze mnie wyparowała a na to miejsce wyhodowałem sobie jakąś protezę, co tylko bezstronność udaje. Z marnym zapewne efektem. Ale nie mnie sądzić… I nawet jakbym przysiągł, że się zdołam opamiętać, to nie wiem czy zdołam i czy w ogóle spróbuję. Tym bardziej, iż mam poczucie, że takich amatorów konwersji po tej drugiej stronie będzie e tylu, ilu po mojej, czyli wcale. jak miałby więc osłabiać?

Tyle, że mam przecież świadomość, że to, co jest między nami i nimi, dotknie i tych, co się ani „nami” ani też „nimi” nie czują. I zgodnie z logiką każdej rozróby, jakby jej nie nazwać fachowo i szlachetnie, właśnie oni, ci nie ”my” i nie „oni” ucierpię najbardziej i dostana najmocniej.

I w tym się ten, czytany przeze mnie, może błędnie, lęk Dorci zamyka. A ma się ona czego bać bo ma się o kogo bać. Tak jak my wszyscy. Tyle, że wielu z nas ten sposób patrzenia jest już bardzo obcy. Bo i my mamy ale jakoś tak w tle, na dalszym planie…

W każdym razie, gdy mi się z tego leku Dorcia zwierzyła, nie potrafiłem jej obiecać, że ja nie… Bo i nie potrafiłem ani jej ani siebie okłamać.

Jedyne, co miałem jej do powiedzenia, poza przyznaniem okrutnym, że wedle mojej oceny, ten jej lęk wynika z nieuchronnego, to tyle tylko, że jeśli już zaczną turlać się głowy, nie „my” to wszystko zaczniemy. Ale pociecha dla niej to zapewne żadna.

I jak już się to wszystko powiedziało to nie wiem, czy jeszcze co do powiedzenia zostało…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz