piątek, 15 kwietnia 2011

Rebelia burmistrzów

Pisał już dziś o tym Michał Kot ale sprawa jest ciekawa i, rzec by można, rozwojowa. Już teraz właściwie jest dwiema sprawami, toczącymi się równolegle (przenikającymi się nadto bez dwóch zdań). Chodzi o wojnę, którą niejako wypowiedział państwu, w imieniu swego (czy też i wszystkich innych) samorządu Rafał Dutkiewicz, Prezydent Wrocławia. Oczywiście pisząc „państwu” mam na myśli tych jedynie, którzy w jego imieniu obecnie myślą, mówią i czynią. Szczególnie zaś pana Ministra Rostowskiego. Ten zaś Minister umyślił sobie „dyscyplinowanie” samorządów w kwestii zadłużania się. Śmiało można powiedzieć, że oznacza to gwałtowne wygaszenie „inwestycyjnego rozbuchania” samorządów. Słowo „gwałtowne” nie w pełni oddaje skalę przedsięwzięcia. „Kreatywność” księgowa pana Ministra głęboko przeorze zamierzenia a i dość daleko posunięte w przygotowaniach plany samorządów. Nie chciałbym być uznany za intencjonalnie ustawiającego się wrogo do poczynań rządu (choć nie uniknę tego bez wątpienia) ale przypomina mi to skutki wyschnięcia strumienia dewiz w połowie gierkowskiej „prosperity”. Piszę to w cudzysłowie bo ona prosperity nie była nigdy we właściwym rozumieniu tego słowa. Po niej zostały tu i tam wiadukty w szczerym polu, puste, nie dokończone fabryczne hale i wiele innych równie głupich pomników.

Jakoś mi taka wizja radosnej twórczości naszego obecnego „geniusza kreatywnej księgowości” nijak nie pasuje do wciskanego nam od lat etosu tuskowej ekipy, który ma być wszak za jedno z nieograniczona modernizacją i dziesiątkami innych, jedna w drugą pozytywnych „izacji”, cholera wręcz wie jakich. Wszak miałoby tak być, jakby nas nagle, w tym 2007 gwałtownie poderwano z takiego przeżartego rdzą traktora i wsadzono w rakietę na Marsa!

A tu nagle dupa! I niewypał.

Zostaną więc ci burmistrze z rozgrzebana infrastrukturą. Ale niestety dla ministra, wcale nie „zdyscyplinowani”. Wręcz przeciwnie ale w nieco innym rozumieniu niż by tego sobie życzył. Można powiedzieć, że panowie tuskowcy, biorąc się za ulepienie pakietu „antyopozycyjnego” (antypisowskiego na dobrą sprawę), tak mimochodem sami na siebie bacik ukręcili. Mały bo mały ale nie jest powiedziane, że nie urośnie.

W tym przypadku na myśli mam nieco inną, dla mnie w oczywisty sposób wynikająca z tego wqrwienia „burmistrzów” kreatywnością pana Ministra, inicjatywę. Jak wieść gminna niesie, zmawiają się „burmistrze” by się wystarać o taką reprezentacje, której już pan Minister a nawet i jego pryncypał milczeniem i grożeniem palcem zbyć nie zdoła. Jeśli się dogadają, może być wesoło.

Jak wiadomo, w kilku ośrodkach panowie „burmistrze” pokazali, że dysponują polityczną siła, która znacznie przerasta doraźną potrzebę zdobycia tego czy innego ratusza. W tych miejscach zaraz więc pojawiły się spekulacje na temat ewentualnego zawalczenia o szczebel nieco wyższy niż tylko lokalne (albo regionalne) podwórko. I, jak ta wspomniana wieść gminna niesie, teraz wspomniani „burmistrze” knuć zaczęli by z tych podwórek sklecić coś na kształt nowego „państwa w państwie”. Takiego, którego ominąć nie zauważywszy już się nie da.

Po prawdzie na dziś nawet nie jest to potrzebne za bardzo. Obecna władza, pełna zadufania w sobie i wynikającego z niego przekonania, że na nią „nie ma mocnych”, tak przemeblowała prawo wyborcze, by w izbie wyższej być monopolistą.

No i znów dupa!

W poprzednim systemie mogli rządzący panowie roić sobie, że faktycznie są „nad wszystkie mocarze”. Wymyślili więc takie kulawe nieco JOW by te mocarstwowość ostatecznie przyklepać. A co się przy tym ich pryncypał później nachwalił! I tu właśnie niespodzianie otwiera się furtka dla „dutkiewiczowców”, „szczurkowców” i reszty ludzi popieranych lokalnie przez innych popularnych „burmistrzów”. Ja doskonale wiem, że ten Senat to taka atrapka polityczna co to może najwyżej utrudnić czy tam uprzykrzyć, ale zaszkodzić władzy nie jest za bardzo w stanie. Tyle, że, przy dalszym pogłębianiu efektów „radosnej kreatywności”, której ofiarą padną samorządy, ta ewentualna próba, jeśli by okazała się udana, może przecież zaowocować jakąś ogólnokrajową inicjatywą. Taką skrojona już na resztę „władzy ustawodawczej”

I to byłoby ciekawe. Z kilku powodów.

Zacznę od powodu najwięcej mającego w sobie ironii losu. Jak wiadomo największą trudnością, jaka napotkać może hipotetyczna inicjatywa burmistrzów jest niejednorodność ideowa czy tam polityczna skupionych wokół włodarzy środowisk. Powstałoby więc coś, w sensie programowej spójności, na kształt pierwszej Solidarności, łączącej wszystko, od Sasa do Lasa, pod wspólnym hasłem „precz z komuną!”. Tyle, ż e teraz miejsce „komuny” zajmą nasi szanowni cudotwórcy od „diamenta tysiąclecia”. Jak sobie to uświadomiłem to ryczałem ze śmiechu długo i szczerze. Choć po prawdzie cudem jest zaiste pożenić ogień z wodą!

Drugi powód jest taki, że byłaby to oferta dla pragmatyków. Takich, którzy nie patrzą, że jest w niej i kojarzony niegdyś z PO Dutkiewicz i „postkomunista” Majchrowski (te nazwiska rzucono póki co…). A każdy bez wahania wskaże, gdzie najłatwiej szukać „pragmatycznych wyborców” oraz czyj elektorat zrobił się ostatnimi czasy wyjątkowo drażliwy i do tego tak zauważalnie mobilny.

Trzeci powód jest wreszcie taki, że zawsze „bliższa koszula ciału”. I jak będzie miał taki wyborca zdecydować czy wspierać tych, co go chcą bronić przez „strasznym Jarosławem” czy też przed permanentnie i już na zawsze (z braku zabranej przez „Maestro finansów” kasy) rozkopanym własnym podwórkiem, wybiorą to drugie. Bo Jarosława to oni widzieli w telewizorze i raczej po nocach im się nie śni a jak utkną w korku to raczej nie będzie to tylko telewizyjna transmisja.

Oczywiście mogę się mylić. Oczywiście może okazać się, że będzie odwrotnie. Że PO zagarnie 100% Senatu i z 60% Sejmu. Ale z drugiej strony pamiętajmy ile kosztowało swego czasu pewną „prawie wygraną” siłę polityczną jedno zdanie na temat ubezpieczania plonów i obejść.

Gdy jeszcze weźmie się pod uwagę, że byłaby to siła zdolna rozbić ten nasz zwarty w zabójczym uścisku polityczny duopol, dla wielu byłoby po prostu ekstra.

Jedynym, co mnie lekko niepokoi to jest osoba inicjatora. Boję się, że po raz drugi może nasza „wielka nadzieja białych” zwyczajnie spanikować i cofnąć się w pół kroku. Uznając, że „lepszy wróbel w ręku niż dzięcioł na sęku” i pozostając w tym swoim (i moim!) Wrocławiu by użerać się z naszym „wielkim destruktorem” o każdą złotówkę. Szkoda by było takiej pięknej perspektywy…
http://www.rp.pl/artykul/16,643216_Dutkiewicz-buduje-nowa-sile--.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz