środa, 4 września 2013

„Szanowni państwo, wczoraj skończył się w Polsce kryzys”



Ubiegł mnie Stary Wrocek* z tytułem, który najtrafniej oddałby rzeczywistość ukonstytuowaną wczorajszym wystąpieniem Donalda Tuska. Też miałem zamiar pisać o szczęśliwym końcu kryzysu, który szczęśliwie nie miał się u nas okazji nawet zacząć.

Ten kryzys, który się u nas wczoraj skończył, skończył się dokładnie tak samo, jak 4 czerwca 1989 r. skończyła się u nas komuna, o czym poinformować nas nie omieszkała aktorka Szczepkowska.
Może i skończył się on w Krynicy ale, wiadomo, krynicka rzeczywistość jest jakby odmienna od tej naszej rzeczywistości. Tam przecież od 2010 r. walutą jest euro. Tak w każdym razie zapowiedział jakoś wcześniej Donald Tusk.

I to jest sedno sprawy. W każdym razie jedno z kilku.

Przekonany jestem a nawet mam na to przekonujące dowody, że tak, jak o zakończonej przez Szczepkowska komunie tak i o tym końcu kryzysu będziemy dość mocno via media przekonywani. Oglądałem wczoraj jakąś dyskusję, w której jeden z dyskutantów nie wykluczał, że w 2015 r., na fali jakiegoś tam, naturalnego dla wychodzenia z kryzysu „ożywienia” PO może kolejny raz wygrać wybory. Co prawda, jak zapowiedział Premier, skutki „ożywienia” obywatele mają odczuć dopiero w 2017 r. ale ów ekspert nie wykluczał tego 2015 r. i  tego zwycięstwa.

I tu jest drugie, być może nawet główne, sedno tej całej sprawy. Sprowadzające się do tego, co tak trafnie ujął Max Kolonko określając swoich… obraziłby się pewnie, gdybym nazwał ich jego kolegami a on by się o tym jakoś tam dowiedział. Określając pozatrudnianych w mediach mainstreamowych na stanowiskach dziennikarskich dupkami i rozprawiając się z ich fachowością. Zgadzając się z Kolonką nie wykluczam (pozostając w poetyce eksperta), że znacznie przed 2017 r., kiedy we własnych portfelach odczujemy, że się ożywiło, będziemy być może już nie tylko przekonywani ale wręcz przekonani o tym, że jest lepiej, że Polska rośnie w siłę a ludziom żyje się dostatnio.

Przecież nie jest wielkim problemem zestawienie optymizmu Premiera z tym, co dokładnie w tym samym czasie, gdy przekonuje jak to świetnie sobie radzi, robi ten sam Premier i jak to uzasadnia. Wraz ze swoim głównym podręcznym. Tym od pieniędzy. A jakoś nie garną się ci niby koledzy Kolonki by zestawiać.

Likwidacja progów ostrożnościowych, dla mnie zabieg, którego oczywistym celem jest możliwość komponowania w kolejnych latach wyborczych takich budżetów, które nie będą musiały tak bardzo uwzględniać mizerii naszych finansów a dla odmiany będą mogły podsypywać tu i ówdzie pożyczonego grosza by kupić sobie tu i ówdzie przychylność tego i owego, to chyba najlepszy kontrapunkt dla optymizmu Tuska. Podobnie zresztą jak i nieco wcześniejsze niż „krynicka victoria” zapowiedzi pozostawienia, wbrew wcześniejszym ustaleniom, stawek podatku VAT na obecnym, podwyższonym poziomie. Wynikać to ma z „konieczność ograniczenia nierównowagi finansów publicznych, co jest niezbędnym warunkiem dla stabilności makroekonomicznej i długofalowego wzrostu gospodarczego.”**

Zatem „nierównowaga finansów publicznych” jest i będzie. Natomiast wzrost ma być „długofalowy”. I to jest jeden z wytrychów, które pięknie mogą posłużyć do podpierania tezy, że ten kryzys, którego u nas nie było, właśnie się u nas kończy. Długofalowość wszak to zjawisko, którego skutki są czasem mocno przesunięte w czasie. Na przykład do 2017 r., gdy w drugim roku trzeciej kadencji Tuska nagle w portfelach znajdziemy nieoczekiwaną gotówkę.

Mam takie poczucie a właściwie nie mam wątpliwości, że prawdziwa bitwa z kryzysem, tym, który się skończył, a nim się skończył w ogóle go nie było, rozegra się wcale nie w gospodarce ani też w polityce.

Rozegra się w mediach. Nie wiem czy kryzys ma szansę stać się kolejną Mamą Madzi ale gdyby tak właśnie było, byłby to strzał w dziesiątkę i dla niektórych, wiadomo których mediów i dla ekipy rządzącej. Sprawa Mamy Madzi pokazuje bowiem, że nawet z tak parszywej postaci da się zrobić bohatera publicznego przekazu i publicznej przestrzeni. A co dopiero z takiego kryzysu, który u nas jest niczym jakiś Harry Hiudini. Kończy się choć go jakoś tak tajemniczo jakby nie było.

Tak na koniec przyznam, że chętnie bym poświętował ten koniec kryzysu ale nie bardzo mam za co. Przynajmniej nie tyle by stać mnie było na świętowanie takie, na jakie to doniosłe wydarzenie zasługuje. A w 2017 r., gdy wreszcie poczuję ciężar portfela, mogę już nie pamiętać, że warto by wspomnieć ten 3 września 2013 r., gdy w Polsce a w każdym razie w Krynicy, Proszę Państwa, skończył się kryzys.


Na koniec Pustki i „Koniec kryzysu”. Może nie do końca na temat ale i nazwa kapeli i tytuł utworu jakże adekwatne. Tekst dodam w komentarzu.


1 komentarz:

  1. „koniec kryzysu”
    Kryzys przyjść musiał, wiedziałem to gdy.
    Spokój odebrał mi sen.
    Kręcę się w kole zwątpienia na trzy,
    niepewny nowego co dzień.

    O tym marzyłeś, czy tak chciałeś żyć,
    byłem głupi, tak wiele chcąc.
    Stróża-obrońcy zabrakło dziś mi,
    wszystko rozpada się w pył.

    uuauauauauaua

    W ciągu wydarzeń, gdy siły już brak,
    tępię swe zmysły co noc.
    W ciągu wydarzeń zmęczenie to znak,
    że wieczność zaśmiała się, drwiąc.
    Może by tak podryfować na krze
    i umysł oczyścić od plag.
    Znowu przegrałem, myślałem, że śnię,
    sen, co pojąłem na wspak.

    Uuaauuaau

    Ciężar poranka, przedwiośnie i chłód
    nie odstępują na krok.
    Wolę nie myśleć, co zrobisz, gdy mój tępy dosięgnie cię wzrok.
    Wiem, co naprawdę chciałem ci dać,
    niemożliwe a spełnia się tu.
    Słowo, co boli, dzieli na pół
    i z wolna wyrywa ze snu.

    Uuaauuaauu

    OdpowiedzUsuń