Późno wróciłem z wczoraj na dzisiaj z
jednej bardzo udanej imprezy muzycznej więc musiało we mnie dojść do brutalnej
walki między tym, że mi się dziś nic nie chce a moim grafomańskim uzależnieniem
od pisania. Kompromisem między jednym a drugim miał być jakiś temat lżejszy, ot
choćby rozważania o Rozenku – znawcy psychologii
wszystkich Hitlerów tego świata. Jednak niespodziewanie zainspirowała mnie dość
groteskowa acz symboliczna sytuacja z „Loży prasowej” w TVN. Programu nie
śledziłem i szczęściem było, że skacząc między kanałami tam znalazłem się
akurat w takim momencie. Rozmawiano o związkowych manifestacjach w Warszawie z
mijającego tygodnia i właśnie przyszła kolej Pasenta. Najpierw pochwalił on
organizację protestu, w szczególności to, że obyło się od incydentów po czym
przeszedł do meritum czyli do skopania przeciwnika. Zwrócił uwagę, że protest
miał charakter polityczny (a jaki, na Boga, charakter miał mieć protest
przeciwko działaniom polityków?!) i, by to udowodnić, zaczął snuć o postulatach
ludzi, którzy na ten protest się zjechali, coś (mniej więcej) takiego „Oczekuje się rzeczy niemożliwych. Żeby
płace były wyższe, żeby życie było lepsze, żeby ludzie byli lepiej traktowani…”.
W tym momencie Morozowski, prowadzący program, przerwał mu by poinformować o
zawaleniu się dachu wieży płonącego właśnie w Białymstoku kościoła św.
Wojciecha. Zostawiając zmierzającego pewnie do jakiejś mądrej konkluzji Pasenta
z tym niedokończonym i niezamierzonym idiotyzmem. Tego, że nie jest możliwe
lepsze traktowanie ludzi przez władzę Pasent bez wątpienia mówić nie zamierzał.
Ale ta mimowolna wypowiedź zwróciła
moją uwagę na dość widoczną dezorientację tych wszystkich, którzy z pozycji
partyjnych, rządowych czy też z sympatii czy wewnętrznej potrzeby angażują się
we wspierającą obecną ekipę propagandę. Co zresztą ilustruje nieco wcześniejsza
scena, widziana, też w kawałku, u Rymanowskiego na ławie przy kawie. Tam
polityk PO Biernat, który pewnie z „braku laku” albo też z opisywanego przeze
mnie nawet kilkukrotnie nadmiaru wazeliny był tam „twarzą Platformy”, zaczął
tłumaczyć Tuska i PO z elastycznego czasu pracy przypominając, że ta forma
została wymuszona kryzysem. Na to wszyscy obecni, bez względu na partyjne
szyldy, bez Żelichowskiego niestety, choć był on tam obecny, zakrzyczeli „Ale
przecież kryzys się skończył!”. „No tak” przyznał Biernat i na chwilę jakby „złapał
zawias”. Od razu mi do głowy przyszło, że w duchu chyba jęknął „q*wa, ale po
co!?”
Odnoszę takie wrażenie, że wypowiedź
Donalda Tuska mocno skomplikowała oficjalną narrację PO. Wydaje mi się też, że
przed pamiętnym wystąpieniem Tuska, jego koledzy z partii nie tylko nie zostali
na to przygotowani ale jakby nawet i o tym poinformowani. Czy chodziło Tuskowi
o to, by medialne „łubudu” było większe bo takie nagłe i niespodziewane dla
nikogo, czy bał się, że jakiś kolega może być w tej sprawie szybszy w tak
zwanych „kontaktach z mediami” nie mam pojęcia. Niemniej jednak widać jak się
teraz męczą by wyzwolić się z jarzma tamtych tak wygodnych objaśnień i
wytłumaczeń. Czemu mało zarabiamy? Bo jest kryzys! Czemu pracujemy na „śmieciówkach”?
Bo jest kryzys! To ciągle jeszcze potrafi się przypętać w wypowiedziach
polityków tej strony, jeśli w porę nie zostaną skontrowani tą jakże dla nich
niewygodną wiadomością, że jednak kryzysu już nie ma.
Nie wiem czy w kazamatach… znaczy
kuluarach partyjnej machiny pracuje się nad „ostatnią wersją prawdy”*. Jeśli
nie, to powinno to nastąpić aby na przyszłość taki pan Biernat nie był bliski
uduszenia gdy mu znów uświadomi, że się kryzys skończył.
Mnie natomiast przyszła do głowy sławetna
wypowiedź gnoma Kuczyńskiego, życzącego Polsce pod rządami Kaczyńskich
wszystkiego najgorszego. Przyszła, bo pomyślałem, jak bardzo pomylił Kuczyński
czasy i adresatów. Gdyby to „najgorsze” przyszło, o ile łatwiej byłoby zmagać
się dzisiaj z rzeczywistością propagandystom PO.
* To z Janerki, „Klus Mitroch” http://www.youtube.com/watch?v=QogZ9JglRyo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz