niedziela, 29 września 2013

Bajki robotów



Zanim przejdę do rzeczy wyjaśnię, jakie mam kompetencje by w ogóle zabierać  głos. Mniej więcej a może nawet dokładnie takie, jak tych 900, których zapytano czy eksperci Macierewicza mają wystarczające kompetencje by zajmować się badaniem katastrof lotniczych. To, że opinia prawie 500 z nich jest jak najpoważniej przywoływanym argumentem za tym, że eksperci nie są wcale ekspertami pokazuje, że moje kompetencje też są wystarczające a może nawet wybitne.

Wbrew pozorom to, co napisałem wyżej, żartem jest w niewielkim stopniu. A przywołany sondaż naprawdę coś istotnego dla całej sprawy pokazuje. Chodzi bowiem o to, że ten akt wojny o Smoleńsk, który rozpaliła publikacja (czy jak niektórzy piszą, kublikacja) „Wyborczej” nie toczy się wcale o rozumy Polaków ale o ich serca. Zatem ten, kto wpadł na pomysł badania, co sobie o wszystkim myśli „statystyczny Polak” albo wiedział o co idzie albo jest naprawdę łepskim gościem.

Oglądając wczorajszy program Gawryluk w Polsacie pomyślałem najpierw, że jeszcze trochę podobnej „dyskredytacji” Biniendy, Rońdy i Obrembskiego a w zamach będzie wierzyć nie 20 ale 50 % pytanych o to Polaków. Zaraz po tym przyszło mi do głowy, że w jednym Lasek wykazuje się wyjątkową roztropnością by nie powiedzieć mądrością. W tym, że za żadne skarby nie chce się konfrontować ze wspomnianą wyżej ekipą. Oczywiście zaraz ktoś powie, że „nie chce legitymizować”. Dupa tam! On, jak mi się wydaje, pojęcia „legitymizować” chyba jednak nie zna. On wie albo czuje, że nie tylko nie ma szans w starciu na argumenty. Czemu nie ma napiszę dalej, oczywiście z poziomu moich statystycznych kompetencji. Czemu natomiast nie ma szans w starciu o sympatię tych, którzy byliby widzami takiego starcia? Ano proszę sobie popatrzeć w wizualne archiwa i porównać występy Laska choćby z występem Rońdy i, w mniejszym stopniu, Biniendy u Gawryluk. Obaj biją szefa rządowego zespołu nie tylko doświadczeniem i dorobkiem naukowym ale też umiejętnością mówienia do ludzi w sposób, który jest w stanie ich zaciekawić nawet, jeśli są tylko tymi 900 statystycznymi Polakami. Przykładem niech będzie choćby ów przyniesiony i nie do końca za sprawą Gawryluk wykorzystany model sklejanego „tupolewa w stadium rozkładu”, który pokazał nie tylko ogromne poczucie humoru profesora mrugającego do wszystkich, dla których sklejanie modeli absolutnie dyskwalifikuje,  ale był kapitalną ilustracją do jego wątpliwości na temat rozsypywania się samolotu w locie.  Takim samym przykładem była uwaga Biniendy o brzozie, która złamała się w kierunku prostopadłym do tego, z którego miała być uderzona. Widząc to i słysząc człowiek zaczyna się zastanawiać. Choćby naprawdę nie chciał.

W przypadku Laska, przeciętny obserwator, jeśli już w ogóle zastanawia się, to nad tym, o co może mu chodzić. Nie wiem czy kiedykolwiek Lasek spotkał się z jakimś specem od wizerunku. Jeśli tak, może nawet i usłyszał, że mówi i prezentuje się w sposób, który zmusza słuchających do zastanowienia czy on czasem nie łże. Ja mam nieco inne odczucie. Wynika ono oczywiście z tego, że jestem tylko równie kompetentny co tych 900. Dla mnie Lasek wygląda, jakby chodził na sprężynie. Jakby był niezbyt dopracowanym androidem. Reszta jego ekipy… Kiedy siedzi z nimi za stołem trudno stwierdzić, czy pozostali to nie są manekiny powtykane za blat dla dodania powagi. A to, co wtedy się mówi to jakieś „bajki robotów”.

O tym właśnie mówię odnosząc się do przywołanej wcześniej walki o serca Polaków. Tych oczywiście, co je mają.

No a jeśli chodzi o starcie na argumenty? Przypomnę ponownie, że mam w tej sprawie tyle do powiedzenie, co tych 900 pytanych. Jednak skoro to wystarczy niektórym by uznać profesorów za dyletantów, to znaczy, że tyle starczy i mnie. Swoją drogą ciekawe, czemu na podstawie wyników badań, z których wynika, że dla ponad 70% Polaków obecny rząd to oczywista zbiorowa pomyłka, nikt nie postuluje natychmiastowego przegnania Tuska gdzie pieprz rośnie?

Ale wróćmy do meritum. Na podstawie tego, co nazwałbym „ogólnym wrażeniem” sądzę, że brak możliwości porozumienia między zespołem Laska i ekspertami Macierewicza leży także w fundamentalnej różnicy w podejściu do badanego problemu. O ile taki Rońda stara się posiadaną wiedzę i doświadczenia odnieść do badanej sprawy, eksperci rządowi chyba robią coś odwrotnego. Oni najwyraźniej dopasowują sobie zdarzenia ze Smoleńska do swoich wcześniejszych doświadczeń. Niezbyt chętnie zatrzymując się przy tym wszystkim, co jakby z ich doświadczeniem stoi w sprzeczności. Przykładem może być choćby lekceważenie, z jakim Lasek odniósł się do uwag, że komisji w której uczestniczył wynik pomiaru brzozy rozjechał się wcale nie o centymetry z tym, którego dokonali prokuratorzy czy gdy miał wyjaśnić czemu na załączniku do raportu jeden z punktów TAWS zamazano z precyzją kogoś, kto trzy dni wcześniej kupił swój pierwszy komputer.

To wszystko sprawia, że egzekucja, którą zaplanowano i zaczęto wdrażać na Czerskiej, może ostatecznie skończyć się czymś w rodzaju walnięcia się obuchem w łeb. Niezamierzonego ale jakże zasłużonego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz