Zdumiałem
się, widząc, że nikogo nie obszedł apel panów Felixa Marquardt i Daniela
Cohn-Bendita. To znaczy tu nie obszedł bo tak poza tym publikuje ich cała
światowa prasa od Dżakarty po Nowy Jork.
Cała znacząca prasa rzecz jasna.
W
zasadzie nie tyle się zdumiałem co zezłościłem bo miałem zamiar napisać na ten
temat tekst inny niż wszyscy. A jak mam to zrobić, skoro wszyscy mają panów
Marquardt i Cohn-Bendita gdzieś? Jak mój ma być inny jak nie ma się od czego
odróżniać? Trudno, spróbuję tak, jak jest.
Wspomniani
panowie, na fali tego, co się na świecie dzieje postanowili wywołać rewolucję.
Odwołując się wprost do wydarzeń na placach Tahrir i Taksim w Kairze i Stambule
zapowiadają wydarcie politykom ich największego sekretu czyli państwa
narodowego. O tym za chwilę a na razie o stronie technicznej pomysłu.
Pamiętając
fakt, że pan Cohn-Bendit politykiem jest nieomal dłużej niż ja w ogóle żyję,
jego rola w wydzieraniu czegokolwiek politykom może wyglądać niezwykle
ciekawie. Coś jak wydarcie sobie na przykład podszewki przy wyjmowaniu z
kieszeni karty kredytowej. W przypadku mniej doświadczonych i obytych polityków
kartę zastąpi najpewniej grzebień w tylnej kieszeni spodni.
Dany le Rouge, jak Cohn- Bendita nazywano
pamiętnego maja 68, kiedy jego gwiazda zabłysła, nie nastraszyłby mnie zbytnio
nawet, jak bym go spotkał po moimi drzwiami z taśmą nabojów przecinającą tors i
w czapce z napisem „Abpopa”. Najweselszy serial, jaki kiedykolwiek oglądałem to
był dokument w kilku częściach, pokazujący „od środka” studencką rewoltę w
Paryżu 1968 r. Płakałem ze śmiechu oglądając relację z obrad różnych komitetów,
gdzie na poważnie rozważano postulaty zrównania wszystkiego z ziemią by to, co
powstanie, bez wyjątku było rewolucyjne. Najczęściej wypowiadały te durnoty
wolno, spokojnym głosem, melancholijnie usposobione i zawsze zaopatrzone w zapalonego papierosa
paryskie La Pasionarie o takich mądrze wyglądających obliczach. Później z tych komitetów, już po latach i
Cohn-Bendit i cała reszta przeflancowali się do prawdziwych struktur władzy od
czego zmądrzeć chyba nie zdołali ale pokazali, że cwani to chyba jednak są.
Połączenie ich cwaniactwa i głupoty jeszcze nam w tej opowieści wróci.
Z
panem Marquardt jest już nieco gorzej niż z „Czerwonym Danym” bo to jakby nowa
gwiazda. Co nie znaczy, że mniej cwana. Chyba nawet bardziej. Ale nie jest on
mi znany z tak durnych sytuacji jak te paryskie komitety z 68. Czy to dobrze
czy źle trudno mi ocenić.
Ale
wróćmy do „nowego Tahrir i Taksim”, gdzie Cohn-Bendit z Marquardt będą
wydzierać politykom, ale oczywiście nie sobie nawzajem, ich skarb, którym jest
państwo narodowe. Będą wydzierać po to, „by
powstał ponadnarodowy, międzypokoleniowy, nieideologiczny oddolny ruch - zdolny
wynieść integrację europejską na wyższy poziom.” Oczywiście ten „ponadnarodowy, międzypokoleniowy, nieideologiczny
oddolny ruch” bez polityków się nie obędzie. Nic się bez nich nie obędzie!
Zatem Cohn-Bendit z Marquardt to, co przy udziale skończonych naiwniaków,
którzy ewentualnie dadzą się tym cwaniakom nabrać, wyrwą (znaczy wyrwaliby) politykom,
zaraz oddadzą innym politykom. I tu pojawia się ciekawostka bo wedle jakiego
klucza to zrobią zważywszy na założoną „nieideologicznośc” procesu. Pewnie
kluczem będzie sympatia… Żartuję oczywiście. Bo klucz będzie prosty. To
wznoszenie się na „wyższy poziom” polegać będzie na zamianie „nacjonalistów”
internacjonalistami.
Czy
ma to szansę powodzenia? Jeśli wezmą się za to weterani z paryskich komitetów,
będzie to najpewniej równie zabawne co ta ich pierwsza rewolucja. Choć z
drugiej strony… Nie tylko ja chyba dostrzegam zgubną rolę
uniwersytetów, które, wypakowane po brzegi dżenderkami, socjologią krytyczną i
cała resztą lewaków widzących świat z perspektywy kogoś, kto nigdy nie zdołał
skończyć szesnastu lat i wyzbyć się egzaltacji naiwnej licealistki a swoje
zdanie ma o ile wyczyta je z „Wyborczej” lub „Polityki”. Z kimś takim
faktycznie może się to udać!
Nie
ma rzecz jasna sensu przypominać starej maksymy, wedle której historia to
nauczycielka życia, ani przywoływać wypływających wprost z niej przykładów,
pokazujących jak się kończyły dotychczasowe „wznoszenia na wyższy poziom
integracji”. Pokoleniu 68 to umknęło bo na żadne nauczycielki czasu nie mieli
przesiadując w przywołanych komitetach, paląc papierosy i ględząc o durnotach,
a to najnowsze, które za tamtym teraz może pójść, to w jakimś sensie
analfabeci. Którym do głowy nawet nie przyjdzie, że „zrywanie z państwem
narodowym” wymaga też zrobienia porządku z mniej lub bardziej przywiązanymi do
tych państw narodami. Biorąc pod uwagę tempo, proponowane przez autorów
manifestu najszybszym sposobem zdają się być doły z wapnem. Sposób sprawdzony
już niejednokrotnie w toku wyrywania narodom ich „państw narodowych”.
Skończyć
powinienem ogólną refleksją nad dramatycznym końcem tworów, które w przeszłości
problem wspólnot narodowych starały się jakoś rozwiązać poprzez „wnoszenie się
na wyższy poziom”. Ale wizja Cohn-Bendita wyrywającego naszym politykom nasze
„państwo narodowe” przypomniała mi anegdotę. Od razu zastrzegam, że ta
najszybciej rzucająca się w oczy zbieżność jest naprawdę przypadkowa.
Na
ulicy Warszawy, już po wojnie spotyka Polak swego sąsiada Żyda. Pamięta sprzed wojny
i sąsiada i jego trzech synów więc pyta o nich.
-
Cóż porabiają chłopaki?
-
Najstarszy jest w Związku Radzieckim. Komunizm tam buduje.
-
A średni?
-
Średni jest w Ameryce. Stara się tam budować komunizm choć łatwe to nie jest.
-
No a najmłodszy?
-
Jest w Izraelu.
-
Buduje tam komunizm? – domyśla się pytający.
-
Zwariował sąsiad?! We własnym kraju?!
Nie
chodzi mi oczywiście o ten kraj Cohn-Bendita, o którym pewnie wielu pomyślało.
Jestem pewien, że gdyby postulaty obu panów wprowadzić w życie, ten ponadnarodowy,
europejski twór, o który walczą, zapewne przypadkiem, w kolejnych wyborach
oddawałby stery władzy rodakom albo Cohn-Bendita albo Marquardt. I decydowała
by o tym nie ideologia a zwykła matematyka.
Zatem
gdy panowie wołają „Przecz z państwem narodowym” ja odpowiadam im „przecz z
preczem!!!!”* Tak w klimacie Paryża z młodości „Czerownego Dany’ego”.
*
Nie wiem kto był autorem tego hasła- karykatury sławnego „zabrania się
zabraniać”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz