wtorek, 24 września 2013

Natural born killers

Smutny a nawet koszmarny epilog do równie koszmarnej historii sprzed wielu miesięcy, zatytułowanej „budowa autostrad w Polsce” przeczytać można w Gazecie Prawnej.* To historia prawdopodobnego końca firmy, która uratowała swego czasu kilka twarzy z pierwszych stron gazet a jakby przy okazji posadę swego obecnego kata, pana Lecha Witeckiego, szefa GDDKiA. W liście do Witeckiego prezes niemiecko-czeskiej firmy Boegl a Krysl napisał, że „dochodzi do likwidacji spółki budowlanej, która nawet kosztem strat finansowych, zamiast sporów sądowych, wolała się wywiązać z honorem z umów i ukończyć swoje budowy”*. Rzecz dotyczy 100 milionów kar umownych, naliczonych tej formie przez GDDKiA w związku z realizacją niegdysiejszej „mission impossible” czyli najpierw zapewnieniem „przejezdności” a później ukończeniem kluczowego odcinka autostrady A2. Tego, który przed Euro12 stał się najpilniej obserwowaną „wielką budową socja… III RP”.Była i „Gruba Berta” i sieć pękająca od zachwytów miłośników ministra Nowaka, którzy natychmiast pojechali testować „przejezdność”, zapoznając się przy okazji z wkładem III RP w rozwój współczesnej semantyki.
Ja nie twierdzę, że te 100 milionów to coś, co Witecki i jego ludzie wzięli ot tak, z czapy. Nie twierdze też, że szefowie Boegl a Krysl nie ponoszą winy choćby przez niezbyt uważne przeczytanie podpisywanych w pośpiechu umów czy też w skutek nadmiernej wiary w to, że ich przysługa zrodzi przysługę, z której to oni skorzystają. Nie twierdze tego absolutnie.
Tym bardziej nie twierdze, że odcinek tak zwany „środkowy odcinek” autostrady A2 to jakieś zjawisko paranormalne, coś w rodzaju „trójkąta bermudzkiego” w którym z niewyjaśnionych powodów znikają firmy budowlane, specjalizujące się w drogowych przedsięwzięciach. Po COVEC (która na szczęście dla niej znikła tylko z naszego rynku) i DSS przyszła kolej na Boegl a Krysl.
Boegl a Krysl to nie jakaś tam podwórkowa ekipa, co się skrzyknęła bo poszedł chyr, że jest interes do zrobienia. Ma na swoim koncie kilka inwestycji. W Polsce i nie tylko w Polsce. Mało prawdopodobne jest więc, że wpakowała się w coś, co było ponad jej siły. Okazało się jednak, że budowa autostrad w Polsce to coś, co i ja przerosło. I tu pojawia się pytanie, czemu tak jest, że uścisk dłoni szefów naszych „dróg krajowych i autostrad” często jest śmiertelny. 
Obok mojego miasta znajduje się koniec autostrady A1. Jako dziecko byłem przekonany, że żadna droga nie ma końca. Nawet jak gdzieś tam dotrze do gór nieprzebytych czy oceanu bezkresnego, zgrabnie zakręci i znajdzie kierunek, w którym dalej podąża. Od wielu miesięcy widzę koniec drogi. Tym ciekawszy, że wcale nie mający prawa istnieć. Ponad rok temu z budowy zeszła irlandzka firma SRB, procesująca się obecnie z GDDKiA o 1 miliard złotych należności za wykonane prace. Konflikt między GDDKiA i SRB i list prezesa Boegl a Krysl przywołują z kolei dramatyczne zakończenie współpracy Generalnej Dyrekcji z kolejna firmą zaangażowaną w budowę autostrady A1. Jarosław Duszewski, prezes firmy Alpine Bau,  która zeszła z budowy mostu w Mszanie napisał do szefa GDDKiA list. Pisał w nim „
 „Z polskiej zielonej wyspy uczynił pan rzeźnię polskich i europejskich firm budowlanych. Jest pan jedynym urzędnikiem w UE, który przy tak ogromnych środkach doprowadził do zapaści budownictwa drogowego, a kraj pozbawił koła napędowego przeciw recesji - pisze w dramatycznym tonie Duszewski. Może być Pan dumny, 600 ludzi pozostaje bez pracy w Polsce i 15000 w Europie przez Pana. List ambasadorów do Pana Premiera Janusza Piechocińskiego, w sprawie stosowanych przez Pana nieczystych i nie przyjętych w normalnych stosunkach biznesowych praktyk, powinien zmusić Pana przełożonych i to będę walczył w imieniu 600 polskich pracowników, których pozbawił Pan pracy, do jednoznacznego pozbawienia Pana stanowiska.”**
Zaiste trudno przejść obojętnie obok niektórych stwierdzeń zacytowanego listu. I to bez względu na to, czy Alpine Bau padła ofiarą okoliczności, czyjejś złej woli czy też własnej niefrasobliwości. Pamiętam kampanię wyborczą sprzed kilkunastu już lat, gdzie jedna z politycznych sił, której rdzeń z czasem, że tak powiem, zlał się w Platformę Obywatelską, swój program gospodarczy opierała na twierdzeniu, że budowa autostrad może napędzić nasza gospodarkę. I coś w tym być musi bo trudno znaleźć inną dziedzinę, która byłaby w stanie wygenerować taką liczbę miejsc pracy. Szczególnie gdy ogromna część funduszy przychodzi z zewnątrz niczym prezent.
Okazuje się jednak, że nie u nas. Mimo tego, że na drogi dostaliśmy z Unii ogromne pieniądze, które powinny wygenerować nam wzrost PKB rzędu 0,5 punktu procentowego i przy okazji drastycznie zmniejszyć bezrobocie nadal ledwie wystajemy jak piaszczysta lacha z morza kryzysu a stopa bezrobocia co najwyżej drgała sezonowo.
Zamiast tych profitów udało się nam wygenerować w dziedzinie drogownictwa osobliwy „inkubator przedsiębiorczości”. Działający na opak temu, co być powinno i co podpowiada logika. Niczym doborowe stado urodzonych morderców firm, które zdążyły liznąć świata zanim im rozum odebrało i porwały się na III RP.

** http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/930875,alpine-bau-do-gddkia-lech-witecki-to-rzeznik-firm-budowlanych-list,id,t.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz