Zanim przejdę do rzeczy wyjaśnię,
jakie mam kompetencje by w ogóle zabierać głos. Mniej więcej a może nawet dokładnie
takie, jak tych 900, których zapytano czy eksperci Macierewicza mają
wystarczające kompetencje by zajmować się badaniem katastrof lotniczych. To, że
opinia prawie 500 z nich jest jak najpoważniej przywoływanym argumentem za tym,
że eksperci nie są wcale ekspertami pokazuje, że moje kompetencje też są
wystarczające a może nawet wybitne.
Wbrew pozorom to, co napisałem wyżej,
żartem jest w niewielkim stopniu. A przywołany sondaż naprawdę coś istotnego
dla całej sprawy pokazuje. Chodzi bowiem o to, że ten akt wojny o Smoleńsk,
który rozpaliła publikacja (czy jak niektórzy piszą, kublikacja) „Wyborczej”
nie toczy się wcale o rozumy Polaków ale o ich serca. Zatem ten, kto wpadł na
pomysł badania, co sobie o wszystkim myśli „statystyczny Polak” albo wiedział o
co idzie albo jest naprawdę łepskim gościem.
Oglądając wczorajszy program Gawryluk
w Polsacie pomyślałem najpierw, że jeszcze trochę podobnej „dyskredytacji”
Biniendy, Rońdy i Obrembskiego a w zamach będzie wierzyć nie 20 ale 50 %
pytanych o to Polaków. Zaraz po tym przyszło mi do głowy, że w jednym Lasek
wykazuje się wyjątkową roztropnością by nie powiedzieć mądrością. W tym, że za
żadne skarby nie chce się konfrontować ze wspomnianą wyżej ekipą. Oczywiście zaraz
ktoś powie, że „nie chce legitymizować”. Dupa tam! On, jak mi się wydaje, pojęcia
„legitymizować” chyba jednak nie zna. On wie albo czuje, że nie tylko nie ma
szans w starciu na argumenty. Czemu nie ma napiszę dalej, oczywiście z poziomu
moich statystycznych kompetencji. Czemu natomiast nie ma szans w starciu o
sympatię tych, którzy byliby widzami takiego starcia? Ano proszę sobie popatrzeć
w wizualne archiwa i porównać występy Laska choćby z występem Rońdy i, w
mniejszym stopniu, Biniendy u Gawryluk. Obaj biją szefa rządowego zespołu nie
tylko doświadczeniem i dorobkiem naukowym ale też umiejętnością mówienia do
ludzi w sposób, który jest w stanie ich zaciekawić nawet, jeśli są tylko tymi
900 statystycznymi Polakami. Przykładem niech będzie choćby ów przyniesiony i
nie do końca za sprawą Gawryluk wykorzystany model sklejanego „tupolewa w
stadium rozkładu”, który pokazał nie tylko ogromne poczucie humoru profesora mrugającego
do wszystkich, dla których sklejanie modeli absolutnie dyskwalifikuje, ale był kapitalną ilustracją do jego
wątpliwości na temat rozsypywania się samolotu w locie. Takim samym przykładem była uwaga Biniendy o
brzozie, która złamała się w kierunku prostopadłym do tego, z którego miała być
uderzona. Widząc to i słysząc człowiek zaczyna się zastanawiać. Choćby naprawdę
nie chciał.
W przypadku Laska, przeciętny obserwator,
jeśli już w ogóle zastanawia się, to nad tym, o co może mu chodzić. Nie wiem
czy kiedykolwiek Lasek spotkał się z jakimś specem od wizerunku. Jeśli tak,
może nawet i usłyszał, że mówi i prezentuje się w sposób, który zmusza słuchających
do zastanowienia czy on czasem nie łże. Ja mam nieco inne odczucie. Wynika ono
oczywiście z tego, że jestem tylko równie kompetentny co tych 900. Dla mnie
Lasek wygląda, jakby chodził na sprężynie. Jakby był niezbyt dopracowanym
androidem. Reszta jego ekipy… Kiedy siedzi z nimi za stołem trudno stwierdzić,
czy pozostali to nie są manekiny powtykane za blat dla dodania powagi. A to, co
wtedy się mówi to jakieś „bajki robotów”.
O tym właśnie mówię odnosząc się do przywołanej
wcześniej walki o serca Polaków. Tych oczywiście, co je mają.
No a jeśli chodzi o starcie na
argumenty? Przypomnę ponownie, że mam w tej sprawie tyle do powiedzenie, co
tych 900 pytanych. Jednak skoro to wystarczy niektórym by uznać profesorów za dyletantów,
to znaczy, że tyle starczy i mnie. Swoją drogą ciekawe, czemu na podstawie
wyników badań, z których wynika, że dla ponad 70% Polaków obecny rząd to oczywista
zbiorowa pomyłka, nikt nie postuluje natychmiastowego przegnania Tuska gdzie
pieprz rośnie?
Ale wróćmy do meritum. Na podstawie
tego, co nazwałbym „ogólnym wrażeniem” sądzę, że brak możliwości porozumienia między
zespołem Laska i ekspertami Macierewicza leży także w fundamentalnej różnicy w podejściu
do badanego problemu. O ile taki Rońda stara się posiadaną wiedzę i
doświadczenia odnieść do badanej sprawy, eksperci rządowi chyba robią coś
odwrotnego. Oni najwyraźniej dopasowują sobie zdarzenia ze Smoleńska do swoich wcześniejszych
doświadczeń. Niezbyt chętnie zatrzymując się przy tym wszystkim, co jakby z ich
doświadczeniem stoi w sprzeczności. Przykładem może być choćby lekceważenie, z
jakim Lasek odniósł się do uwag, że komisji w której uczestniczył wynik pomiaru
brzozy rozjechał się wcale nie o centymetry z tym, którego dokonali
prokuratorzy czy gdy miał wyjaśnić czemu na załączniku do raportu jeden z
punktów TAWS zamazano z precyzją kogoś, kto trzy dni wcześniej kupił swój
pierwszy komputer.
To wszystko sprawia, że egzekucja,
którą zaplanowano i zaczęto wdrażać na Czerskiej, może ostatecznie skończyć się
czymś w rodzaju walnięcia się obuchem w łeb. Niezamierzonego ale jakże
zasłużonego.