„Chcemy przeprosić za wszystkie akty profanacji dokonanej wobec krzyża, znaku ofiarnej miłości. Chcemy przeprosić za egoizm i niechęć, a nawet nienawiść do innych”* – powiedział ksiądz arcybiskup a ja przyznaje, że głupio mi się zrobiło.
Raz, że nic a niech nie rozumiem księdza biskupa.
Dwa, że jak próbuję zrozumieć, to mi wychodzi, że jeśli biskup przeprasza za to, za co, jak mówi, przeprasza to znaczy, że bierze na siebie tę winę co się objawiła laniem pod krzyżem, wplataniem w czyjąś modlitwę słów na „ka”, „cha” i kilka innych, lżeniem i wyśmiewaniem tych, co próbowali się modlić bez słów na te litery. I wychodzi mi, ze wtedy, gdy biskupa nie było ni słowem ni uczynkiem to myślą i duchem był wtedy z tymi, co tę nową modlitwę pod krzyż przynieśli. Wraz z tą pełną dystansu zabawą, która tak do gustu niektórym wielki przypadła. Może właśnie przez to? A teraz rzecz przemyślał i wyszło mu, że nie powinien… Głupio mi, że taka myśl mi w ogóle do głowy przychodzi.
Trzy wreszcie dlatego, że jak już tamtą możliwość odrzuciłem jako niedorzeczną to to tylko mi pozostało myśleć, że ksiądz biskup przeprasza za tych, co uparli się mówić „Ojcze Nasz” i „Zdrowaś Mario” albo i cały różaniec, pod tym krzyżem co stanął niesłusznie, z jednej strony zakłócając widok a z drugiej radosną zabawę, co jak niektórzy widzieli była pełna światłego radosnego dystansu. I za tych co z tamtymi zabawy nie umiejącymi pojąć i uszanować jakoś czuli wspólnotę i może nawet gniew poczuli widząc z czym tam ich samych ksiądz biskup zostawił gdy tak karygodnie wypowiadali Imię Boże zagłuszając te radosne słowa na „ka” „cha” i parę innych liter.
I głupio mi, że przez to Imię Boże bez zgody, bez kwitu biskupa z imprimatur na to stosownym, imię było wymawiane publicznie i nadaremnie, teraz ksiądz biskup się musi ukorzyć. A to takie niekomfortowe. Na pewno nie tak komfortowe jak to, w którym biskup skrył się gdy ci jemu nieposłuszni w komforcie deszczu, wiatru i „dziwnej miłości” światłych bliźnich manifestowali nieposłuszeństwo wobec biskupa. I przecież musi się teraz ukorzyć, by ktoś nie pomyślał sobie że i on jak krzyż widzi to dłonią znak krzyża czyni. Że nie patrzy najpierw czy miejsce odpowiednie, czy nie wchodzi w paradę jakiejś pełnej radosnego dystansu manifestacji.
Głupio mi i temu, że teraz ksiądz biskup gotów jest czynić ekspiację dając zrozumieć mającym dystans i uradowanym, że źle robiono gdy im Nadodrze stawano mówiąc „Zdrowaś Mario” i że to nie powinno się powtórzyć. I nie powtórzy się pewnie. Bo jeśli tego wymaga „dobro wspólne” to co na przeciwko tego krzyż? I za niego gorąco przepraszamy. Ustami naszego biskupa co się zaprawdę nagle odnalazł ale za to jak umiał się znaleźć. Niezawodnie. Jak, nie przymierzając, jaki Europejczyk prawdziwy albo i w Nowym Wspaniałym Świecie bywały. Tam chyba najlepiej wiedzą co znaczy „dobro wspólne” i jak się krzyż ma do niego.
Tedy za mnie też powie ksiądz biskup swoje „przepraszam” pokorne i gorące.
A wtedy z tego lepszego, nowoczesnego świata, co się po różnych „Przekąskach i zakąskach” porozsiadał może i u usłyszy głośne, chóralne i szczere „Nic nie szkodzi księże biskupie”. Wszak po tych „Przekąskach i zakąskach” byle kto nie siedzi tylko Europa sama. Prawie taka albo i bardziej europejska niż sam ksiądz biskup ze swoim „przepraszam”. Więc w lot zrozumie, że biskup to naprawdę Europa a nie żadna tam ciemna masa co to jak widzi dwa patyki złączone to rękę jak głupek ostatni odruchowo pakuje do czoła. I jeszcze temu odpowie „nie szkodzi” że w lot pojmie, ze to do niej swe „imprimatur” biskup adresuje i jak już się zabawi i razem z tą wirującą pod nogami ziemią za progiem „Przekąsek i zakąsek” poczuje i nacisk w dole brzucha to jak w dym może pędzić się odlać pod sam ołtarz. A i pawia może dorzucić…
Wstyd mi i przez to, że pomyślałem, że księdzu biskupowi się w głowie pomieszało. Że myli zupełnie porządki i za największy i najistotniejszy uznaje chaos. Ze z pisma mu wyszło, iż jak nam kto po gębie zatrzaska to się na razy wystawiać to mało. Ze trzeba nam samemu wytrzaskać się po gębie w dwójnasób. Choć przecież Chrystus tak nie mówił. Ale co on tam wiedział? Czy bywał w „Przekąskach i zakąskach”? Gdzież tam. W jego ciemnych czasach takich mądrych i rozwijających ciało, umysł i ducha nikt nie wymyślił. Co najwyżej jakąś ciemna Kanę Galilejską w której ku wstydowi i napitku zabrakło. A w „Przekąskach zakąskach” nigdy. Czy to dzień czy noc.
Wstyd mi też za to, że we mnie nie ma tyle miłości bliźniego co w biskupie. Nie ma go ani tyle by tym szczającym na krzyż i tym co do modlitwy bluzgi wklejają powiedzieć wybaczcie, że wam w tym przeszkadzam. Ani też na tyle, by biskupa próbować zrozumieć, zamiast uznać, że nigdzie nie napisano że jak kto w purpurę odziany to nijak durniem być nie może. I wreszcie za to, że jak już pomyślałem, że kolor przed głupotą nie chroni to mam zamiar o wybaczenie boga prosić a nie wołać o nie czy to do biskupa czy też w czeluść „Przekąsek i zakąsek”.
* http://wiadomosci.onet.pl/kraj/arcybiskup-przeprasza-za-profanacje-krzyza,1,3700712,wiadomosc.html
Jakoś i ja nie mogę pozbyć się przekonania, że jednak za "trzy" przeprasza.
OdpowiedzUsuńAle nie wstydzę się, że nie mam tyle miłości co biskup.
Bo na szczęście nie mam.