środa, 8 września 2010

Esencja polskości czyli buc narodowy

Olśniło mnie wreszcie dzisiaj w sprawie wstydliwej. Wstydliwej bo nie dającej spokoju choć bardzo bym chciał by w ogóle nie zaprzątała mej głowy. Pewnie nie tylko ja zastanawiałem się i zastanawiam w czym tkwi magia faceta, który ani za mądrze (ani ciekawie) nie mówi ani za pięknie nie wygląda. Słowem nie ma w sobie nic, co przeważnie pociąga albo porywa w ludziach innych ludzi.
Wstydliwość tej sytuacji bierze się z tego, że to wszystko zaprząta mnie za sprawą nie kogo innego lecz biłgorajskiego błazna.

Fenomen tego człowieka z pozoru wydaje się nie do wyjaśnienia. Błąd wynika z przyjęcia błędnego założenia, że przy całej naszej ułomności chcemy być rządzeni lub reprezentowani przez kogoś, kto naszych słabości jest pozbawiony i każdemu zdaje się być taką zdecydowanie lepsza, stuningowana rzec by można wersją samego siebie.
Przyznaje, że to, co opisałem wyżej jest powtórzeniem mojego sposobu myślenia o ludziach którzy mają mną rządzić albo mnie reprezentować. Bo inaczej jaki jest sens by cedować na kogoś troskę o mojej sprawy i mój wizerunek.

Od dawna mam świadomość tego, że pajac z Biłgoraja konsekwentnie idzie ścieżką wytyczona przez Andrzeja Leppera. Oczywiście jeśli wziąć pod uwagę estetykę tej aury, która jako polityk wokół siebie wytwarza. Już tamten przypadek powianiem wskazać mi błąd w rozumowaniu ale tamto potrafiłem sobie przetłumaczyć specyfiką elektoratu będącego melanżem zawodu rzeczywistością i naiwnej wiary, że można ją zmienić bardzo prostymi, by nie rzec prymitywnymi środkami. W tamtym przypadku miałem świadomość filtra, który deformuje wszelkie rozważania o ogólnej istocie zjawiska.

W tym przypadku tego wszystkiego już nie ma. Ci, którzy przyznają się do fascynacji błaznem z PO są dość daleko od schematu wyborcy Leppera. Narzucają nam swój wizerunek opisany takimi atrybutami jak otwartość, umiłowanie wolnej myśli, spora i uporządkowana wiedza. I można by długo pisać tę laurkę. Laurkę ponoć rozpisująca się gdzieś na około siedmiu tysięcy elementów. Tyle, że ta laurka byłaby z gruntu fałszywa.

W bezczelnym typie można wiele znaleźć ale raczej nie tego, co opisałem. Przeglądając serwisy natknąłem się na wpis biłgorajskiego pajaca poświęcony odszkodowaniu, które odebrała Marta Kaczyńska z tytułu polisy jej rodziców. I, tak jak napisałem na początku, olśniło mnie.

To, co znajduję w słowach pana pajaca to w czystej postaci polski buc narodowy. ta przypadłość, która tak mocno nam doskwiera w każdym niemal z naszych sąsiadów i która czasem budzi się w nas samych.

By poznać jej naturę trzeba wiedzieć, że najłatwiej ją odnaleźć wokół tych, którym coś się uda, którym fortuna przyniesie szczęście albo kto osiągnie jakiś tam wyróżniający się status materialny. Wtedy do głosu dochodzi taki buc, który tu i tam opowiada, że to wszystko skandal, że takie pieniądze, że pewnie kradzione, że powinno się je ludziom rozdać… Nie będę więcej wymyślać bo któż nie zna tego ze swego otoczenia.

Rozumiem też teraz ów podnoszony od jakiegoś czasu, także przez ludzi zgłaszających również do tego, by być odbieranymi jako ludzie kultury, ze biłgorajski pajac „mówi to, czego inni powiedzieć się boją”. Dotąd sądziłem (nie rozumiejąc zupełnie owego strachu zważywszy, że to co mówi pajac jest bardzo modne i nośne i nie spotkałem się z żadnym, przypadkiem by mówienie czegoś takiego skończyło się jakimiś przykrymi konsekwencjami) ze chodzi o strach przed represjami, przed jakimiś kłopotami. Dopiero teraz dotarło do mnie, że ci artyści i intelektualiści boją się po prostu by nie wyjść towarzysko na takich samych buców jak ich uwielbiony „buc narodowy”. Po prostu im nie wypada i cieszą się aż do granicy, wybaczyć proszę, poszczania, z tego, że znalazł się taki jeden buc, który za nich powie to coś, co ich aż rozsadza ale im akurat nie bardzo wypada.

Radosny błazen zaś, mimo swego wykształcenia całego i przekonania, że pozjadał wszystkie rozumy, nie zauważa tej swojej roli przydatnego głupka, który ku uciesze wszystkich powie a to „dupa” a to „gówno” wywołując tym dość powszechny rechot.
Niestety Polak ma to do siebie, że najłatwiejszym uczuciem, które z siebie umie wykrzesać jest zazdrość a zaraz za nim zawiść. Uwielbia źle mówić o innych i słuchać jak inni o innych źle mówią. Jest w stanie się opamiętać dopiero wówczas gdy tym „innym” o którym zaczyna się mówić staje się on sam. Wtedy dopiero pojmuje, że to boli. Nie inaczej.

Jeśli więc Polaku powtarzasz teraz za biłgorajskim błaznem „skandal” i ręce ci drżą ze złości to zamiast cieszyć się, że jesteś na czasie i w dodatku w większości pomyśl, że do twojego tańca przygrywa ci wzorzec naszych narodowych przywar wcielonych w postać buca narodowego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz