Jakieś dwa czy trzy teksty temu pozwoliłem sobie zauważyć, że gdzieś tak połowa narodu wykazuje zachowania właściwe członkom sekty zaślepionym uwielbieniem dla swego duchowego przywódcy. Pokusiłem się o to zachęcony przez pewne „moralne autorytety” (pisze w cudzysłowie z tego względu, iż, jakkolwiek nie twierdzę absolutnie, że osobom tym nie można przypisać takiej roli lecz dlatego, że akurat ja tak ich nie odbieram. Ot, subiektywizm ocen…) dostrzegające jakieś tam elementy charakterystyczne dla sekty w nieco innej zbiorowości.
I tak jakoś wyszło, że postanowiłem w kręgu rozważań parareligijnych pozostać. Odnosząc się znów do wcale nie tak rzadkich głosów, że ten i ów usilnie i, co ponoć oczywiste, nadużywając tego i owego, próbuje za wszelką cenę rozniecić kult pewnego polityka, który pełnił zaszczytną, państwową funkcję i pełniąc ją poniósł śmierć, jak to się mówi „na posterunku”. Choć od razu niektórzy, jakby byli profesjonalnymi adwocatus diaboli w tej procedurze i tej konkretnej sprawie wynoszenia na ołtarze, zaczęli negować, czy istotnie było to „na posterunku” czy raczej w czasie wolnym.
Nie chcę się w tej sprawie tym akurat tekstem (a chyba i żadnym innym) wypowiadać bo nie w tej sprawie go piszę. Choć mógłbym zauważyć jakoś tak mimochodem, że kult zmarłych to rzecz naturalna w wielu kulturach. Co innego kult żywych. Ten akurat charakterystyczny jest dla kultur w jakiś sposób zwichniętych.
Skoro już mówimy o kulcie różnych osób aktywnych nie tylko w sensie duchowym ale i jak najbardziej cieleśnie w naszej jak najbardziej współczesnej rzeczywistości chciałbym zwrócić uwagę na coś, co skojarzyło mi się z mającym w naszym kraju i narodzie długie tradycje sposobem celebrowania pewnego kultu. Zabrzmi to pewnie mocno obrazoburczo albo i bluźnierczo więc spieszę wyjaśnić, że chodzi mi jedynie o sam mechanizm. Stronę techniczną wyłącznie. Absolutnie nie porównuję rzeczywistego znaczenia. I mam nadzieję że to moje wyjaśnienie to i tak jest tylko pro forma bo nikt, nawet mocno mi nieżyczliwy, nie pomyślałby żem tak głupi by porównywać w każdym aspekcie. Również i tym metafizycznym. Chodzi mi o sposób, w jaki celebruje się obecność na Jasnej Górze Matki Boskiej Królowej Polski. Ci, którzy, mają jakiś nierozwiązywalny problem i pokładają już tylko w Czarnej Madonnie nadzieję na jego rozwiązanie, udają się do Częstochowy i tam, mniej lub bardziej ukorzeni oczekują na odsłonięcie cudownego wizerunku by zanieść do niego swoje błagania.
Pewnie niewielu się ze mną zgodzi ale ten sam ceremoniał dostrzegam w sposobie rozwiązywania problemów, które co i rusz, co raz częściej nota bene, stają przed ogółem obywateli. Trwoga, jak na razie w formie takiego dreszczyku niepewności ale telepiącego z każdym dniem coraz bardziej, rozlewa się po kraju i naturalnym jest, że przydałoby się Polakom wlanie jakiejś nadziei w serca. Śmiem sądzić że już wkrótce to nastąpi wedle opisanego wyżej jasnogórskiego ceremoniału. Jak na razie jesteśmy w momencie, w którym przy tych wszystkich sygnałach, że jest źle a będzie zapewne jeszcze gorzej, nastąpiło zasłonięcie wizerunku. Gdy skala trwogi osiągnie wymagany poziom i tu i tam da się usłyszeć biadolenia, że „z znikąd już dla nas nadziei” nastąpi uroczyste odsłonięcie promieniejącego od dawien dawna (tak od trzech lat z hakiem po prawdzie) cudami wszelakimi wizerunku Donalda Tuskiego Częstochowskiego. Czy wysłucha naszych modłów i spełni nasze prośby? Trudno powiedzieć, religia opiera się wszak na wierze i z niej wywodzi pewność a nie ze statystyk, symulacji, prawdopodobieństw. Rzec więc można że albo nas uratuje albo nie. To tylko kwestia wiary. Czekać nam tedy pozostaje już tylko na odsłonięcie cudownego wizerunku tak skrzętnie w ten trudny dla nas czas trwogi skrywanego przed nami. I z taką nadzieją oczekiwanego przez przeważający odsetek.
Ps. Następny tekst dla odmiany zahaczy o Stary Testament
W zasadzie trafnie.
OdpowiedzUsuńAle co z takimi, którym Częstochowa jakoś "nie leży" i mają swoją własną Częstochowę?
To spory odsetek społeczeństwa. Też wierzącego.
Nie wiem... Mogą mieć Donalda Tuskiego Licheńskiego, Luźmierskiego i każdego innego. Wszak matka Boska też jedna jest...
OdpowiedzUsuńŁOMATKO!! Zboczyłam nieco z toku rozumowania. Najbardziej od przedmiotu kultu.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia :)
No dobra, prosto z mostu więc: A co z tymi, którzy pomijając (wybacz Matko) święty Majestat, modlą się na ten przykład do Św. Barnaby?*
OdpowiedzUsuńIm nie zależy na cudzie?
*) Św. Barnaba jest uważany za patrona tkaczy i bednarzy, wzywany jest w przypadku kłótni, o zapobieżenie osuwisku, w przypadku gradu, smutku i utrapienia.
W tym przypadku konkretnym jest tak, że ja bym wolał nie być w skórze św. Barnaby. kim by się on nie okazał ostatecznie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)