sobota, 21 lipca 2012

„Taśmy” czyli ostateczny upadek IV władzy

Będzie to kolejny tekst z ledwie ukrytą satysfakcją w tle. Nie opisze on oczywiście żadnego „ostatecznego upadku”. Doświadczenia III RP chyba oduczyły wszystkich ryzykownych stwierdzeń że coś, a szczególnie upadki są „ostateczne”. Tu, w tej naszej III Rzeczpospolitej naprawdę nie da się znaleźć wyczynu, którego z cała pewnością już nikt nigdy nie przebije.
Od „wybuchu” „afery taśmowej” komentatorzy licytują się w kwestii czy mamy do czynienia bardziej z upadkiem PSL czy może Tuska i stworzonego przez niego układu władzy. Otóż nic podobnego. Tusk i PSL nie tylko nie upadły ale są w dokładnie tym samym miejscu, w którym były. Nastąpiły drobne przesunięcia, które mój znajomy określił dosadnym „Bury odszedł, rudy został”, ale wygląda na to, że krzywda wielka nikomu się nie stała. Nawet Śmietance, któremu łzy otarto dość grubym plikiem papieru.
To, że nikomu się nic złego nie stało i nie stanie to nie przypadek. I o tym właśnie chce kilka słów napisać.
Pamiętam jeden z „odprysków” niegdysiejszej sprawy Kataryny. W ogniu dyskusji nad  „zaginionym” czy raczej sponiewieranym „etosem mediów” cześć zawodowych dziennikarzy pokazała nam, blogerom „nasze miejsce” sugerując, że tak naprawdę g***o wiemy o prawdziwym obliczu tego, co nas tak zajmuje. Sugerowali, że tylko oni byli w stanie posiąść wiedzę tajemną a to, że nie zawsze z niej korzystają to jakiś rodzaj taktyki czy nawet strategii ich profesji. Jednym zdaniem można streścić to jako takie cholernie i denerwująco protekcjonalne „Zostawcie to prawdziwym zawodowcom!”.
Gdyby chcieć ocenić profesjonalizm „IV władzy” na podstawie „afery taśmowej” trzeba by wybierać między dwiema możliwościami. Albo nasi „profesjonaliści”, co nas tak ochoczo stawiali wtedy do kąta, zaliczyli tajemny acz gwałtowny spadek do poziomu średnio operatywnej szkolnej gazetki albo cała ta „IV władza” jest modelowo wręcz zblatowana. Przez kogo zostawiam domysłom kolegów blogerów, którzy „g***o wiedzą”. Oczywiście nie można wykluczyć, że obie sytuacje zachodzą łącznie i „misternie się przenikają”.
Za pierwszą możliwością świadczy najdobitniej „wybuch” i przebieg afery. Przede wszystkim nic nie wybuchło, lecz trwało w najlepsze co najmniej od 2008 r. Trwało nie niepokojone zbytnio przez naszych „profesjonalistów” i pewnie trwałoby nadal w najlepsze gdyby Serafin i jeszcze ktoś tam naszych „zawodowców” nie wyręczył a później efektów „wyręczania” nie wręczył któremuś.  O poziomie profesjonalizmu naszych mediów świadczy zarówno informacja, że sprawa taśm „była znana od miesięcy” jak też ostatnie kuriozum. Kiedy przeczytałem informację, że do Brudzińskiego dzwonili „dziennikarze” (ten cudzysłów to najmniejszy wymiar kary za ich „zawodowstwo”) z prośbą o przekazanie „listy PSL” a później „listy PO” z nazwiskami następnych konsumentów publicznych „konfitur”, odczułem najpierw maksymalny wqrw a zaraz po tym ręce mi opadły. Bo co można myśleć gdy się słyszy, że nasze media zatrudniają ludzi mających problem z czynnością, z którą poradziłby sobie nawet taki bardziej inteligentny uczeń klasy III szkoły podstawowej mający trochę czasu i dostęp do netu. Taki jest ten „profesjonalizm IV władzy”.
Chyba, że mamy do czynienia z sytuacją drugą. W której faktycznie nasi koledzy- zawodowcy wszystko wiedzą, nic ich uwadze nie jest w stanie ujść tylko… Tylko co panie i panowie?! Czy nie widzicie nic niewłaściwego w przemycanych również przez was sugestiach, że „było zlecenie na PSL”? Przecież zlecania daje się killerom a nie „przedstawicielom IV władzy”, mającym pełnić „społeczną funkcję kontrolną” nad sprawującymi rzeczywistą władzę. Czy wśród „zawodowców” poziom sprzedajności osiągnął już taki pułap, że nawet nie wstydzicie się sami tego sugerować? Może to już nie wstyd?
Nie wiem pod co podciągnąć główną formę aktywności naszego światka „profesjonalnych mediów”. Jak nazwać to, że na tle piętrowych „wałków” i dowodów niekompetencji obecnej władzy zajmują się oni głownie kwerendą wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego i wyszukiwaniem w nich co smakowitszych kawałków. Jakby to one były największym problemem w piątym roku rządów Tuska i Pawlaka.
Gdybym miał jakoś skomentować stan naszego życia publicznego, sparafrazuję odpowiedź George’a Malory’ego, który na pytanie po co zdobywać Mount Everest udzielił słynnej odpowiedzi: "bo jest". Jeśli więc zapytacie czemu kombinują albo i kradną, odpowiem (za nich) „bo wolno”. Bo nikt w tym nawet nie usiłuje przeszkadzać.
To, że wolno to przede wszystkim zasługa naszej „IV władzy”. Jeśli zestawić choćby znany przypadek dymisji jednej ze szwedzkich ministrów za to, że ośmieliła się służbową kartą kredytowa zapłacić za paczkę pieluch z trwającą pod bokiem  naszych „zawodowców”  osobliwą „polityką prorodzinną” PSL czy innymi przejawami kreatywności naszych polityków, trudno się czemukolwiek dziwić. Nawet temu, że ktoś tam nie ma skrupułów traktując państwową posadę jako źródło „taniej turystyki zorganizowanej”. Trudno zresztą mieć pretensję do Śmietanki jeśli wziąć pod uwagę sławetną „podróż życia” obecnego „szefa szefów”. Jemu też zbyt wielkiej krzywdy nie zrobiono. Widać nikt naszym „profesjonalistom” nie dał wtedy stosownego „zlecenia”.
I na koniec macham do was szanowni, wypakowani po uszy tajemną wiedzą czerpaną z różnych ważnych korytarzy i gabinetów zawodowi dziennikarze. Macham do was z tego kącika, w którym mnie z wyżyn waszego profesjonalizmu swego czasu postawiliście. Macham do was i błagam, podzielcie się z nami tą wiedzą tajemną. Zróbcie to bo was jeszcze od jej bezmiaru w waszych głowach porozsadza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz