poniedziałek, 16 lipca 2012

Co z kogo wyłazi czyli „Migal” i wolność słowa.


Nie będę pisał o „obiedzie smoleńskim” bo przyznam, że poruszanie tej sprawy i w jakimś stopniu polemika na ten temat jest żenująca.
W sławetnym tekście Migalskiego dużo bardziej od durnego zarzutu, który chyba najcelniej do absurdu sprowadził seawolf w swym komentarzu, zafrapowała mnie „rozprawa” autora z poglądami Waldemara Łysiaka. Napisałem „poglądami” tak trochę „na skróty” bo nie one najbardziej bulwersują „latającego ornitologa”. Sam to zresztą przyznaje w dzisiejszej „instrukcji obsługi tekstów Migalskiego” zwracając przede wszystkim uwagę, że w polemikach pominięto „fakt skandalicznego opublikowania w tygodniku „Uważam Rze” artykułu Waldemara Łysiaka, atakującego bardzo brutalnie Lecha Kaczyńskiego. Za skandaliczny uważam zresztą nie tyle ów artykuł (choć przekroczono w nim granice dobrego smaku), ale właśnie to, że na jego publikację zdecydowało się grono, które lubi określać się jako publicyści niepokorni i odsądzać od czci i wiary tych, którzy – według nich – nie nazbyt właściwie odnoszą się do zmarłego prezydenta”.*
Przyznam szczerze, że gradacja „skandaliczności” w ocenie zaistniałego i opisanego w powyższym fragmencie zdarzenia w moim odczuciu gorzej świadczy o panu Marku Migalskim niż o „niepokornych publicystach” (jak ich z wyraźnym przekąsem określa Migalski) z „Uważam Rze”. Nie czytam tygodnika z uwagi na poczynioną publicznie swego czasu, znaną niektórym obietnicę, ale wiem, że Waldemar Łysiak publikuje w tygodniku swe teksty cyklicznie. Prezentując w nich swój punkt widzenia. Rzeczą skandaliczną byłoby bez wątpienia, gdyby redakcja odmówiłaby mu publikacji tego czy innego tekstu bo uznałaby, że punkty widzenia autora i redakcji na tę (czy inną) sprawę nagle się rozminęły.
Oczekiwanie Migalskiego jest albo chęcią naprawdę topornego już na pierwszy rzut oka czepiania się (potocznie nazywa się takie dopi***niem się”) redakcji lub prymitywnym przekonaniem, że w każdej gazecie lub czasopiśmie wszystko musi wychodzić spod jednej myślowej sztancy. A odstępstwa od niej nie powinny mieć miejsca.
Taki punkt widzenia u kogoś, kto próbuje swe polityczne decyzje uzasadniać (nie uszanowanym przez niektórych) prawem do innego zdania, innego poglądu nie jest czymś dziwnym. Jest czymś skandalicznym. Dowodzącym , że całe bywanie Migalskiego w wielkim świecie jest po prostu marnowaniem pieniędzy. Jego własnych gdy jedzie jako Migalski i publicznych gdy bywa jako przedstawiciel państwa i Narodu.
Trudno mi na podstawie „wrzutek” Migalskiego stwierdzić co tak naprawdę Łysiak „uważa rze” w sprawie wawelskiego pochówku i prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Nie mam zamiaru, z przyczyn podanych wyżej, kupować artykułu. Przyjmuję „na wiarę”, że Migalski uczciwie przedstawił wymowę artykułu Łysiaka.  Jeśli Migalski uważa inaczej niż Łysiak, niech się z nim wda w poważną polemikę. Polemikę, która będzie możliwa choćby z tego powodu, że „niepokorni publicyści” pozwolili Łysiakowi swój punkt widzenia zaprezentować.
Od dawna obserwuję tutaj zmagania Migalskiego z ludźmi, którzy z tych czy innych powodów próbują zamknąć mu usta lub choć ograniczyć jego prawo wyrażania własnych poglądów. Nigdy nie uważałem tego za zasadne nawet wówczas, gdy te poglądy wydawały mi się zbyt „własne”.
I teraz ze zdumieniem odkrywam, że z człowieka, który powinien być ostatnim nawołującym do odbierania komukolwiek możliwości wypowiadania własnych opinii wyłazi taki PRL-owski prymityw z Mysiej próbujący robić „zapis na Łysiaka”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz