poniedziałek, 30 lipca 2012

Kalemba junior czyli Camorra w miasteczku


Starając się zamknąć ostatnie wątki wywleczonej nagle acz spektakularnie PSL-owsko- Platformerskiej „Familiady” pan Tusk z panem Pawlakiem, myślę, że całkiem niechcący choć kto tam wie, po raz kolejny ujawnili prawdziwe oblicze systemu, który z mozołem od lat tworzą. Nazwać go trudno. Elementy, które go tworzą mają przeróżne inspiracje. Od systemu lennego, z którego zaczerpnięto organizację państwa ( podzielonego na lenno Tuska i jego pallatynów i lenno Pawlaka z jego wasalami) aż po motyw rodem z Corleone. Ten ostatni spełnia się za sprawą Kalemby juniora, który, pewnie ku swemu zaskoczeniu a może i szokowi, „stanął napoprzeg” wzburzonej koalicji rządowej, która niczego bardziej nie potrzebuje jak dotarcia do spokojnego portu. Okazało się, że droga do tego spokoju i tego portu wiedzie po plecach i przez spokojne życie młodszego z panów Kalembów spełniających się w naszej państwowej agrokulturze.
Wyobraź sobie teraz, drogi czytający, jak by to wyglądało we wspomnianym Corleone. Do młodego Kalemby dotarłby jakiś żołnierz czy to don Dona czy to don Valdemara i ze słowami „Ja tam do ciebie nic nie mam ale sam rozumiesz, przede wszystkim Rodzina” rzecz by załatwił szybko choć raczej nie bezboleśnie.
Tak dobrze czy tam tak źle to u nas jeszcze nie jest ale… Oto rzecz załatwili ze sobą dwaj ojcowie „Rodzin”. Przeczytałem, że wczoraj  „premier Donald Tusk informował, że uzyskał zapewnienie od prezesa PSL, że będzie on (syn Kalemby – uwaga moja) gotowy do rezygnacji z pracy w tej agencji.”*
No i świetnie. Tyle, że dziś okazało się, iż pan Pawlak zapomniał najwidoczniej rzecz skonsultować z głównym zainteresowanym. I ze wspomnianego „zapewnienia” wyszła kompromitacja. Bo młody Kalemba, od wielu lat pracujący tam, skąd teraz duumwirat zamierza go „pro publico bono” przegnać przecz, ogłosił, że z roboty odchodzić nie zamierza.
W całej tej sprawie zdumiewające jest to, że nikt wcześniej nad tym drobnym szczegółem nawet się nie zastanawiał. Wszyscy uznali, że skoro „tata” Tusk z „tatą” Pawlakiem uznali, że tak ma być, po prostu tak będzie.
Wybaczcie mi proszę czytelnicy ostrość tego stwierdzenia ale oglądamy właśnie ten odcinek serialu, w którym okazuje się, że tajemniczy acz ujmujący swą zaradnością przedsiębiorcy, którzy jakiś czas temu przybyli do miasteczka są po prostu mafijną rodziną. O określonej hierarchii, w której nie ma potrzeby pytania jakiegoś tam Kalemby juniora. Starczy, że się dogadają szefowie rodzin.
Właściwie nie wiem czego się spodziewać dalej. Czy nasi politycy, nasze „ostoje nowoczesnej demokracji” mają zamiar w przyszłości cementować koalicje mariażami swych synów z córkami współkoalicjantów czy może będą zawierać przymierze nad dymiącymi jeszcze od pocisków trupami wspólnych wrogów.
Przyznam, że młodego Kalemby mi szkoda. Nie znam go i nic poza tym co udaje się wydobyć z medialnego szumu o nim nie wiem. Ale współczuję młodemu człowiekowi, którego „sprzedał” własny ojciec za ministerialny stołek i którego jakiś tam pan Prezes potraktował jak „własność stronnictwa”, którą może dowolnie dysponować.
Myślę, że najlepszym wyjściem z sytuacji byłaby ostentacyjna zmiana nazwiska przez Kalembę juniora by dać do zrozumienia że nic go już z takim tatą z tym stronnictwem i z tą całą „demokracją” nie łączy. Pewnie zbytnio by mu się to nie opłaciło ale ustawiłby się w długim szeregu tych, którzy źle skończyli ale chociaż się odważyli postawić tej mafii.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz